Uciekinierzy
Ucieczka.
Człowiek bardzo różni się od zwierzęcia. Oprócz tych
samych funkcji życiowych, charakterystycznych dla ssaków, niewiele mają
wspólnego. Człowiek to istota myśląca, posiadająca duszę… Ale jest coś, co
każdy z nich posiada – instynkt. Ludzie często nie potrafią mu zaufać; rozum im
w tym przeszkadza, ale w ostateczności, zawsze wiedzą, kiedy uciec…
Można uciekać od wielu rzeczy: problemów, uzależnień,
obowiązków, konsekwencji, innych ludzi. Ale najgorszym rodzajem ucieczki, takim,
który wdziera się do serca, gwałtownie wyrywa z niego ogromny kawałek i na
zawsze pozostawia cię niekompletnym, jest ucieczka z domu.
Wiadomo, że każde dziecko kiedyś miało ochotę trzasnąć
drzwiami, wyjść i już nigdy nie wrócić; albo powrócić trochę później, ale
nieźle wystraszyć rodziców i udowodnić sobie, że jeszcze im zależy… Może
pakowałeś już walizkę, może miałeś już wszystko zaplanowane, ale w
ostateczności, dziwny rodzaj niepokoju, cię powstrzymywał.
Ale jest coś jeszcze gorszego – gdy ktoś (lub coś) zmusił
cię do ucieczki. Wbrew twojej woli, bez możliwości powrotu, trafiając w nowe,
nieznane miejsce…
Pozbawieni dobytku. Przestraszeni. Niepewni przyszłości.
Na zawsze zranieni…
To było głupie. Naprawdę głupie.
Przecież na tym mu właśnie zależało, prawda? Marzył o
tym. W końcu mógł być z idealną dziewczyną, która… nie do końca do niego
pasowała?
Wszystko układało się dobrze. Spotykali się, rozmawiali,
a później zostali parą. Tak to działało, prawda?
Powinien być szczęśliwy.
Powinien.
Szli razem korytarzem. Ona jak zwykle opowiadała o tym,
jak spędziła dzień. O swoich wzlotach i upadkach. O swoich zmartwieniach,
przemyśleniach.
Na początku lubił ją słuchać – chciał być dobrym
chłopakiem, którego naprawdę obchodzi to, co mówi jego dziewczyna. Ale w pewnym
momencie stało się to męczące. W swoim życiu często pełnił rolę przyjaciela,
który zawsze wysłucha, coś poradzi. Ale… oczekiwał tego samego. Może nie
wyglądał na taką osobę, ale także potrzebował się czasami po prostu komuś wygadać. I myślał, że będzie mógł
polegać na swojej dziewczynie. Niestety… przeliczył się.
Jasmine była niesamowitą gadułą.
Wiedział o tym od początku, ale… odrobinę się
rozczarował.
Dopiero w tym roku zaczął zwracać na nią uwagę –
dostrzegać ją nie tylko jako koleżankę, z którą chodzi do tej samej klasy, ale
jako ładną, intrygującą dziewczynę. Nie znali się za dobrze. Albus od zawsze
wolał spędzać czas ze swoją rodziną oraz ze Scorpiusem i Rose – swoimi
najlepszymi przyjaciółmi. Później poznał Norę i wiele na tym zyskał.
Wiedział, że Jasmine jest bardzo ambitną osobą. Dużo się
uczyła, dostawała dobre oceny. I zawsze nieśmiało się do niego uśmiechała.
Wyglądała na taką małą szarą myszkę. A w tym roku? Zmieniła się. Wypiękniała,
stała się bardziej pewna siebie, pogodna, otwarta na ludzi. I to mu się podało.
Zerknął na nią kątem oka, uśmiechając się i przytakując
głową; udając, że ją słucha. Wyłączył się po jej drugim zdaniu, wiedząc, że ta
i tak tego nie zauważy.
Wyglądała ślicznie – krótkie, kręcone, czarne włosy miała
jak zwykle poczochrała i wpięła w nie małą spinkę w kształcie czerwonego
tulipana. Usta jej się nie zamykały, oczy lśniły podekscytowaniem. Ubrana była
w przepisową, czarną, szkolną szatę, którą zapięła na ostatni guzik i w której
przedniej kieszeni tkwiły okulary.
Szli pod ramię, mijając innych uczniów, którzy, tak jak
oni, skończyli już lekcje. A Albus zastanawiał się, jak najlepiej od niej
uciec… Uszy go już bolały od jej nieustannego trajkotania. To może okrutne, bo
naprawdę ją lubił, ale czasami miał jej po prostu dość. Tak jak w tym momencie.
Zastanawiał się właśnie, jaką wymówkę wymyślić, gdy
Jasmine ścisnęła jego dłoń i powiedziała:
– …czekają na mnie. Mówiłam ci, że dzisiaj mamy zamiar
uczyć się do testu powtórzeniowego z eliksirów. SUMy to nie przelewki. Wiesz,
że chcę być do nich jak najlepiej przygotowana. Później mogę ci dać notatki. Ale
wracając. Organizujemy sobie taki babsko-naukowy wieczór. Wiesz, że bym cię
zaprosiła, ale nie mogę… – Wspięła się na palce, pocałowała go w policzek i
odbiegła, krzycząc jeszcze przez ramię: – Zobaczymy się jutro!
– Ta…. cześć – wymamrotał, odprowadzając ją wzrokiem.
Westchnął, przeczesując ciemne włosy dłonią.
– Ta dziewczyna kiedyś cię wykończy – powiedział
współczująco jegomość znajdujący się na obrazie, koło którego zatrzymał się Al.
Staruszek pogładził się po brodzie i cmoknął, kręcąc przy tym głową.
– Święte słowa. – Albus uśmiechnął się krzywo do
mężczyzny, wsadził ręce do kieszeni i odrobinę się garbiąc, ruszył dalej.
Gdzie? Sam nie wiedział. Miał zamiar rozkoszować się brakiem dość piskliwego
głosiku, wyrzucającego zaskakującą liczbę słów wprost do jego biednego ucha.
Zastanawiał się właśnie, czy za pomocą Mapy Huncwotów (z
którą ostatnimi czasy się nie rozstawał; ostrzegała go przed Jasmine) nie odnaleźć
Nory i nie pójść z nią porozmawiać, ale przypomniał sobie, że dziewczyna jest
na zajęciach z transmutacji – na które, o dziwo, wciąż chodziła. Kiedyś ją
spytał, czemu z nich nie zrezygnowała. Odpowiedziała, że nie chciała zawieść
profesor Wardrobe i że kocha transmutację. Albus doskonale to rozumiał. Sam
posiadał pasję, bez której nie mógłby żyć.
Rozluźnił krawat i przeprosił jakąś dziewczynkę, na którą
przez nieuwagę wpadł. Wciąż nie mając pojęcia, co robić, skierował się w stronę
zejścia do lochów, planując wrócić do swojego dormitorium i… na tym jego plan
się w sumie kończył. Może później coś wymyśli…
Właśnie wychodził z klatki schodowej, gdy zauważył dwie
znajome postacie. Uniósł dłoń, by im pomachać, ale szybko ją opuścił, gdy
zauważył jej spojrzenie…
To go dezorientowało.
Zawsze myślał, że rozumie kobiety. Mieszkał z dwoma
paniami i posiadał tyle ciotek, kuzynek, że wydawało mu się, że nauczył się o
nich już wszystkiego. Można się domyślić, że gdy już spotykali się całą rodziną,
było to dość niebezpieczne… Tyle kobiet, tyle różnych emocji, tyle problemów…
Bardzo je kochał, ale potrafiły być męczące.
A tutaj taka niespodzianka…
Zupełnie nie rozumiał Tamary.
Na początku wydawała mu się fałszywa; widział, jak bawi
się Fredem i Jamesem. Zupełnie tego nie pojmował.
Wtedy nie zwracała na niego uwagi, a go to jakoś zbytnio nie obchodziło. Nie
lubił grzebać w czyimś szambie. Później próbował się do niej przekonać, gdy
zdradziła, że znalazła się w Hogwarcie, by chronić Norę. Ale nie było to łatwe.
Tamara wciąż go obrażała, stworzyła między nimi mur, którego nie dało się tak
łatwo zburzyć. Dlaczego? Albus nie wiedział. Nora uważała, że Rosjanka ma po
prostu problemy z okazywaniem swoich uczuć… Ale czy to powód, by wszystkich
obrażać? A potem… coś się zmieniło. Zaczęli ze sobą rozmawiać, zaczęli się
rozumieć, zaczęli razem troszczyć się o Eleonorę. I Alowi naprawdę się to
podobało. Ale znów nastąpił zwrot o sto osiemdziesiąt stopni. Odbudowała mur...
W jednej chwili miał wrażenie, że ta dziewczyna rozumie
go jak nikt inny, że może porozmawiać z nią o wszystkim, że jest między nimi w
porządku. Ale w następnej… spotykał się z królową chamstwa i chłodu.
Miał nadzieję, że bransoletka, którą jej podarował,
pokaże jej, że ma dobre intencje, że chce się z nią dogadywać. Przecież
potrafił spostrzec, jak bardzo troszczyła się o Norę. Że jest niezwykle odważną
i lojalną osobą. Ale czemu musiała udawać taką… niedostępną? Nie wiedział, czy
to odpowiednie słowo.
Miał wrażenie, że to przez Jasmine stracił kontakt z Tamarą.
Ale nie rozumiał dlaczego. A najgorsze było to, że ostatnimi czasy, w swojej
głowie, wciąż porównywał do siebie obydwie dziewczyny i nie mógł pozbyć się
wrażenia, że to Tamara często zachowuje się tak, jakby tego oczekiwał od
Jasmine… Wiedział, że nic do niej nie czuje – uważał się za dość rozsądną osobę
i zdawał sobie sprawę, że z dziewczynami, takimi jak Rosjanka, są same kłopoty.
Zapewne wyrwałaby mu serce z piersi, rzuciła na ziemię i przeszła po nim w
swoich butach na obcasie. Albus nie chciał czegoś takiego.
Ale...
Co
by było ,,gdyby”?
Tak jak zwykle, nie potrafił nic wyczytać z ciemnych oczu
dziewczyny.
Od zawsze jego wzrok najpierw przyciągało jej spojrzenie,
a dopiero potem zwracał uwagę na oszałamiające piękno – które wielu potrafiło
zawrócić w głowie…. A jemu? Chyba nie. Starał się raczej dostrzegać osobowość
człowieka, uważając, że wygląd – który przecież kiedyś przeminie – jest mniej
istotny.
Była bledsza niż zwykle i miał wrażenie, że szczuplejsza
na twarzy – jej kości policzkowe stały się jeszcze bardziej wydatne. Pełne
wargi wyjątkowo nie pokrywał żaden błyszczyk ani szminka, ukazując po raz
pierwszy ich naturalny róż. Wydawało się, że w ogóle nie nałożyła makijażu.
Ciemne włosy miała rozpuszczone. Użyła swojego czarnożółtego krawatu jako
opaski, by je przytrzymać. Albusowi przemknęło przez myśl, że to pierwszy raz,
gdy Puchonka naprawdę wyglądała na swój wiek – zazwyczaj bardzo się postarzała.
I prezentowała się teraz o wiele lepiej.
Tamara przerwała swoją wypowiedź, zacisnęła usta,
uciekając wzrokiem w bok i udając, że nie zauważyła zbliżającego się Albusa.
Mruknęła coś do Freda, odwróciła się na piętach, powiewając swoimi gęstymi
włosami i ściskając w rękach książki, odeszła nie oglądając się za siebie.
Zniknęła za zakrętem, wychodząc z klatki schodowej. Echo jej obcasów
rozbrzmiewało jeszcze przez kilka sekund.
Al stanął koło kuzyna i od razu jęknął, gdy ten przywalił
mu łokciem w bok. Spojrzał na niego z wyrzutem.
– O co ci znowu chodzi? – spytał, odsuwając się od mulata
na bezpieczną odległość i opierając się tyłem o chłodną, kamienną poręcz
schodów.
– Ogarnij się, stary. Ona nie będzie na ciebie długo
czekała. – Fred usiadł na tej samej poręczy i zaczął, jak małe dziecko, machać
nogami, choć jego mina była wyjątkowo poważna.
Albus zmarszczył brwi.
– Czy ty sugerujesz, że ona…? – Nie potrafił skończyć
tego pytania. Nie wiedział jak. Był zbyt zdumiony. – Przecież to niemożliwe –
mruknął w końcu.
– A mówią, że to ja jestem tym głupszym w rodzinie. –
Prychnął i z rozbawieniem pokręcił głową, patrząc na niego spojrzeniem z serii:
Biedny, naiwny Aluś... – Masz w ogóle
oczy, chłopie?
– Ale niby skąd to możesz wiedzieć? – Albus nie chciał w
to uwierzyć. Przecież to nie miało kompletnie sensu. Ona go nienawidziła,
unikała, wciąż dogryzała.
I wtedy Fred, zapewne po raz pierwszy i miejmy nadzieję,
że nie ostatni raz w życiu, powiedział mądrze:
– Kobietę, nawet nie wiadomo jak twardą, zawsze zdradzą
oczy…
~~*~~*~~*~~
Wyszła z sali i stanęła, nie wierząc w to, co się przed
chwilą wydarzyło.
Mieli rację. Wszyscy mieli rację.
Te zajęcia jednak nie były dobrym pomysłem.
Wciąż lekko roztrzęsiona przeszła kilka kroków, by opaść
na kamienną ławkę, stojącą przed salami lekcyjnymi. Ukryła twarz w dłoniach i
skupiła się na równomiernym oddychaniu.
Przecież nic takiego się nie stało.
To nie koniec świata.
Ale co jeśli… wszystko zniszczyła?
Praktycznie uciekła z zajęć – powinna na nich być jeszcze
piętnaście minut, ale powiedziała, że jest zmęczona i po prostu wyszła.
To wszystko przez to głupie rozkojarzenie! Straciła
kontrolę i… ujawniła się.
Powoli zapadał wieczór. Koło niej przeszło kilka osób,
może przeleciały dwa duchy, nie zwracając na nią uwagi. Zaczęła czuć chłód,
przenikający przez mury zamku i powoli ją osaczający, czego skutkiem było
pojawienie się gęsiej skórki na jej rękach. W korytarzu nagle zapaliły się
pochodnie, oświetlając obrazy, średniowieczne zbroje, gobeliny i podejrzanie
wyglądającą roślinkę, która oblizywała się, patrząc na dziewczynę – ona nawet
języka nie powinna mieć! Niepokojące…
Podskoczyła, gdy gdzieś nad jej głową coś upadło z
trzaskiem. Pewnie Irytek znowu narozrabiał…
Cieszyła się względną ciszą i spokojem, gdy, oczywiście,
ktoś musiał to przerwać…
– Nora! Wszystko w porządku? – Usłyszała zaniepokojone pytanie.
Zapomniała, że umówiła się z Jamesem, który odrabiał w tym samym czasie
szlaban.
Westchnęła, gdy poczuła, że chłopak siada koło niej i
bierze ją w ramionach. Niby przyjemnie, ale… chciała mieć święty spokój… Opanował
się jednak i odpowiedziała:
– Przez przypadek zmieniłam się przy Wardrobe.
Zapadła cisza. Ramiona, które ją obejmowały, nagle
zesztywniały. Zaczęła odliczać w głowie:
Trzy…
dwa… jed-
– Co?! – wykrzyknął, podrywając się na równe nogi i
patrząc na nią groźnie.
…-en.
Wetchnęła ponownie, nawet nie podnosząc głowy, by
spojrzeć na Pottera. Przybrała zblazowaną minę, gdy ten krzyczał, wiedząc, że
musi to przeczekać.
– Mówiłem, że to się tak skończy! Nie możemy jej ufać!
Teraz pewnie przekaże to nauczycielom i to kwestia czasu, gdy LOCH się o tym
dowie i zabiorą cię… Nie wiem nawet po co… By cię szkolić? Męczyć? Merlinie! –
wykrzyknął, stając w półkroku. – Co teraz zrobimy?!
Czując, że pierwsza fala gniewnego monologu Jamesa
Syriusza Pottera minęła, uniosła głowę, rzec:
– Obiecała, że nikomu nie powie. Była bardzo
podekscytowana – kontynuowała, czując, że James chce jej przerwać – i
powiedziała, że może pomóc mi nauczyć się lepiej panować nad moimi
umiejętnościami.
– Jesteś poważna?! Chcesz mi powiedzieć, że jej ufasz?
Nora poczuła, jak zalewa ją fala złości. Naprawdę
próbowała zachować spokój. Starała się racjonalnie mu to wytłumaczyć, ale James
posiadał dziwną umiejętność wyprowadzania jej z równowagi…
– A mam inny wybór, panie mądralo? Zamiast na mnie
wrzeszczeć, mógłbyś zacząć mnie choć trochę wspierać. To nie była łatwa
sytuacja. Najadłam się sporo strachu… – mruknęła, wlepiając wzrok w swoje
czarne balerinki.
Jej słowa musiały coś poruszyć
w chłopaku, bo przestał się kłócić i wrócił na miejsce koło niej.
– Noro... Przepraszam.
Dziewczyna westchnęła.
Powinna się już przyzwyczaić, że James jest dość
impulsywną osobą i zawsze tak reaguje. A później tylko żałuje i przeprasza, co
chyba jeszcze bardziej ją wkurzało niż sama kłótnia...
Wzruszyła ramionami i zmusiła się do uśmiechu.
– Nic nie szkodzi. Miałeś prawo tak zareagować –
powiedziała ze zrezygnowaniem, masując skroń i czując nadchodzącą migrenę. – I
tak teraz nie mamy na to wpływu, więc przestańmy się o to spierać.
– Masz rację.
James przysunął się do niej. Nora lekko się spięła,
wiedząc, czego chłopak od niej oczekuje… Czy miała na to ochotę? Raczej nie,
ale… nie chciała sprawiać mu przykrości.
Po chwili już się całowali. Potter przyciągnął ją do
siebie, kładąc jedną dłoń na jej talii, a drugą na szyi. Czuła przyjemny nacisk
jego ust i z każdym kolejnym pocałunkiem coraz bardziej się odprężała.
Westchnęła, wplatając palce w jego brązowe włosy. Nieprzytomnie zarejestrowała,
że chłopak naprawdę przyjemne pachnie. Od początku miała przymknięte oczy, ale
otworzyła je na moment, gdy usta Jamesa przyniosły się na jej szyję i…
Pisnęła głośno, zauważając przed sobą szyderczo
uśmiechającą się postać. Odepchnęła od siebie Pottera, który z niezgranym Hrymmp…! spadł na posadzkę.
– Miło, że mnie
zauważyliście. Nie musicie sobie przeszkadzać – powiedział nowoprzybyły,
siadając obok Nory i obejmując ją ramieniem. – Zawsze myślałem, że jesteś jedną
z tych grzeczniejszych dziewczynek… Patrz, jakich rzeczy człowiek dowiaduje się
o ludziach ze swojej klasy. Rozczarowałaś mnie, Eleonoro… Rozczarowałaś…
Zabini z oburzonym sapnięciem wyrwała mu się i wstała na
równe nogi. Podała rękę wciąż leżącemu na ziemi Potterowi i pomogła mu się
podnieść.
– Magnus. Czego od nas chcesz? – Skrzyżowała ręce na
piersi, niechętnie patrząc na współlokatora Jamesa i Freda. Czarnoskóry chłopak
uśmiechnął się tym swoim charakterystycznym uśmiechem alla psychopata.
– Jestem tylko posłańcem, wiecie? Nie musicie się już tak
denerwować. – Wstał z ławki, otrzepując swoją białą koszulę z nieistniejących
okruchów. – Pewna osoba chce się z wami spotkać. O dwudziestej. W Wielkiej
Świetlicy. – Nie czekając na ich odpowiedź, skłonił się, odwrócił i odbiegł od
nich.
– Ale o kogo chodzi?! – krzyknęła za nim, ale chłopak
zdążył zbiec już po schodach, znikając z pola widzenia.
– Masz jakiś pomysł, kto to taki? – spytał James, łapiąc
ją za rękę i splatając ich palce razem. Gdyby była w nim zakochana, ten gest
byłyby dla niej bardzo przyjemny i zapewne podniósłby ją na duchu. Teraz tylko
potrafiła się skupić na tym, że jego dłoń jest lekko spocona i że w żaden
sposób nie pasuje do jej własnej.
– Moglibyśmy pobawić się w zgadywanie, ale to niczego nie
da. Musimy po prostu iść na to spotkanie. – Poprawiła swoją koszulę, ściągnęła
krawat i wygładziła spódnicę, która dziwnie się przekręciła… Przygładziła
jeszcze swoje związane w warkocz włosy; uwalniając się od dłoni Jamesa. – Ale
nie sami. Zabieramy wsparcie.
~~*~~*~~*~~
Nienawidzę
go.
Dupek,
a nie przyjaciel. Kretyn. Złodziej dziewczyn…
– Przestaniesz w końcu? Mamy na głowie większe problemy!
Jules odburknął tylko coś pod nosem, opatrując Cristianowi
nogę, która została dość paskudnie – ale na szczęście/nieszczęście nie za
głęboko – rozcięta przez broń tych, którzy zaatakowali rezerwat.
Ledwo uszli z życiem. Wciąż nie mieli pewności, że są
bezpieczni. A najgorsze było to, że, przez to, że Cristian został dość szybko
ranny, i że nie mogli czarować, musieli uciec. Bez przyjaciół. Bez niczego ze
sobą. Bez sprawnych różdżek… w góry.
To była jedyna droga – trzech napastników ich ścigało, wymuszając
na nich kierowanie się wciąż w górę, w górę… aż do ślepego zaułku.
Podtrzymując ledwo idącego przyjaciela, biegnąc, jak
najszybciej mógł, nigdy nie czuł tak wielkiego przerażania jak w chwili, gdy
stanęli przed pionową skałą. W pułapce. W miejscu, gdzie droga się kończyła.
Był pewien, że zginął.
Spojrzał na Cristiana, który całkowicie zbladł. Wiedział,
że myślą o tym samym. Już po nich.
Gdy szkarłatnie odziane postacie były już niesamowicie
blisko nich, wydarzył się cud. Z nieba spadł ciemny kształt, lśniący w
niektórych miejscach srebrem. Jules ze zdziwieniem zarejestrował, że to
przecież Krowa należąca do Roxie! Smoczyca skoczyła w kierunku napastników,
przecinając powietrze swoimi ostrymi pazurami. Nie dość, że ich to zraniło, to
w dodatku skutecznie wystraszyło. Już po chwili ich nie było – uciekli,
kierując się z powrotem do rezerwatu.
– A jednak jesteś użyteczna! – wykrzyknął Cristian,
opierając się o smoka i gładząc go po grzbiecie. Krowa parsknęła tylko na to,
posyłając z jednej z dziurek nosowych olbrzymiego smarka, który rozbił się o
głaz. – Co robimy?
Jules wciąż był wściekły na Cristiana, ale wiedział, że
musi te emocje odstawić na później – jeśli jakieś później w ogóle nastanie.
– Musimy tam wrócić. Po resztę – powiedział stanowczo,
czując zalewający go niepokój o bezpieczeństwo przyjaciół i Roxanne…
– Nie możemy. Wiesz, że ja… – Chłopak bezradnie spojrzał na
swoją ranną nogę.
– Niech tak będzie. Zostaniesz tu, a ja tam wrócę. –
Zaczął się odwracać, ale poczuł, jak Cristian mocno zaciska dłoń na jego
nadgarstku.
– Nie możesz tam wrócić, Jules. Nie mamy magii. Oni cię
zabiją. Widziałeś, co się tam działo. – Nigdy nie widział Ciorana tak
stanowczego i zaniepokojonego. Poczuł przypływ irytacji.
– Jakby ciebie to obchodziło. Wiesz, że muszę po nią
wrócić. Nie wybaczę sobie, jeśli ona… – Głos załamał mu się lekko. Nie potrafił
tego nawet powiedzieć, a co dopiero wyobrazić sobie perspektywę przyszłości, w
której zabrakłoby Roxie.
Cristian bez problemu mógł odczytać jego emocje. Ścisnął
jego ramię i pchnął go w kierunku Krowy. Kuśtykając, także do niej podszedł.
– Wiem. Ale ona zabiłaby mnie, gdybym pozwolił ci tam
wrócić. A zresztą, Annie jest twarda. Poradzi sobie. A mnie ktoś musi opatrzeć.
Ta ranna może być groźna. – Wsiadł na Krowę, która wykręciła głowę, by spojrzeć
na niego niechętnie fioletowym okiem. – Jestem ranny, koleżanko. Chyba możesz
nas podwieźć, co?
Jules zacisnął usta, wciąż czując chęć, by rzucić się w
wir walki. Ale Cristian miał rację – Roxie zamordowałaby go, gdyby tam wrócił.
Modlił się tylko, by jej nic się nie stało…
Gdy byli już względnie bezpieczni – Krowa podrzuciła ich
kawałek, a później padła na ziemię, by trochę się przespać. Leniwa bestia.
Sprawdzili, czy ich różdżki działają; nie działały. Nie wiedzieli, co to oznaczało.
Może to, że ci ludzie, którzy ich zaatakowali, wciąż kręcili się w pobliżu?
Przedyskutowali to, co się wydarzyło. Ale nie mieli za
wiele do powiedzenia. Nie wiedzieli, km byli ci ludzie, ani dlaczego zniszczyli
Rezerwat...
Później Jules porwał swoją koszulkę, by zrobić z niej opaskę
uciskową dla Cristiana. Posadził go na kamieniu, a sam przed nim ukląkł, by
mieć lepszy dostęp do jego nogi. I oczywiście nie obeszło się bez jego
przekleństw i poruszenia tematu Roxie…
– Wciąż nie rozumiem dlaczego.
Gdybyś mi powiedział, że ci się podoba, ale ty… przecież nie… Kłamałeś? –
Skupił się na obwiązywaniu jego nogi, nie patrząc mu w twarz. Nie doczekał się
odpowiedzi. – Dlaczego nic mi nie powiedziałeś? Od kiedy zacząłeś coś do niej
czuć? Jak mogłeś?
Monolog Julesa trwał kilka minut. Cristian w końcu nie
wytrzymał i krzyknął:
– Zazdrościłem ci, okej?!
Flamel zamrugał powiekami, patrząc ze zdziwieniem na
przyjaciela.
– Niby czego?
– Tego, że masz takie cholerne szczęście! Że pochodzisz z
pełnej rodziny, że znasz swoich rodziców. Mnie wychowywał dziadek, bo starzy
kiedyś wyszli i po prostu nie wrócili. Że wszystko ci się w życiu układa.
Jesteś najlepszy praktycznie ze wszystkiego, ludzie cię uwielbiają i w końcu…
że udało ci się zdobyć taką cudowną dziewczynę jak Roxanne. – Na początku
krzyczał, ale z każdym kolejnym wypowiedzianym słowem jego głos cichł i stawał
się spokojniejszy. Wziął głęboki oddech i będąc bardzo poważnym, mówił: – Ale
ja nic do niej nie czuję. Od zawsze była dla mnie jak siostra. Nie kłamałem.
Ale wtedy… coś mnie poniosło. Wciąż się dobijałem, że jestem beznadziejny, że
nic mi nie wychodzi, że wasza dwójka ma siebie, więc mnie już nie
potrzebujecie… I wtedy na dachu, czułem się tak źle, że nawet nie wiem kiedy i
dlaczego, pocałowałem ją. To była niesamowita głupota, która tylko utwierdziła
mnie w przekonaniu, że to nie jest dziewczyna dla mnie.
Jules zmarszczył
brwi, zastanawiając się, czy w to wierzyć.
– Ale potem… jeśli nie byłeś w niej zakochany… dlaczego
ją unikałeś? – spytał, uważnie obserwując jego twarz. O dziwo, Cristian się
zarumienił.
– Było mi wstyd. Czułem się tak straszliwie głupio.
Wiedziałem, że zupełnie zniszczyłem przyjaźń moją i Annie… Bałem się także
twojej reakcji… Choć od dawna zbierałem się, by ci powiedzieć. Ale zawsze
tchórzyłem. Mogę cię teraz tylko przeprosić i obiecać, że to się nigdy więcej
nie powtórzy. Oczywiście, jeśli potrafisz mi wybaczyć… – Cristian spuścił wzrok
na swoją ranną nogę, skubiąc skrawek opaski, którą stworzył Jules.
Flamel mógł tylko westchnąć. Przewrócił oczami i
uśmiechnął się.
– Jesteś takim idiotą. – Pokręcił głową i poklepał go po
ramieniu. – Nie zazdrość mi już nigdy niczego. A nawet jeśli, porozmawiaj ze
mną o tym, okej? A z Roxie… jeśli przysięgniesz, że nigdy więcej nie położysz
na niej swoich łapsk…
– Przysięgam! – krzyknął od razu, uśmiechając się
promiennie i dając przyjacielowi męski uścisk. Gdy Julesowi zaczęło brakować
powietrza, a poklepywanie po plecach znudziło mu się, Cristian go puścił i
trochę poważniej powiedział: – Miała rację. Smocza Matka. Z tym, że zazdrość
będzie moim największym wrogiem…
Jules miał zamiar na to odpowiedzieć, ale w tym momencie
usłyszał jakiś hałas dochodzący zza zarośli, znajdujących się po ich prawej
stronie. Chłopak ostrożnie dał przyjacielowi znak, że coś słyszał (kładąc palec
wskazujący na ustach, by zalecić mu milczenie i przykładając dłoń do ucha, a
później wskazując na miejsce, z którego dochodziły teraz szepty). Ścisnęli w
dłoniach różdżki, które wciąż były bezużyteczne i znieruchomieli. Usłyszeli
głosy:
Nie
mogę uwierzyć, że to zrobili. Po co tak bardzo ryzykowali?
Może mają już wszystko gotowe? Teraz potrzebują tylko
ciała i Ona się przebudzi…
Nie
dopuszczę do tego!
Możesz nie mieć na to wpływu. To kwestia czasu, gdy i po
ciebie…
Julesowi wydawało się, że zna jeden z tych głosów.
Odetchnął z ulgą, gdy zza krzaków wyszedł Charlie Weasley wraz z jakimś
czarnoskórym mężczyzną. Dorośli stanęli zdumieni na ich widok. Przez kilka
sekund panowała nieprzyjemna cisza.
– Flamel! Cioran! Nic wam nie jest? – spytał Charlie,
podchodząc do nich pospiesznie.
– Żyjemy profesorze. – Cristian skrzywił się, gdy
mężczyzna położył dłoń na jego rannej nodze.
– Co z Roxanne, z Eleną…? – Zamilkł, gdy zobaczył ich
zbolałe miny. – Nie martwcie się. Zabiorę was do Nory. Miejmy nadzieję, że już
tam będą – powiedział i odwrócił się do swojego towarzysza. Wymienili się
spojrzeniami, jakby komunikując się bez słów. Ten drugi, czarnoskóry mężczyzna
kiwnął głową i pospiesznie się teleportował.
– Kto to był-
– Nieważne – Nauczyciel badań nad smokami uciął pytanie
Julesa. – Spadajmy stąd.
~~*~~*~~*~~
– Mogłam się tego domyślić.
Nora uśmiechnęła się pod nosem, wchodząc ze swoją ekipą
(James, Fred, Rose, Scorpius i Nott; Albus i Tamara gdzieś zniknęli) do
Wielkiej Świetlicy i kogo widząc? Dwie bardzo znajome i bardzo zaprzyjaźnione
Puchonki…
– A co? Myślałaś, że się nas tak szybko pozbędziesz? –
Lucy zaciągnęła się papierosem, patrząc na nich leniwie. – Nie ma tak dobrze,
koteczku.
Siedziała w niedbałej pozycji na jednej z kanap, ubrana w
białą luźną koszulkę, spod której prześwitywał czarny stanik, ciemne poszarpane
dżinsy, a na nogach miała bordowe martensy, które oparła na stoliku.
Towarzyszyła jej, jak zwykle zresztą, Joss, która wyglądała
zarazem na wystraszoną, jak i podekscytowaną. Patrzyła na Rose, Scorpiusa,
Notta i Freda z wielkim zainteresowanie, chichocząc cicho, gdy ci spojrzeli na
nią. Wydawało się, że szczególną uwagę zwróciła na Weasleya, który uśmiechnął
się do niej lekko. Joss pomachała mu pluszowym wilkołakiem, którego trzymała
wcześniej na kolanach. Miała na sobie różowo-niebiesko-żółtą koszulę nocną i
kapcie w kształcie szarych wilków. Kasztanowe włosy związała w dwa warkoczyki.
Według Nory wyglądała przeuroczo.
– O co dokładnie chodzi? – spytała Rose, z wielkim
zdumieniem patrząc na swoją kuzynkę, która przecież nigdy się do nich nie
przyznawała. Dlaczego z własnej woli chciała się z nimi spotkać?
– Właśnie. Mam jeszcze kilka rzeczy do zrobienia –
mruknął Scorpius i nie zważając na karcące spojrzenia swojej siostry i
dziewczyny, rzucił się na wolny fotel.
– Powiem to szybko i dość jasno. – Lucy spojrzała Norze
prosto w oczy. – Nie obchodzą mnie żadne wasze sekrety. Mam je głęboko w dupie
i nie chcę się w nie nawet mieszać. Tak samo z tymi Łowcami-srami. Niech robią
sobie, co tam chcą. Ale… obchodzi mnie Hugo. I chcę pomóc w jego przebudzeniu.
– Nie zważając na ich zdumione miny, zgasiła papierosa o swojego buta, rzucając
niedopałek na podłogę i kontynuowała: – Jaki macie plan na włamanie się do tych
Łowców i przejęcie zaklęcia ożywiającego?
Jedyną odpowiedzią, na jaką było ją stać, to wymamrotanie
czegoś w stylu:
Eeee…
Yyyy…
Ale Nott szybko zareagował.
– One nie powinny wiedzieć o Łowcach. Ani o tym zaklęciu
– syknął Albert, patrząc ze wściekłością na Norę.
– Potrzebowałam ich pomocy. Naprawdę wiele umieją i mogą
nam-
Nagle drzwi do Wielkiej Świetlicy otworzyły się, a do
środka wpadli Tamara i Albus. Szybko do nich podbiegli, ledwo łapiąc oddechy.
Na ich twarzach malował się lęk. Rosjanka trzymała w dłoni skrawek pergaminu.
– Co się stało? – Jako pierwszy spytał Fred, do którego
przyczepiła się dość zaniepokojona Joss.
– Za-atakowali. Łowcy. Rezerwat. W. Rumunii – wysapała
Tamara, podając Weasleyowi list.
Rose podeszła do Freda, czytając mu przez ramię treść
wiadomości. Nott podbiegł do swojej kuzynki, pospiesznie zadając jej pytania.
Nora postanowiła trzymać się Albusa i to jego wypytać.
Ale zanim to zrobiła, Fred wykrzyknął: Roxie! I wyleciał z Wielkiej Świetlicy.
Pobiegli za nim, krzycząc, by się zatrzymał. Pytając się,
dokąd biegnie.
Fred nawet nie zwolnił.
– On chyba… kieruje się do mojej mamy – wysapała Rose,
która nie była zbyt wysportowana i która nie przepadała za bieganiem. Scorpius
musiał ją lekko ciągnąć.
Miała rację. Fred nawet nie zatrzymał się przed chimerą
strzegącą gabinetu dyrektora, ale już z daleka krzyknął hasło i nie zwalniając
kroku, wbiegł po schodach i nie pukając, wparował do pomieszczenia.
Udało im się szybko go dogonić, ale chłopak zdążył już
nawrzeszczeć na zdumioną Hermionę.
– Pytam jeszcze raz: co z moją siostrą?! Żyje?! –
wykrzyczał, dysząc niesamowicie. Mógł się wydawać wściekły, ale Nora wiedziała,
że on po prostu niesamowicie się boi.
Hermiona zmrużyła oczy, patrząc na ich całą gromadę i
spokojnie powiedziała:
– Nie mam pojęcia, skąd wiecie o ataku, jaki został
przeprowadzony na Rezerwat. To informacje wyjątkowo tajne. Na pewno nie
przeznaczone dla uszu bandy nastolatków. Zmykajcie stąd. – Przez surową twarz
kobiety przemkną skurcz i delikatniejszym tonem dodała: – Nic jej nie jest.
Trafiła do Nory. Jest bezpieczna.
Wszyscy odetchnęli z ulgą. Fredowi opadły ramiona.
Wymamrotał przeprosiny i jako pierwszy wyszedł z gabinetu. Za nim wymknęła się
Joss, starająca się być bardzo cicho, co skończyło się oczywiście wpadnięciem
przez nią na kilka stolików i pozrzucaniu z nich wszystkich rzeczy. Zarumieniła
się niesamowicie i wyleciała z gabinetu.
– Idźcie spać. Jeśli będę miała jeszcze jakieś
informację, dam wam znać – powiedziała Hermiona, siadając na fotelu przy swoim
biurku, biorąc do ręki pergamin i pióro.
– A wujek Charlie? – spytał, stojący tuż obok Nory,
James.
Hermiona wetchnęła ze smutkiem.
– Nie mam o nim żadnych wieści.
W zadziwiającej ciszy i zgodności, odwrócili się i wyszli
z gabinetu.
~~*~~*~~*~~
Czuła niesamowite odrętwienie. Mrugała ospale powiekami,
obserwując innych ludzi, ale tak naprawdę ich nie widząc. Słuchając ich słów,
ale nie rozumiejąc ich znaczenia.
Nie chciała myśleć. Bo nie chciała pamiętać.
Czy była w szoku? Bardzo prawdopodobne. Ale jakoś zbytnio
ją to nie obchodziło.
Mogła – bezboleśnie – cofnąć się myślami do momentu śmier-. Nie. Do momentu, gdy szli,
szukając miejsca, z którego będą mogli się teleportować. Wtedy jeszcze mówiła.
Starała się podnieść innych na duchu. Pomagała profesorowi Healowi iść.
Próbowała nie słyszeć szlochu Eleny.
A później… gdy się w końcu teleportowali… gdy matka i
ojciec wzięli ją w ramiona… gdy inni ludzie zajęli się jej towarzyszami… gdy
usłyszała płacz babci Molly i poczuła charakterystyczny zapach Nory… coś…
zamknęło się w niej.
Czuła tylko pustkę.
Nie odpowiadała na zadawane jej pytania. Wujek Harry dość
długo siedział obok niej i próbował skłonić ją do rozmowy. Bezskutecznie.
Ciocia Ginny okryła ją kocem i zaopiekowała się Eleną – pozwoliła jej płakać i
ją wysłuchała. To bardzo miłe z jej strony. Ale dlaczego Cioran płacze? Roxie w
sumie nie chciała tego wiedzieć.
W pewnym momencie pojawił się nawet minister magii.
Zbyt wielkiego wrażenia to na niej nie zrobiło.
Leżała na kanapie, opierając się policzkiem o oparcie i
przyglądając się płomieniom tańczącym w kominku. Chyba salsę… Tak. Zdecydowanie
salsę.
Kogoś jej brakowało.
Na kogoś czekała.
Ale… nie chciała o tym teraz myśleć.
Chyba byli na nią źli. Oczekiwali, że więcej im powie.
Stali nad nią i próbowali zmusić ją do mówienia.
W końcu Saxony i jej mama się zdenerwowały i kazały im
zostawić ją w spokoju.
Dlatego teraz miała spokój.
Sam i Hektor siedzieli razem. Aleksander Heal został
zabrany do św. Munga. Saxony przysiadła blisko niej, ściskając w bladych
dłoniach kubek z herbatą. Zmyła już krew z żółtych włosów. To dobrze, a zarazem
szkoda. Hisato Otsu został odesłany do domu. Elena usnęła obok niej.
W kuchni toczono debatę. Wielu ważnych czarodziei się tam
zebrało. W zwykłej kuchni! Zabawne…
Ten stan trwał bardzo długo, gdy nagle… usłyszała
pyknięcie, charakterystyczne dla teleportacji.
Wróciło do niej życie.
Gwałtownie wstała i nie zważając ani na zawroty głowy,
ani na zimno, wybiegła z domu i od razu wpadła w jego ramiona, które ciasno się
wokół niej zacisnęły. Do nosa dobiegł zapach lasu, w oczach pojawiły się łzy.
Ten uścisk był rozpaczliwy. Ratował. Wyławiał ją.
– Ty żyjesz… – szepnął do jej ucha.
Roxie zaśmiała się krótko i płaczliwie.
– Ty też.
Żyjemy.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Uf! Myślałam, że nie dam rady skończyć tego rozdziału!
Zupełnie nie miałam czasu w ten weekend. Przyjechali goście (baaardzo dużo
gości), musiałam pomagać w sprzątaniu, gotowaniu i oddać swój pokój, więc nie
miałam gdzie pisać… A jeszcze dzisiaj w teatrze byłam… Do nauki w ogóle nie
siadłam, co zapewne odbije się na mnie w tym tygodniu… I którą to godzinę mamy
(hm… po 1!), a do szkoły na 8… Ale myślmy optymistycznie! :D
Ten rozdział jest taki przejściowy. Rozdział 28 będzie
przełomowy, a 29 i 30 – masa akcji, masa odpowiedzi na pytania i epilog. Mam
nadzieję, że uda mi się to napisać w czasie przerwy świątecznej i będę mogła
zabrać się za pisanie nowego bloga – już nie mogę się doczekać :>
Wiecie, co się działo ostatnio i mogę tylko napisać…
Dziękuję.
Naprawdę bardzo dziękuję.
Nie zrezygnowałabym z pisania przez coś takiego. Nie
załamałbym się. Ale… wsparcie jednak bardzo mi pomogło. Upewniło mnie, że jest
sens w tym, co robię. Że ktoś tam lubi to, jak piszę. Że nie zmarnowałam czasu
(półtora roku) na pisanie, planowanie, obmyślanie opowiadania, które zostało
nazwane ,,blogaskiem”, a ja określona jako ,,ałtoreczka”…
Kocham was, Potterowi Ludkowie. Ale wiecie o tym :*
Ale nie wracajmy już do tego, dobrze? Ta sprawa została
zakończona i to na moją korzyść.
Naprawdę możecie mnie krytykować. Ale proszę o kulturę i
o krytykę uzasadnioną, dobrze? :D
Kolejny fanart!!!!
Tym razem od Camille Weasley, która nie przepada za
Jamesem i uważa, że najlepiej, jeśli miałby on romans z Wiesławem (którego
strasznie dawno nie było; muszę to zmienić!). Rysunek jest przekochany i jaki
zabawny! Wyglądają przecudnie, a moje serce jak zwykle zostało skradzione przez
fanarta :* Dziękuję!
Wciąż możecie przesyłać do mnie rysunki. Nawet nie
wiecie, jak się cieszę i chwalę moim znajomym (którzy wiedzą, że piszę bloga)
tymi rysunkami. Patrzcie, jak mnie
czytelnicy kochają!
I oczywiście, jeśli chcecie, możecie do mnie napisać (gabsone.nene@wp.pl) – z pytaniami, jeśli
potrzebujecie pisarskich porad lub po prostu, by napisać: Gabsone, jesteś booooska, wspaniała i po prostu fabulous!<3 Dostaję
takie maile! Nie wierzycie mi? No co za ludzie! Wiecie, że inni mogą podziwiać
moją wielkość, zajebistość i… i… No dobra :C Nikt tak nigdy nie napisał… Nawet
człowiekowi pomarzyć nie dacie, co? :C
To chyba tyle… Jak zwykle się rozpisałam, a godziny snu
uciekają… Nie mam już sił sprawdzać błędów; zrobię to w następny weekend.
A i nie zapomnijcie skomentować!
Tak ostatnio zrozumiałam, dlaczego komentarze mnie tak
cieszą. Nie dlatego, że jestem jakąś kolekcjonerką lub że chcę się chwalić tym,
jak dużo mam komentarzy. Nie… To nie dla mnie :3 Komentarze są po prostu
potwierdzeniem, że piszę do prawdziwych ludzi. Realnych osób, którym może choć
trochę podoba się to, co piszę. Bo w sumie nie mam pojęcia, ilu mam
czytelników. Wyświetlenia, nawet obserwatorzy tego nie pokazują. Zawsze mi się
wydaje, że czytają mnie tylko te osoby, które komentują… Może jest was tam
trochę więcej, ale dopóki się nie ujawnicie, nie wiem tego… A szkoda. Bo kocham
wszystkich moich Potterowych Ludków <3 Fajnie byłoby was wszystkich poznać.
Pozdrawiam!
Och, te twoje przemyślenia na początku były wielce ciekawe. Takie natury egzystencjalnej. Wiesia nadrobisz! Łiiii! James i Wiesio? Ale oni do siebie nie pasują, Wiesia stać na kogoś lepszego, kto by o niego dbał. Łiihaha, Jules i Cristian żyją! Nenenenene! No Joss to zupełna ja! No zupełnie całkiem skóra żywcem zdjęta no! Whaha, zaśpiewam ci! Ekhemkhem,
OdpowiedzUsuń,,Bo ty jesteś zajebista!
To sprawa jest oczywista!''
Ramtabamdam, eeee makarena! *wywija okrągłym tyłkiem, stojąc na stole i jedząc surowe białko z kiślem*
Krysia
Tak? W takim razie wielce mnie to cieszy :D
UsuńHahaha widzę, że James jest coraz mniej lubianą postacią... Ale on już taki jest.
No przecież nie mogłabym ich zabić ;)
Wiesz... ta skóra żywcem zdjęta brzmi trochę makabrycznie...
Brawo! Brawo! Piękne zaśpiewane i zatańczone :* Dziękuję! XD
Pozdrawiam, żabko!
Po prostu James nie dbałby o Wiesia tak, jak trzeba. Ja tu się losem biednego stworzonka przejmuję! Ulga. Ulga. I jeszcze raz Ulga. Makabrycznie? Szczerze mówiąc nie zauważyłam...Ale ja to takie tematy w czasie obiadu potrafię poruszyć, i do końca zjadam tylko ja. Dziękuję, dziękuję. *Krysia kłania się, w jej stronę lecą róże i stringi.Po dostaniu zielonymi stringami w oko ucieka za kulisy*
UsuńNawzajem, Kotku.
Haha Ok. Masz rację XD
UsuńNo ty lubisz zwierzątka :)
Serio? Może to tylko ja...
Dlatego jesteś taka wyjątkowa :*
Hahaha ty to potrafisz humor poprawić :3
Dziękuję
Wesołych Świąt!
Heeeej, ale się dieszę, jest nowosc :D podobał mi się początek, lubię przemyślenia w każdej postaci ;). Najbardziej chyba podobał mi sie jdnak fragment z Albusem, nawet jesli to o losach J&C chciałam wiedziec najwięcej (jakie szczęście, ze obojgu nic się nie stało!!! I chyba sie nawet pogodzili! Duża ulga... No i przynajmniej judna milosc w opowiadaniu nie jest niczym zagrożona o zdaje sie byc naprawdę serio, b.dobrze pokazAlas tę zmianę nastroju Roxie, kiedy usłyszała trzask teleportacji-choc nie wiem, czy mogłaby miec az tak dobry słuch xD . Tzn.profz Rose i Scorpiusa... Bo jednak miedzy Nora i Jamesem to chyba nie to, ale moze i dobrze. Nie dojrzeli do tego i chyba nie pasuja do siebie za bardzi)-Albus lubił Jamsine k wydawało mu się, ze to będzie coś więcej, ale kiedy juz z nia chodzi, nagle okazuje się, ze to nie to. Coz, pewnie spore znaczenie ma to, cl zauwazyl rowniez Fred. Widac na kilometr, ze albus czuje do Tamary o wiele więcej tego typu uczuć ńiz do Jamsine, Rosjanka do niego tez, a to, ze są Swoetni w ukrywaniu tego, to wiemy nie od dzis. Dobrze, ze Fred sie na ten temat wypowiedział. Choc podejrzewam, ze samemu sobie moze tak dobrze nie pomagać, ciekawe, czy nadal czuje coś do Nory xD. We frgamciencie,w ktorym było wiele bohaterow, wymieniłaś na poczatku w grupie Nory dwa razy Freda, a zapomniałaś o Nocie. Rowniez w końcówce dialogu miedzy chłopakami z Akademii a Charliem Weasleyem był błąd, w takim sensie, ze nastąpiło lekkie pomieszanie podmiotów i powinnas wspomnieć, ze ten "on" to nadal Charlie. Nie moge doczekać sie tych ostatnich rozdziałów, jestem przekonana, zd Łowcy nie odpuszcza tak łatwo, ale wierzę w naszą grupkę przyjaciół xD no i jestem ciekawa, czy albus i Tamara sobie pogadali...ale chyba nie za bardzo, skoro Tamara przyniosła informacje o ataku na akademie.A, kocham Lucy.
OdpowiedzUsuńzapraszam na nowosc do siebie, jestem ciekawa Twojej opinii :). Chciałabym Cię takze poinformować, iż założyłam niedawno Ocenialnie - konstruktywna-krytyka-blogow.blogspot.com i poszukuję ludzi, chcących dołączyć do załogi :) Moze jestes zainteresowana?;)
Hej, hej :D
UsuńPoczątek mi się najbardziej udał w tym rozdziale - skromnie stwierdzam XD
To był pierwszy raz, gdy pisałam z jego perspektywy. I chyba nie ostatni... :)
Dzięki :D Oj, załóżmy, że usłyszałaby XD
No właśnie... Ale próbują i sami muszą dojść do wniosku, że to nie ma sensu. Nora coraz lepiej to rozumie - ale co z Jamesem?
Nieźle się dobrali... Ciekawe, kiedy w końcu sobie to wyznają...? Może już w następnym rozdziale - ale jeszcze zobaczę.
On nigdy nie czuł niczego więcej do Nory. Od początku byli tylko przyjaciółmi :)
Tak to jest, jak człowiek pisze pół nocy, a potem nie ma sił sprawdzać... A prawda jest taka, że gdybym miała tak dobrze sprawdzić ten rozdział, to zapewne dodałabym go dopiero jutro. A nie chciałam byście dłużej czekali.
Dzięki. Już poprawiłam :)
Teraz naprawdę będzie się mega dużo działo. W rozdziale 28 jest tyle zwrotów akcji, że nie wiem, czy to wytrzymacie XD A potem 29 rozdział - także dość mocny, z akcją i 30 rozdział - w którym dzieją się rzeczy i wyjaśniają się dawne wątki, których nikt się nie spodziewa :D
A potem epilog i koniec...
Dzisiaj na pewno wpadnę - ostatnio mam tylko w weekendy czas na czytanie :(
Hm... Zastanowię się nad tym :D
Pozdrawiam!
Cześć!
OdpowiedzUsuńJak się cieszę, że jest nowy, super cudowny rozdział <3
Ale od początku!
Przemyślenia bardzo mi się podobają. Tak wprowadzają w klimat.Al - jak zwykle cudowny. Rany, to jest po prostu chłopak - skarb. Co on robi w Slytherinie? :D Nie przepadam za tą jego dziewczyną, za to gdyby był z Tamarą... cud, miód i orzeszki!
Mam nadzieję, że prof. Wardrobe okaże się godna zaufania Nory... Boję się trochę, czy nie jest jakims szpiegiem? Uważam obawy Jamesa za uzasadnione. Mimo wszystko, może faktycznie Nora do niego nie pasuje? Mało mi trochę Scorpiusa i Rose, ale oni mogą zaczekać ;) Cale szczescie, Jules pogodził się z Cristianem, na prawdę lubię Ciorana! Dobrze, że wszyscy są już bezpieczni...
Pozdrawiam gorąco i życzę duużo weny i dużo czasu ;)
Witaj... i czy ja cię znam? Chyba nie, więc miło mi cię poznać, kochana! :D
UsuńPiszecie mi tak pod każdym rozdziałem XD Ale dzięki!
Lubię pisać takie przemyślenia. Cieszę się, że zostały dobrze przyjęte :D
Jest dość cichy, bystry, lubi mieć spokój... No, ale typowym Ślizgonem nie jest ;> Tak jak moje wszystkie Puchoniki - wyłamuje się ze schematów.
I może z nią będzie... Ale kto to wie - tylko ja :D
Powiem/napiszę tak: nikomu nie można ufać. W następnych rozdziałach bardzo mocno się o tym przekonacie...
Wiem, że zaniedbałam trochę Rose i Scorpiusa, ale... oni ostatnimi czasy jakoś tak mało problemów mają XD A na siłę też nie chcę zbyt dużo wątków pakować.
Cioran - na początku miał być zupełnie inną osobą, ale cieszę się, że taki mi wyszedł (jakkolwiek dziwnie to brzmi XD).
... na razie ;)
Pozdrawiam i bardzo dziękuję! :3
Hej!
OdpowiedzUsuńNo rozdział naprawdę dobry! Gdzieś tam wkradło się parę literówek, ale opowiadanie było tak ekscytujące, że nie pamiętam gdzie. :)
Rozdział czytałam w kawałkach przez cały dzień. Więc jeśli o czymś zapomnę napisać, to się nie obraź. Dodatkowo jestem głodna, co jest chyba najlepszym i całkiem wystarczającym usprawiedliwieniem.
Tak bardzo filozof z ciebie :) Bardzo podobały mi się przemyślenia na początku rozdziału. Myślę, że jak najbardziej pasują do aktualniej sytuacji na świecie.
A teraz Al! Od początku nie lubiłam Jasmine, więc teraz, kiedy i Albus jej nie lubi, jestem jak najbardziej szczęśliwa! Wiem, to takie okrutne, cieszyć się z czyjegoś nieszczęścia... Ale co mogę poradzić... Bo Albus ma być z Tamarą i koniec kropka. A nawet sześć...... Chłopak wniósł by do jej życia trochę więcej miłości.
Jules i Cristian żyją! Ja to wiedziałam! Nie mogłabyś ich przecież uśmiercić! Za dużo tego uśmiercania jak na jeden dwa rozdziały!
Czyli Nora jeszcze nie jest całkiem do Jamesa przekonana. Szkoda... Ale wszystko się u nich ułoży? Mam taką nadzieję, bo bardzo ich ze sobą lubię.
Ta ostatnia scena z Roxie - cudowna. Te uczucia, później Jules, zabawne... Tak naprawdę to straszne, że człowiek może się tak czuć...
Myślę, że wszystko co chciałam, powiedziałam. Czekam na natępne trzy rozdziały i epilog... To smutne, że tak mało już zostało...
Uściski,
Bianka
zakrecone-zycie-huncwotow.blogspot.com
Chyba właśnie nie za dobry :( - ech... Gdyby był dobry, to ludzie by komentowali...
UsuńNo co za ludzie XD Jak się wkradły, to napisz zawsze gdzie, ok? :* Ale mam nadzieję, że już wszystkie wyłapałam.
Ja się rzadko kiedy obrażam ;) No głód jest wystarczającym usprawiedliwieniem.
Jako jedyna zauważyłaś :D Nawiązanie do obecnej sytuacji było jak najbardziej zamierzone.
Ale Jasmine nie jest wcale taka zła ;) Jest zwykłym, nieidealnym człowieczkiem.
Koniec kropka, mówisz? He he he... XD
Ale zgadzam się - Al obdarzyłby ją miłością :)
No nie mogłabym. Moja przyjaciółka by mnie zabiła XD I wy wszystkie zresztą też.
A jeszcze trochę go będzie :)
A kto to wie? To tylko od nich zależy. Ja ich do niczego nie zmuszam - zazwyczaj.
Nawet nie wiesz jak miło mi to czytać!
Dzięki, skarbie
Pozdrawiam! I Wesołych Świąt - chyba już mogę tak napisać :*
Oh, no zapomniałabym! Przecież już swięta! Tobie także życzę wesołych :) No i jak ja mogłam pominąć mojego kochanego Freda! Przecież ten fragment z nim był tak genialny, że od jego geniuszu kręci mi się w głowie :) Naprawdę bardzo mi się podoba, bo po pierwsze: fajnie wprowadziłaś tym, że Fred po raz pierwszy i ostatni powiedział coś mądrego, a po drugie: było to naprawdę mądre :) Tak, wiem bardzo składny ten komentarz, ale mam nadzieję, że wiesz o co mi chodziło :)
UsuńCzytam Nową od jakiegoś miesiąca, a teraz jestem już równo z nowymi rozdziałami. Do tej pory nie komentowałam, ale stwierdziłam że zacznę.
OdpowiedzUsuńGabsone piszesz genialnie(literówki są, ale komu się nie zdarzają?) a fabuła jest piękna. Ja po prostu czekam zawsze kiedy wstawisz rozdział no i czytam:).
Kurczę chyba troche słaby ten komentarz, no ale trudno. Ważne że jest :D
Jeszcze się podpiszę
UsuńMrs. Unicorn
PS. Ja rozumiem Julesa jednorożce są wspaniałe!
Gratuluję nadrobienia wszystkich rozdziałów!
UsuńI bardzo dobrze ;) - masz u mnie wielkiego plusa za komentowanie.
Ech... Literówki moimi największymi wrogami.
O, dziękuję bardzo :* Ostatnio znowu mam zwątpienie w moje literackie umiejętności - takie słowa naprawdę pomagają.
A komentarz jest cudowny. Dziękuję :*
PS Jules ma to po mnie!
Genialny rozdział! Te przemyślenia na początku są cudowne. Jules i Cioran od początku nie przypadli mi do gustu. Dlaczego oni żyją?! Zamierzasz niedługo skończyć te historię? Szkoda, ale obiecuję czytać też kolejnego bloga.
OdpowiedzUsuńWiesiu i James?! Biedny Wiesio!!! Zasługuje na kogoś lepszego! Jest trochę literówek, ale o wiele mniej niż u mnie. Miałam się zająć poprawianiem błędów w weekend, ale mój kuzyn miał urodziny w sobotę i siedzieliśmy do drugiej w nocy, a w niedziele wracałam do domu (2-3 godziny drogi autostradą!:() Gdybym miała więcej czasu to bym zrobiła dla ciebie fanrata. Może spróbuję? Narysuję ci tą aktorkę na górze, bo ze zdjęcia lepiej mi się rysuje.
Pozdrawiam
C.D.
z
http://hp-ksiezniczka-ciemnosci.blogspot.com
Dzięki, Czarna Damo ;)
UsuńNaprawdę nie lubisz Cristiana i Julesa? Wow. Chyba jesteś pierwsza. Zazwyczaj dziewczyny nie lubią tylko jednego XD
No już nadszedł czas, by wyjść ze świata Harry'ego Pottera.
Ludzie - jak widzicie literówki, to mi piszcie gdzie! To naprawdę ułatwiłoby mi sprawdzanie!
Cieszy mnie każdy rysunek ;)
Pozdrawiam!
PS Wybacz, ale nie miałam czasu, by ci odpisać. Zrobię to w środę, ok? :)
Ojejku. Jeju, Gabsone!! O bogowie, ale podjar xD Nie wiem czy nie cieszę się za wcześnie :o
OdpowiedzUsuńPoczątek jest napisany cudownie. Myślałam: kto to może być? A kiedy doszłam do "Jasmine" prawie udusiłam się kanapką xD Za chwilkę tu wrócę i napiszę coś bardziej sensownego, hah :D
"Teraz tylko potrafiła się skupić na tym, że jego dłoń jest lekko spocona i że w żaden sposób nie pasuje do jej własnej."
UsuńHyhyhy... ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Nie witam się, powitania są przereklamowane B|
Z góry przepraszam za przepełnienie buźkami, ale mam dzisiaj taki dziwny humor xd
Rozdział przecudowny, bla, bla, bla - JAK ZAWSZE! ♥
Xd
Dobiłaś mnie ostatnią sceną ;-; Po prostu ideana >.< Podobała mi się też rozmowa Julesa i *scrolluje do góry, żeby przypadkiem nie popełnić błędu* Cristiana.
No i oczywiście Lucy - zachowała się tak.. puchońsko? Hah xD Na ten moment mam tylko takie określenie xd
Iii... Hej! Fred i Joss? Wchodzę w to, haha! :D
Skoro tekst jest niesprawdzony, to nie będę wytykała ci błędów :>
Och, zapomniałabym. Mój fanart! xD Lubię sprawiać radość innym ludziom i wierz mi, że cieszę się jeszcze bardziej niż ty :D (Serio. Cały czas się uśmiecham i nie mogę przestać o.O Ludzie dziwnie patrzą :/ Ale mniejsza z tym xD) Ale nie mogę uwierzyć, że pokazujesz fanarty znajomym xD W każdym razie możesz pozdrowić ich od Camille :*
Już lecę, papa :*
*powitania przereklamowane, ale pożegnania to już nie xD*
Przepraszam, że tak późno odpowiadam, ale zabiegana ostatnio byłam. W szkole postanowili nas wymordować przed świętami... Ech...
UsuńTeż tego nie wiem i mam nadzieję, ze nie ;)
Początek chyba wyszedł mi jako jedyny znośnie XD
Ja w sumie też się nie przywitałam.
U mnie w komentarzach zawsze jest dużo buziek... Uznajmy, że dopasowujesz się do mnie :)
No chyba właśnie nie...
Nie za idealna? Ja w gruncie rzeczy jestem romantyczką, ale nigdy nie wiem, czy nie przesadzę i nie wyjdzie zbyt słodkawo XD
Moim zdaniem u Puchonów są takie możliwości przedstawiania skrajnie różnych osobowości i cech, które ich łączą, ale i tak sprawiają, że wszyscy są różni. Choć w sumie w innchy domach jest podobnie. Ale jestem dumna z mojej Tamary, Joss, Lucy i nawet Emmy, która w tym opowiadaniu odgrywa niewielką rolę ;)
Ktoś zauważył :P
Właśnie na odwrót! Jest niesprawdony i bardzo byś mi pomagała, wytykając błędy!
Fanart jest wspaniały! Mega go kocham :* Jeszcze raz dziękuję!
Ok!
Pozdrawiam i Wesołych Świąt, kochanie :*
Cześć, Kochanie! :*
OdpowiedzUsuńJestem przybywam i... szok! Nie spóźniona! ;o Może powinnam wyjść i wrócić później? Wiesz, tak dla zasady! :D
Najpierw chciałabym Ci powiedzieć, że gdybym Cię jeszcze nie kochała, to pokochałabym Cię za to: "Kobietę, nawet nie wiadomo jak twardą, zawsze zdradzą oczy…" Fred jest cudowny! Kocham go! <3
No a teraz rozdział! Niby mówiłaś co się wydarzy... Niby powinnam się spodziewać... A i tak aż łezka się momentami w oku kręciła.. *.*
Albus wreszcie uświadomiony! <3
To przypadek, że oni we dwoje dobiegli spóźnieni? ;>
Następnie rozmowa Julesa i Cristiana, pogodzili się! Hura! Biedny Cristian taki dobry człowiek a przez jedną głupotę prawie stracił dwójkę przyjaciół... ;c Ale odzyskał! I To się liczy!
A jak wrócili... Jak Roxie rzuciła się na Julesa! Aaaa *O* Kocham <333
A teraz lecę do historii... ;(
Pozdrawiam cieplutko, kocham, ściskam, całuję iiii.... mandarynkuję! <3 :*
Mój Kociak :*
UsuńWiesz, ja jestem spóźniona i to wystarczy za nas dwie... Przepraszam :(
Nie. Zostań. Jest okej XD
A przecież wiedziałaś, że to powie Haha Dlatego lubię ci spojlerować. I tak cię zawsze zaskoczę, prawda? :*
No ja cię kocham od dawna <3
Sama nie wiem. Ich się pytaj XD
No właśnie!
Ty i ta historia... Zawsze. Jak ja i chemia :(
Pozdrawiam, kocham, Wesołych Świąt, całuję i także mandarynkę ci podaruję, by świątecznie było <3
Witam również ;)
OdpowiedzUsuńPoczątek rozdziału taki tajemniczy, już sobie pomyślałam: "Kurczę, o co chodzi z tą ucieczką"? Ale później - po przeczytaniu rozdziału - aż kwiczałam ze śmiechu xD Biedny Aluś xDDD No, ale ja też bym chyba nie wytrzymała z taką gadułą jak Jasmine xD Widzę też, że nasz młody Albus Severus Potter ma kłopoty: z jednej strony Jasmine, z drugiej Tamcia ;) Ale mu Fred pocisnął na koniec fragmentu xDDD Jednak mądrze powiedział - kobiety i nie tylko je, zdradzają oczy ;)) Mam nadzieję, że w końcu się nasz mały Albusik pogodzi z Tamcią, a może się ze sobą zejdą? :D Wiesio? A cóż to za jegomość? ^.^ I czemu "spiknęłaś" go z Jamesem? O.o Przecież to biedne stworzonko zasługuje na kogoś lepszego od Jamesa ;( Hmmm... może ja też się skuszę i narysuję jakiegoś fan arta? *myśli* Co prawda, cudowny to on nie będzie, ale ciii xDD Pozdrawiam serdecznie, Ginny Kurogane.
Witaj! :*
UsuńNo to nie była tylko ucieczka Albusa. Roxie i jej ekipa musiała uciec z Rezerwatu, który był ich domem... Ale każdy może to rozumieć na własny sposób :)
Uwierz mi - znam takie osoby. Czasami można z nimi ,,pogadać", czyli po prostu posłuchać ich gadaniny, ale na dłuższą metę to męczy...
Może. Kto to wie? XD
Zwierzątko Nory, które ostatnio zaszyło się gdzieś i nie chce wyjść.
Haha czy James jest naprawdę taki nielubiany?
Tak! Poproszę! *.*
Pozdrawiam i Wesołych Świąt!
Cudowny rozdział!
OdpowiedzUsuńKocham Ala, Freda i wgl cały ten rozdział! <3
Nameczylas (XD) w tym rozdziale Roxie, ona i Jules tacy kochani! <3
Wiedziałam, że on nie będzie z Jasmine! Tamara góra! :D
A Fred to mnie zaskoczył ta swoją hmmm mądrością? XD
Wspaniały, cudowny, wyśmienity!
Całuski, Rowan :*
Dziękuję :*
UsuńMi z każdym dniem coraz mniej się podoba. Ale był konieczny, by akcja dalej, logicznie się toczyła :)
Jeszcze z nią jest XD
To moja mądrość, którą mi podstępnie ukradł
Wesołych Świąt! :*
Nadciągam spóźniona! Kto by się spodziewał, że lenistwo może być aż tak czasochłonne? :p
OdpowiedzUsuńJaki ładny początek, bardzo mi się podobał. Klimatyczny. Mistrzyni nastroju jak zawsze w formie :)
Bardzo i perfidnie cieszy mnie, że Albus wreszcie zorientował się, że Jasmine do niego nie pasuje. Niby nic do niej nie mam, ale bardzo chcę, żeby zeszli się z Tamarą, więc każda konkurencja odpada w przedbiegach ;p Nawet gdyby Jasmine była uosobieniem cnót wszelakich (ale dobrze, że nie jest!) Babsko-naukowy wieczór... Brr! Chłopcy zwykle są beznadziejni w kończeniu nudnych relacji i Albus niestety nie jest tu wyjątkiem. Mam nadzieję, że nie będzie tego ciągnął w nieskończoność, a motywacja w postaci Tamary okaże się wystarczająco silna :p Nawet jeśli troszkę się na niego obraziła.
Biedna Nora! James ma rację, że się martwi, ta sytuacja może mieć tragiczne skutki, ale z drugiej strony, co się stało, to się nieodstanie. Trzeba będzie jakoś z tym sobie poradzić.
Ach, kocham imię Magnus. Kocham, kocham, kocham, więc obawiam się, że przeniosę te uczucia na tego łobuza, który przerwał Norze i Jamesowi słodkie tete-a-tete :p Chociaż ewidentnie pary w Twoim opowiadaniu przeżywają ostatnio same kryzysy.
Wiedziałam, że w Krowie jest potencjał! Grzeczna smoczyca. Christian mnie rozczarował - tak przejmować się własną raną, kiedy inni mogą właśnie walczyć na śmierć i życie... Wstyd. No, ale dobrze, że jednak pogodził się z Julesem, to zawsze bardzo szkoda, kiedy przyjaźnie rozpadają się z głupich powodów. Przynajmniej wyjaśniła się sprawa z Roxie i odpada element rywalizacji.
Podoba mi się, że nasza dzielna ekipa powiększyła się o dwie kolejne osoby :) I to jeszcze takie ciekawe. Lucy może się wydawać, że ich współpraca ograniczy się wyłącznie do pomocy Hugonowi, ale jednak takie sytuacje zbliżają ludzi i jest szansa na piękną przyjaźń. Ach :)
Ło matko, jaki piękny koniec! Niby powinnam się już przyzwyczaić, jak pięknie piszesz, ale mimo to zawsze doceniam każdy raz z osobna. Cudowne to było. Naturalne, proste, w sam raz. Ach!
Moje spóźnienie ma swoje plusy - mogę sobie od razu przejść do dalszego ciągu, ha! :p
Z pozdrowieniami
Eskaryna
Haha doskonale o tym wiem - i jakie uzależniające! Już teraz wiem, że nadal nie mam sił, by wrócić do szkoły...
UsuńJaka tam mistrzyni? No, ale początek też mi się podoba ;)
No Albusa ciągnie do Tamary... I z wzajemnością... Ale muszą to zrozumieć, dzieciaczki.
Dokładnie.
Szkoda tylko, że Magnus to taki raczej epizodyczny bohater ;)
Krowa może i jest leniwa i uparta, ale... coś dało się z niej wyciągnąć. Cristianowi raczej chodziło o to, by Jules tam nie wrócił, by mu się nic nie stało, więc troszkę ponarzekał...
Sporo tej rywalizacji odpada w tym rozdziale :D
Doskonale to podsumowałaś.
Oj, weź przestań, bo się zarumienię! Ale miło mi, że tak myślisz :*
Pozdrawiam!
Hejo, Gabsone! Wiem, wiem, że późno, ale to nie moja wina! Poważnie. Tylko i wyłącznie mojej nauczycielki polskiego i Krzyżaków, których jeszcze nie przeczytałam... Ale co tam! Nowa ważniejsza :)
OdpowiedzUsuńPodobał mi się początek, taki...hymm...klimatyczny! Tak, dobre słowo! I Al z Tamarą! Nareszcie Al zrozumiał, że Jasmine do niego nie pasuje! Moje serce się cieszy xDD
Biedna Nora, same przykrości ją spotykają, a James powinien się opanować, ja rozumiem, bo pewnie zareagowałabym tak samo, ale...no...ten,no, ale powinien.
Wiedziałam, że w tej Krowie jest jakaś moc! Wiedziałam, po prostu wiedziałam! I jejku, jak się cieszę, że Roxie, Jules i Cristian żyją!
No, i Lucy. Zachowała się, tak bardzo inaczej i to mi się podobało! Obudziło się w niej puchońskie serce?? I masz uratować Huga! Grzecznie proszę *robi oczka szczeniaczka*
Ogólnie mega mi się podobał, jak zwykle resztą. Ehh... Ja to nie potrafię pisać komentarzy ;P To lecę czytać 28!
Pozdrowionka :*
PS. Super fanart :)
Lepiej późno niż wcale ;) Ja też się często spóźniam - sama o tym wiesz - więc wybaczam, kochanie!
UsuńHahaha jeszcze ich nie przeczytałaś? XD
A mówią, że złą autorką jestem, jak ja ciągle wam na rękę idę! I jeszcze Ala i Tamary nie uśmierciłam ;)
Powinien!
Widzisz? Dobra autorka :D
Ona ma wielkie serce, choć próbuje to ukryć.
Taaaak... Ekhem... No... Może go uratują... A może i nie hehe
Co ty gadasz(piszesz)! Uwielbiam twoje komentarze :*
Pozdrawiam!
PS Też tak uważam ;)
Moim zdaniem zwierzątka też mają duszę :C
OdpowiedzUsuńChoć z resztą początku rozdziału - całkowicie się zgadzam!
Och prawda... Ucieczka jest beznadziejna - gdy ktoś cię zmusza do ucieczki. Nienawidzę uciekać, a i tak to robię.
Dobra. Nieważne. Czytam dalej.
xD
Na początku myślałam, że chodzi o Jamesa i Norę, i tak sobie pomyślałam, jaki ten James się dojrzały zrobił... xD A tu taki klops, choć już przy tym gadaniu powinnam się skapnąć. Nora nie jest gadułą... Ale no... Tak mnie to z lekka zmyliło.
Foch.
Totalny foch na Albusa.
Co złego jest w szarych myszkach?
On jest jak każdy inny facet. Foch.
Eh... Jakbym słyszała moją mamę. Ucieka spać, gdy chce z nią pogadać. Co prawda, wtedy gadam o UFO, wilkołakach, czy duchach, a to ją "nudzi", jak mi mówi. A co dopiero, gdy opowiadam jej, co takiego fajnego czytałam...
To takie przykre *ociera łezkę z oka*
I dlatego mam focha na Albusa.
Bo mimo pieczenia uszów, powinien jej wysłuchać!
A może wolałby, żeby opowiadała mu o zapasach w błocie z Norą, hę?
To z pewnością Jamesa by zaciekawiło...
Nieważne.
Dobra i tak lubię Albusa.
A Jasmin nienawidzę, więc mu wybaczam jego wpadki.
Może kadabrą (czy cyzmś tam) ją weźmie i...
Nie czytałaś tego Gabs!
Mnie nudzi czytanie jej teksu... Może, chociaż Drętwota?
Pfff...! Męska solidarność!
Lubię to :D
Pff! Marzenia Albusie!
My kobiety czasem nawet siebie samych nie rozumiemy!
Co dopiero, jakby ktoś miał nas całkowicie zrozumieć!
Ja siebie często nie rozumiem... Hmmm... Ale mi z testu psychicznego z Internetu, wyszło, że myślę w 70% jak facet.
Hmmm...
Ja też czasem nie rozumiem Tammy!
O masz... Ale ten Albus jest ciężko myślący -_-
Oj Freddy... Zaczynam cię coraz bardziej lubić :3
Mądre słowa Freddy, mądre... :)
I kto niby mówił, że Fred jest głupi? Hę?
Teraz wam wszystkim łyso! Ha!
Przemieniła się przy nauczycielce?!
Wielkie halo... Po prostu trzeba zaplanować ucieczkę, ale zawsze może to zwalić na sok wieloowocowy... Nie pamiętam dokładnie jak się nazywał ten eliksir zmieniający postać... Ale to dobra wymówka. No, bo niby, w kogo się przemieniła? Można przekupić tą osobę, aby udawał, że wypił taki sok i Norę udawał? Ha?! Jestem geniuszem!
No, a James dramatyzuje...
Choć ja pewnie bym się gorzej zachowywała :P
Impulsywną... Powinna z nim zerwać.
Wiem, wiem... Kibicowałam im, ale oni po prostu przestali do siebie pasować. Mają problemy z komunikacją, a brak chemii tylko to pogorsza. Może James nie widzi tego teraz, ale gdyby dalej to ciągnęli, to z całą pewnością byłoby gorzej.
Poza tym, jak nie byłabym tak uprzejma jak Nora.
Ja bym się na niego wydarła i wyszła.
Ale może przez to nie mam swego wybranka serca.
Albo przez to, że czekam na wilkołaka.
Yep.
To ma sens.
I jeszcze go broni *kręci głową*
Nie wiem, czemu ale pachnie mi tu przemocą domową. Wiem, wiem, ale... Po prostu przestał mi się podobać James. Jestem w stosunku do niego nagle podejrzliwa.
A ja tak go lubiłam...
Czuje się, tak jakby on zmuszał Norę, aby z nim była.
To jest toksyczny związek!
Jak tyś to zrobiła?
Że mam tak różnorodne odczucia?
O Boże... Nawet nie wiesz, jak czuje się teraz zżyta z Norą T~T
Po prostu doskonale wiem, co czuje... Bo czułam to samo! I to jest takie... Czy ty też coś takiego przeżyłaś? Bo piszesz o tym rewelacyjnie i niesamowicie trafnie!
No i znów powróciły te straszne wspomnienia o moim ex...
Przynajmniej James nie jest hindusem...
O Boże...
Magnus... On mi się kojarzy z tym Czarownikiem-gejem z "Mechanicznego Anioła" :3 O Boże... Uwielbiam go.
A czytałaś może kroniki Magnusa?
Są boskie. Szczególnie, gdy opisuje swoje romanse xD
Magnus... I się zakochałam >3<
Po tym jego uśmieszku... I jeżeli Chris się wkrótce nie zjawi, to go ostatecznie porzucę na rzecz tego ciacha... Ale jeszcze nie teraz. Jeszcze będę wiernie (niczym wilk) czekać!
UsuńFuj... Ma spocone dłonie... Fuj!
Heh... hehehe... Dziwnie jej się spódniczka przekręciła... *Znacząco rusza brwiami* Ja już się domyślam, gdzie ręce Pottera lądowały *szeroki uśmiech*
Słodko...
Jules i Cristian.
Jak mam ich nie wielbić? Są po prostu boscy, bo kochany Jules znajdzie każdą chwilę, aby powyzywać swojego (chwilowo) ex-przyjaciela. Nieważne, że mają większy problem... No, bo szkołę mają zniszczone i być może połowa ich przyjaciół jest martwa... A ten zamiast martwić się o Roxy, przeklina Cristiana... Co prawda, pewnie wierzy, że jego dziewczyna jest cała. Bo czy Roxy dałaby się tak łatwo zabić? Odpowiedź nasuwa się sama, z ciężkim westchnieniem musze wyznać: Nie dałaby!
I za to ją uwielbiam :3
Spodziewałam się takiego teksu po Julesie... Ale nie po tobie Cristian... Mieć tak małą wiarę w Smoczą Krowę? W ogóle to zmieńcie jej imię, bo jak sami zauważyli, jest przecież użyteczna. A nazywanie smoka krową, nie wydaje się w porządku, gdy ten was ratuje.
Pff! Teraz sobie przypomnieli o reszcie - no gratuluje!
Oj, tak... Krówka jest leniwa :3
Niczym Mika! :D
Uff... Dobrze, że choć jeden z nich myśli logicznie. A to nasuwa mi pytanie, czy u Eleny i Cristiana bycie takimi przykładnymi ludźmi - przepraszam czarodziejami - w świecie magii, jest zapisane w genach? Są tacy idealni... Choć Cristian może trochę mniej... To mnie przeraża. Bo muszą mieć dużego trupa w szafie...
Nieee!!!
On nie mógł być zazdrosny! To się kłóci tym, co pisałam wcześniej, że jest taki idealny... No, ale... Jego trup w szafie jest duży. Zazdrość. Kto by pomyślał?
Chociaż, ja mu się nie dziwię. To jednak coś czuje, że dostanie porządnie w buźkę od Roxy, gdy się o tym dowie. Niemal mu współczuje. Niemal.
Hmmm... Z drugiej strony, to nie powinien się tak martwić. Niech spojrzy z ten dobrej strony - ma Kinię! :D
Lucy :3
Ona i Roxy... Są spokrewnione, nie?
To wszystko wyjaśnia *kiwa głową*
Oooo! A ja chciałam sobie takie kapcie kupić, ale nie miałam wtedy dwudziestu euro! :C
No... Nott znów stracił w moich oczach.
Chris, gdzie jesteś? *Zawyła żałośnie Mika*
O Boże, jakie... Niedopowiedzenie.
Gdy była mowa o Norze, myślałam, że chodzi o Eleonorę... xD
I teraz miałam lekki szok, bo jak niby trafili do Nory, jak Nora przed chwilą się o tym dowiedziała... Biedna ja :P
Charakterystyczny zapach Nory... Zabijasz mnie Gabs.
Dwuznaczność zdań, bo tylko ja znów mogłam to skojarzyć z Zabini. I zastanawiać się, jak ona pachnie.
I się odnaleźli.
I taki mały Happy End.
Przed wielką wojną.
O Boże... Już się boję :(
Ja lubię to, co robisz. Wręcz kocham i jestem fanką :P
Oj pamiętam tamte dwie... Aż mi się krew w żyłach gotuje, jak przypomnę sobie jej wielkie "ale", jakie miała do ciebie. Mam ochotę znów sie z nią pokłócić. Nikt nie ma prawda obrażać ciebie bez powodu! A szczególnie tak cudownego bloga i jeżeli ktoś ośmieli się nazwać go "blogaskiem" a ciebie "ałtoreczką", to będzie miał bliższe spotkanie z moją wredniejszą stroną.
*Padłą i leży*
Ten rysunek, wymiata!
Jest boski. No i kreska jest niesamowita. Wiesław również wyszedł fantastycznie, po prostu... Zazdroszczę talentu :)
Co do czytelników...
Zawsze jest więcej niż ci, co piszą.
Jednak większość nie potrafi komentować, bądź z jakiś powodów to nie robi. Albo po prostu nie mają konta i mają lenia.
Tia...
Rozdział był arcymistrzowski, feeryczny, kongenialny, bajeczny, zniewalający, bajeczny i oczywiście mega apolliński!
Życzę morza weny, góry pomysłów i mnóstwa czasu wolnego!
Bussis! :3