W imię miłości…
Zachęcam do przeczytania podziękowań na końcu :)
Była zdziwiona, że udało jej się zasnąć. Odkąd to się stało, miała okropne problemy ze
snem. Bała się koszmarów, które niestety za każdym razem ją dopadały,
przeplatając się z równie nieprzyjemnymi wspomnieniami…
Nie rozumiała tego, co się wydarzyło. Ale wiedziała, że
to jej wina. To przez nią Hugo… on… nie mógł się obudzić.
Nim się zorientowała, jej myśli znów przeniosły ją do
tamtego dnia…
– No
chodź, Hugo! Zróbmy im na złość. Udowodnijmy, że nie jesteśmy małymi dziećmi i
że też mamy prawo brać udział w zabawie! – wykrzyknęła, skacząc na łóżku.
Znajdowali się w pustym dormitorium chłopców z drugiego roku, gdzie Lily zaciągnęła
kuzyna na tajną naradę.
Hugo
uniósł głowę znad książki, którą właśnie próbował czytać. Z westchnieniem zamknął
ją i posłał dziewczynie zmęczone spojrzenie.
– A czy
to sprawi, że dasz mi spokój?
Lily,
znając swojego kuzyna, od razu wyczuła, że udało jej się go przekonać.
Krzyknęła głośne ,,tak!” i rzuciła się mu na szyję.
–
Dziękuję, dziękuję, dziękuję! Jesteś najlepszym bratem, jakiego mam! – Przypieczętowała
swoje słowa, cmoknięciem go w policzek.
Dwunastolatek
wywrócił oczami, ale uśmiechnął się łagodnie do dziewczyny.
–
Tylko nie mów tego Jamesowi i Albusowi. Mogłoby ich to urazić.
– O
to się nie martw. Wiedzą o tym od dawna. – Zeskoczyła z łóżka i pobiegła w
kierunku drzwi. Przez ramię jeszcze krzyknęła: – Idę po rzeczy. Za pięć minut w Wielkiej
Sali! Nie spóźnij się! Czeka na nas przygoda!
Jaka naiwna była… Jaka egoistyczna… Wykorzystała
przywiązanie Hugona, by wpakować ich w kłopoty. Ale wtedy wydawało jej się to
dobrym pomysłem… i czuła... jakby coś ją zmuszało, napędzało, by to zrobić…
Później śniły jej się momenty z ich wspólnego
dzieciństwa. Od zawsze byli ze sobą blisko. Może przez podobny wiek? Albo przez
ich odmienne charaktery, którymi się uzupełniali? Ona głośna, pełna życia,
szalona, impulsywna. On cichy, spokojny, łagodny, spostrzegawczy. Naprawdę był
jej ukochanym bratem.
Właśnie wspominała, jak kiedyś namówiła Hugona na wspólną
ucieczkę z domu, gdy poczuła coś… nieprzyjemnego. Jakby szorstka, mokra rzecz
dotykała jej policzka…
Usiadła gwałtownie na łóżku i ujrzała na swoich kolanach…
– Wiesiu? – spytała szeptem, wcale nie oczekując
odpowiedzi. Wytarła rękawem piżamy mokry policzek i skrzywiła się. – Czy ty
mnie polizałeś?
Kameleon wydawał się być podenerwowany. Wiercił się na
jej kolanach, wciąż zmieniając barwę.
– O co chodzi? – Ziewnęła i zaraz syknęła, gdy zwierzę
wbiło pazurki w skórę na jej udach.
Miała go już zrzucić z łóżka, gdy Wiesiu sam zeskoczył na
ziemię i, jakby patrząc na nią nagląco (kameleony potrafią tak w ogóle?),
zaczął kierować się do drzwi, wciąż na nią zerkając.
– Mam za tobą iść? – Nie miała pojęcia, jak na to wpadła,
ale chyba to było przyczyną dziwnego zachowania Wiesława. – No dobrze.
Wstała z łóżka, założyła kapcie i szlafrok, i udała się
za Wiesiem. Miała zamiar szybko to załatwić, zanim zdałaby sobie sprawę, że
kameleony i tak nie rozumieją, co się do nich mówi i że to, co teraz robiła,
było kompletnie pozbawione sensu…
~~*~~*~~*~~
– Lily?
Roxie ze zdumieniem rozpoznała brązowe tęczówki kuzynki,
która przykucnęła koło niej i patrzyła na nią z niepokojem. Dziewczyna czuła
się strasznie. Była zaspana, kończyny jej ciążyły. Z trudem udało jej się
usiąść i rozejrzeć.
Pozostali wyglądali na równie zdezorientowanych i
zmęczonych. Niektórzy powoli się podnosili, inni otwierali oczy, przeciągali
się.
Co się wydarzyło?
Dopiero nieruchoma sylwetka dorosłej kobiety sprawiła, że
wszystko sobie przypomniała.
– Ciociu! – wykrzyknęła, rzucając się do Hermiony. –
Elena! Rose! Szybko!
Nigdy nie czuła tak wielkiego przerażenia i bezradności
jak w momencie, gdy dopadła do ciała swojej ciotki. Kobieta leżała na brzuchu.
Nieruchoma.
Drżącymi rękoma odwróciła ją na plecy… Skołtunione włosy
zakryły bladą twarz, a na szacie, w miejscu, gdzie Eve Queen zatopiła swój
sztylet, widniała ciemna plama…
To było dla niej za wiele. Roxie nie mogła się zmusić, by
dotknąć Hermiony. Mogła tylko patrzeć na kobietę, którą znała od dziecka, która
była jej ciocią – może i czasami surową, ale kochającą, łagodną, cierpliwą…
Myśl, że życie z niej uleciało… że już nigdy nie spojrzy karcąco na wujka Rona,
gdy ten nałoży sobie całego kurczaka na talerz, albo nie będzie odgarniała tym
typowym dla siebie, matczynym gestem włosów Rose… łamała jej serce.
– Z drogi. – Usłyszała szorstki głos Eleny, gdy ta odepchnęła
ją, by dostać się do kobiety.
Tuż obok niej rozległ się szloch Rose, która opadła na
kolana, patrząc na ciało matki. Scorpius próbował ją objąć, ale dziewczyna
wyrywała się, krzycząc. Roxie nie mogła wyobrazić sobie, co musiała teraz czuć…
Dla niej samej było to ciężkie, a co dopiero, gdyby ich role się odwróciły i to
jej matka…
Lily wtuliła się w Jamesa, także szlochając. Roxie nieprzytomnie
zauważyła kameleona, który uczepił się ramienia dziewczynki. Fred i Lucy stali
ze spuszczonymi głowami, a pomiędzy nimi znajdowała się Joss, która ściskała
mocno ich dłonie. Albus… był załamany. Roxie podejrzewała, że obwiniał się za
to, co się stało… że nie mógł ocalić Tamary. Obok niego nieśmiało przycupnęła
na biurku Adel, którą ocaliła Rosjanka. Nott i Cristian stanęli z boku – nie chcieli
im przeszkadzać. Na twarzach chłopaków malował się gorzki smutek. A Jules…
nawet się nie zorientowała, a on już znalazł się obok niej, obejmując ją
ramieniem w talii. I kochała go za to całą sobą.
W chwili, gdy Scorpiusowi w końcu udało się wziąć w
ramiona zrozpaczoną Rose, Elena podniosła się i spojrzała na nich. A w jej
oczach była… nadzieja?
– Naprawdę nie wiem, jak wielkie trzeba mieć szczęście –
powiedziała cicho, pochylając się i wyjmując coś z szat Hermiony – by coś
takiego przeżyć. A to wszystko dzięki temu. – Elena uniosła w górę zakrwawioną,
z dziurą w środku okładki, książeczkę. – Dość cienka, ale wystarczyło. Sztylet
przeszedł przez nią, uszkadzając ciało dyrektorki, ale jej nie zabijając.
Będzie żyła, ale musimy zabrać ją do szpitala.
Roxie była pod wrażeniem opanowania przyjaciółki. Mimo
potarganych, czarnych włosów, krwi na rękach, nigdy nie wyglądała bardziej
odważnie i na miejscu, jak w tym momencie.
Ulga to niewystarczające słowo, by opisać emocje, które
ich ogarnęły. Rose, tym razem łagodniej, wyrwała się Scorpiusowi i dopadła do
boku matki, biorąc jej dłoń w swoje i opierając się czołem o nie. Tym razem
płakała ze szczęścia.
– Niesamowite – mruknął Fred, który niepostrzeżenie
podszedł do Eleny i ostrożnie wziął od niej książeczkę. – Baśnie Barda Beedle'a. Kto by się spodziewał, że po tylu latach
wciąż będzie je nosiła ze sobą?
Roxie, tak jak i reszta jej rodziny, wiedziała, że
Hermiona otrzymała od Albusa Dumbledore’a ten właśnie egzemplarz baśni, który
także odegrał pewną rolę w zmaganiu, jakim było pokonanie Voldemorta. I ona go
przy sobie wciąż nosiła… Może tak właśnie miało być? Ale nie mieli teraz czasu
się nad tym zastanawiać. Musieli uratować Norę, Tamarę i dziewczyny z Rezerwatu.
Jednogłośnie stwierdzili, że Hermionę do św. Munga
zabiorą Lily, Adel i Rose. O dziwo, młodsze dziewczynki nie kłóciły się ani
trochę i po prostu przyjęły, że to właśnie muszą zrobić. Za to Weasley…
– Nie ma mowy – syknęła, a Roxie przez myśl przemknęło,
że jej kuzynka wygląda odrobinę przerażająco. Miała w oczach taki błysk… –
Myślicie, że pozwolę, byście samodzielnie ryzykowali swoje życie? Nie mam
zamiaru siedzieć bezczynnie w szpitalu, kiedy wy… – Głos jej zadrżał, ale
kontynuowała: – Jesteście moją rodziną. Moimi przyjaciółmi. Nie wybaczę sobie,
jeśli coś wam się stanie… – Dziewczyna rozpłakała się na końcu.
Roxie wymieniła się spojrzeniami ze Scorpiusem.
Wiedziała, że myślą o tym samym: Rose przeszła już za dużo. Za wiele stresu,
napięcia. Nie należała do słabych osób. Ale przekroczyła swoją granicę i nie była
gotowa na więcej.
– Rosie… – powiedział spokojnie Malfoy, podchodząc do
swojej dziewczyny. Założył pasmo rudych włosów za jej ucho i położył ostrożnie
dłoń na jej talii. Przyciągnął ją do siebie, stykając ze sobą ich czoła.
– Nie. – Rose zadrgały wargi. Przymknęła powieki i westchnęła.
– Nie, nie, nie. Niech idzie Elena.
Poczuli się trochę niezręcznie, patrząc na parę. Elena,
wciąż skupiona na Hermionie, nawet nie zarejestrowała, że wypowiedziano jej
imię. Fred po cichu rozmawiał z Lucy i Joss – ta ostatnia słodko obejmowała go
w pasie. Lily siedziała na ziemi, pomiędzy swoimi braćmi, opierając głowę na ramieniu
Jamesa, który z zamyśloną miną ją obejmował. Albus milczał. A może myślał?
Planował, co dalej powinni zrobić? Adel bawiła się swoimi włosami, bojąc się na
nich spojrzeć. Cristian zerkał na nich wszystkich po kolei, kołysząc się na
piętach; wydawał się podenerwowany. Może przytłaczały go ich intensywne emocje?
Roxie zdarzało się zapomnieć o jego empatycznych zdolnościach. Musiał przeżyć
katorgę, gdy ich wszystkich ogarnęła rozpacz. Nott przeglądał jakieś plany, a
ona i Jules… po prostu stali razem; czekali.
– Wiesz, że Elena musi pójść z nami. Może będzie w stanie
pomóc, gdy ktoś zostanie ranny. – Scorpius objął ją mocniej. – Rosie… po prostu
idź.
– Nie puszczę cię. Nie, nie, nie – powiedziała słabo, pobladłymi
palcami rozpaczliwie ściskając jego koszulę.
– Rosie.
Na kilka sekund jej imię zawisło między nimi.
Niebezpieczne. Drgające. Czekające.
– Nienawidzę cię – syknęła. Wspięła się na palce i
gwałtowanie go pocałowała. Po chwili puściła go i ocierając łzy, powiedziała
stanowczo: – Macie wrócić. Wszyscy. W całości. Jasne?
Nie czekając na ich odpowiedź, odwróciła się na pięcie i
skierowała do swojej matki.
– Chodźcie, dziewczyny. Musimy iść.
Hermiona została ułożona na lewitujących noszach; Elena
wyjaśniła Rose jak za pomocą lekkiego dotknięcia dłonią nimi kierować. I po
chwili zniknęły w zielonych płomieniach kominka…
Zapadła cisza. Spojrzeli wszyscy na siebie, obawiając się
tego, co zaraz miało nastąpić. Ale nie mogli dłużej czekać. Musieli działać.
– A może… poinformujemy kogoś o tym? – zaproponował nagle
Fred, podając im ich różdżki, które wyciągnął z pudełeczka, w którym zostały
ukryte.
– Niby kogo? Nauczycieli? Nie uwierzyliby nam. Wlepiliby
nam tylko szlabany i kazali iść spać – zauważył James.
– Może aurorów lub ministra? – zastanawiała się na głos
Roxie. – Ale… nie. Odsunęliby nas od tego. Stwierdziliby, że jesteśmy
dzieciakami i że sami się tym zajmą. W najlepszym przypadku. W najgorszym zignorowaliby
nasze słowa, uznając Łowców za jakąś bajeczkę i wtedy dziewczyny nie miałyby
żadnych szans. Minister może i by nam uwierzył, ale nie dostaniemy się do niego
bezpośrednio. Jesteśmy zdani na siebie.
– Na LOCH też bym nie liczył. Eve Queen miała tam wielkie
wpływy. I była bardzo szanowana. Nikt nie uwierzy w jej zdradę. A zresztą… nie
mamy pewności, czy nie przeciągnęła na swoją stronę innych czarodziejów. – Nott
wciąż przeglądał jakieś papiery; może zastanawiał się, jak dostać się ponownie
do siedziby Łowców?
– Wujek Harry? – Lucy wypuściła z ust smużkę dymu i
uniosła brwi, gdy wszyscy na nią spojrzeli. – Co jest, dzieciaczki? Mu chyba
możemy ufać-
– Nie mamy na to czasu! – Podskoczyli na wrzask Albusa. Byli w wielkim szoku. Nigdy
nie widzieli go w takim stanie. Al zawsze należał do nielicznego grona osób opanowanych
i cichych. – Mam dość czekania! Nie wiem jak wy, ale ja nie zamierzam stracić
ani dziewczyny, którą kocham, ani mojej najlepszej przyjaciółki, więc z łaski
swojej zamknijcie się i ruszcie swoje tyłki. Już!
Klatka piersiowa chłopaka gwałtownie unosiła się i
odpadała, w zielonych oczach lśniła pasja pomieszana z determinacją, a ciemne
włosy odstawały na wszystkie strony. Roxie przez myśl przemknęło, że Al po raz
pierwszy wygląda jak prawdziwy, odważny Potter.
– Dobrze, braciszku. – James położył dłoń na ramieniu
Albusa, ściskając je w geście wsparcia. – Ale jak się tam dostaniemy?
– Słyszeliście o runicznych bramach? – przemówiło do nich
oko. Kawałek twarzyczki w kształcie serca, gdzie zerkało na nich oko o
zielonych tęczówkach. Tylko ono wystawało zza ramienia Freda; Joss nie
przepadała za wrzaskami, więc ukryła się za Weasleyem, mocno czepiając się jego
ramienia i pesząc się, gdy wszyscy na nią spojrzeli. – Mo-mogę stworzyć bramę,
która przeniesie nas tam, gdzie będziemy chcieli. Potrafię to. Znam się na
runach. Jestem dobra ze starożytnych run, wiecie? Z historii magii też, ale za
to z zaklęć jestem beznadziejna. Choć to mało ważne teraz, prawda? Już jestem
cicho!
– Świetnie, Jocelyn Moone. Jesteś prawdziwym
geniuszem, kociaku. – Lucy potargała włosy swojej najlepszej przyjaciółce i
zwróciła się do reszty: – Ruszajmy.
~~*~~*~~*~~
(Brak perspektywy)
Siedziba Łowców Czarownic, godzina 3.42; czas do przebudzenia
Morgany: 1 godzina, 18 minut.
Pokój pogrążony w
półmroku. Eleganckie meble. Lśniące złotem zdobienia. Antyczna toaletka.
Niewielka lampka. Srebrne lustro. Liczne szkatułki z biżuterią. Kosmetyki. I
kobieta malująca usta krwiście czerwoną szminką.
Można było uznać ją
za zjawiskową piękność – czas łagodnie ją potraktował. Czarne włosy miała
spięte w eleganckiego koka. Smukłą sylwetkę zdobiła granatowa suknia. Stopy
wsunęła w wysokie szpilki. Ale mimo swojej piękności, regularnych rysów twarzy,
kształtnych ust, jej oczy… były zimne jak ocean, którego barwę posiadały.
Do pomieszczenia wszedł
wysoki mężczyzna. Ubrany w elegancki garnitur; jego wypastowane buty stukały w
posadzkę, gdy zbliżał się do kobiety. Ciemne włosy w niektórych miejscach
przeplatały się ze srebrnymi nitkami. A twarz wyrażała pustkę, opanowane, może
lekkie znużenie.
– Wszystko gotowe.
Wiedźmy czekają – powiedział formalnie, stając za plecami, wciąż przeglądającej
się w lustrze, kobiety.
– A chłopak? Ma ją? – Wybrała naszyjnik ze swojej licznej
kolekcji i podała go mężczyźnie, by ten zapiął go na jej szyi. Dotknęła dłonią
lśniącego kamienia, gdy ten spoczął nad jej dekoltem.
– Ma i jest gotowy na wymianę.
Kobieta odchyliła głowę i roześmiała się pogardliwie.
– Nie mam pojęcia, w kogo on się wrodził. Chyba byliśmy
dla niego za łagodni. Ale jeśli naprawdę zależy mu na tym bękarcie… Dostanie
dzieciaka. – Odwróciła się do swojego męża, obejmując go za szyję. – Trzeba
było mnie nie zdradzać. Teraz przynajmniej nie mielibyśmy problemów z tym
bachorem – mruknęła niebezpiecznie niskim głosem.
Mężczyźnie zadrgała prawa powieka.
– Cassandro…
– Wiem, wiem – przerwała mu, przechylając głowę w bok i z
zimnym uśmiechem obserwując go niczym drapieżnik swoją ofiarę. – Ciekawy
mechanizm. Zauważyłeś? – Błyskawicznie zmieniła temat, na razie mu
odpuszczając. – Każdy czegoś chce. Wiedźmy nowych, młodych ciał. Charłacy
akceptacji w świcie czarodziei. Mugole prawdy, dostępu do wiedzy magicznej.
Śmierciożercy zemsty. Wampiry bezpieczeństwa i życia bez zasad. Czarodzieje
wygody i dominacji. Kastiel swojej bękarciej siostrzyczki. A my? – Odeszła od
męża, by znów przejrzeć się w lustrze. – Władzy. Jeśli możemy ją zdobyć dzięki
Morganie… czemu nie zaryzykować?
Wymienili się spojrzeniami w lustrze. Następnie, już bez
zbędnych słów, skierowali się do drzwi windy…
~~*~~*~~*~~
(Brak perspektywy)
Czas do przebudzenia Morgany: 56 minut.
Korytarzem szedł chłopak, prowadząc przed sobą związaną
dziewczynę, która próbowała mu się wyrwać; długie, blond włosy miała potargane,
oczy zaczerwienione, wściekłość na twarzy. Eskortowało ich dwóch Łowców – jeden
mugol z pistoletem w rękach oraz ciemnowłosa, drobna czarodziejka. Nikt nie
zwracał uwagi na przekleństwa wypowiadane przez dziewczynę, a także na stawiany
przez nią opór.
Dotarli pod strzeżone przez dwóch Łowców drzwi, za
którymi znajdowała się wielka sala. Weszli do środka, a ich oczom ukazały się
następujące rzeczy: sporej wielkości stół w centralnej części pomieszczenia, z
ułożonymi na nim różnymi składnikami i lśniącym, bardzo starym pergaminem –
zaklęciem ożywiającym. Wokół niego zgromadziły się cztery wiedźmy.
Królowa Maeve, zwana także Eve Queen. Dawniej piękna,
rudowłosa kobieta. Potężna Irlandka. Służąca kiedyś dobrej sprawie, szkoląca
młodych czarodziei.
Cliodna – także pochodząca z Irlandii, żyjąca w
średniowieczu. Zwano ją driadą. Małomówna. Tajemnicza. Potrafiąca zmienić się w
pięknego, morskiego ptaka. Dawniej pomagała ludziom, leczyła ich. Na jej
ramieniu siedziały trzy małe ptaszki, równie milczące jak ich towarzyszka.
Kirke – najstarsza z nich wszystkich. Ta, która obcowała
z samym Odyseuszem, zamieniając jego towarzyszy w świnie. Można nazwać ją jedną
z pierwszych, zagorzałych feministek. Wróżbitka. Córka bogów.
I najgorsza z nich… Postrach wszystkich dzieci na całym
świecie… Przerażająca kanibalka… Mieszkająca kiedyś na terenie obecnej Rosji…
Baba Jaga.
Wygląd czterech wiedź można było określić jednym słowem:
starość. Rozkładające się, ledwo trzymające się w całości ciała. Stare, słabe
kości. Zmarszczki na twarzach. Siwe, przerzedzone włosy. Brak zębów. Trudno
było uwierzyć, że trzy z nich były kiedyś niesamowitymi pięknościami… Baba Jaga
podobno nigdy nie należała do najbardziej urodziwych osób.
Oprócz nich w pomieszczeniu znajdowało się małżeństwo
wraz z małą dziewczynką – może sześcioletnią; miała błękitne oczy oraz ciemne
włosy, związane w długiego, grubego warkocza – a także cztery młode dziewczyny,
zamknięte w klatce, która wyglądała jak szklany, mały pokoik. Jedna z nich, z
kruczoczarnymi włosami, wciąż waliła pięścią, kopała w ściany, próbując się
uwolnić. Nadaremnie.
Drzwi zatrzasnęły się za nimi; dźwięk ten rozniósł się
echem po przestronnym pomieszczeniu. Oczy zgromadzonych skierowały się na nowoprzybyłych.
– Kastielu! Myślałam, że już nie przyjdziesz. Wiesz, że
czas nas goni – powiedziała Cassandra, gestem dłoni przywołując do siebie syna.
– Widzę, że nasz plan wypalił. Udało ci się zwieść Malfoyównę. – Spojrzała na
prowadzoną przez niego dziewczynę jak na przepyszny kąsek. – Eleonora, prawda?
– Pieprz się – syknęła Nora, wciąż próbując wyrwać się
Kastielowi. – Nic nie zdziałasz. I tak wam nie pomogę
Cassandra
pokręciła głową z udawanym smutkiem i westchnęła z rozczarowaniem.
– A myślałam, że jesteś odrobinę inteligentniejsza. Nie
potrzebujemy twojej zgody. – Zamyśliła się przez chwilę. – A nawet jeśli…
zależy ci chyba na życiu twojej przyjaciółki, twoich wszystkich przyjaciół? Jak
znam życie, już tutaj zmierzają. To tylko kwestia czasu, gdy zjawią się w
naszych skromnych progach. Nikt nie będzie ich zatrzymywał. Chcę, by to
ujrzeli. Na kimś także trzeba będzie przetestować moc Morgany... Idealnie się
do tego nadadzą.
– Jeżeli myślisz… – zaczęła odpowiadać, ale przerwało jej
szarpnięcie. Kastiel spojrzał na nią beznamiętnie i znów pociągnął za więzy,
sprawiając jej ból.
– Dość tego. Mamy umowę. – Pchnął na posadzkę Norę i
przeniósł spojrzenie na swoich rodziców. – Oddajcie mi moją siostrę.
– Przyrodnią siostrę – poprawił go pan Rosier, który brutalnie
ściskał za ramię małą dziewczynkę. – I wiesz, że będziesz musiał tu jeszcze
trochę zostać. Puścimy cię dopiero, jak to wszystko się skończy.
– Wiem. Ale ona przynajmniej będzie już w bezpiecznym
miejscu.
Mężczyzna przez kilka sekund patrzył swojemu synowi w
oczy.
– Dobrze. Idź do niego, Cat.
Wystraszona dziewczynka pobiegła do swojego brata.
Chłopak ukucnął i przytulił siostrę, gdy ta rzuciła się mu na szyję. Pocałował
ją w czubek głowy, a później delikatnie odsunął ją na wyciągniecie ramienia.
– Cat, pójdziesz teraz z Ruth. Dobrze? Poczekasz na mnie.
Niedługo przyjdę.
– Kocham cię – mruknęła mała i podeszła do czarodziejki,
która przybyła z Kastielem i która wyprowadziła ją pospiesznie z pomieszczenia.
Cassandra podniosła Norę, trzymając ją przed sobą w taki
sam sposób jak przed chwilą jej syn. Dziewczyna wciąż się wyrywała, mimo tego
że była unieruchomiona. Raz udało jej się nawet walnąć głową w podbródek
kobiety.
– Może wyjmę Rosjankę z klatki. Powinno to trochę
ostudzić Eleonorę – zaproponował Kastiel i ruszył, by to wykonać, gdy matka
skinęła mu głową na zgodę.
Cassandra syknęła do ucha swojej zakładniczki:
– Jeden fałszywy ruch, a twojej przyjaciółeczce stanie
się krzywda.
Nora zamarła, dysząc. Z bezsilności? Wściekłości?
– Tak lepiej. – Cassadra odwróciła się do wiedźm. –
Możemy zaczynać?
Eve Queen przytaknęła, a później kazała zaprowadzić
Eleonorę do środka kręgu, narysowanego na posadce. Każda z wiedźm zajęła
miejsce w jednym z fragmentów koła tak, że znajdowały się naprzeciwko siebie. Kastiel
stanął nieopodal, trzymając przed sobą Tamarę – dziewczyna nie wyrywała się,
czując na swojej szyi ostrze sztyletu. Rosierowie obserwowali wszystko z
bezpiecznej odległości, przywołując do siebie dwóch strażników. Mugol, który
przybył z Kastielem, stanął przed klatką z uwiezionymi dziewczynami.
Proces przebudzenia Morgany rozpoczął się.
~~*~~*~~*~~
Czas do przebudzenia Morgany: 15 minut.
Wiedzieli, że coś było nie tak. Nie spotkali żadnego
strażnika. Bez problemu dostali się do siedziby Łowców i teraz biegli do
miejsca, gdzie prawdopodobnie znajdowała się Nora.
– Tamara
w notatkach napisała, że to wydarzy się tutaj – powiedział Nott, pokazując im
zaznaczone pomieszczenie na planie. – Ale skąd ona mogła wiedzieć…?
– A
czy to ważne? Nie mamy na to czasu! Chodźmy! – Al jako pierwszy skierował się w
kierunku siedziby Łowców. Musieli za nim podążyć.
Roxie miała złe przeczucia. Ale nie mogli już zawrócić.
Zastanawiała się, jak to wszystko się skończy. Może
patrzyła na swoich przyjaciół, rodzinę po raz ostatni? Może się spóźnili i nie
zdołają powstrzymać Eve Queen, Łowców? Może nigdy więcej nie poczuje ciepła
dłoni Julesa, smaku jego pocałunków?
Jakim cudem znaleźli się w takiej sytuacji? Rok temu
jedynym jej problemem było to, że ten dupek, którego imienia nawet nie mogła
wymówić, zaciągnął ją do łóżka, a później zostawił – o czym wiedział tylko
Scorpius… Rok temu chciała się wyrwać z Hogwartu, zapomnieć. Nigdy nie
przypuszczała, że wyjazd na smoczą wymianę przyniesie ze sobą takie… rewolucje.
Spojrzała na nich wszystkich. Na biegnących w ramię w
ramię Jamesa i Albusa – dwóch braci, którzy wcześniej siebie nie cierpieli i którzy
tak bardzo się zmienili... Na jej brata bliźniaka… Kto by pomyślał, że Fred w
końcu wydorośleje, przestanie skupiać się tylko na Quidditchu i zwiąże się z
Panną Katastrofą? Na Joss – wcześniej niezauważaną, zawsze wyśmiewaną. I ona na
końcu tak bardzo im pomogła i szła z nimi, mimo swojego strachu. Na Lucy –
czarną owcę rodziny, która podobno nigdy niczym się nie przejmowała i na niczym
jej nie zależało… A miała wielkie, puchońskie serce. Na Scorpiusa, który nie
powinien nawet się do nich odzywać jako Malfoy, a który razem z nimi ryzykował,
by ocalić swoją siostrę. Na Elenę – jedną z największych niespodzianek. Roxie
nie przypuszczała, że ta łagodna, miła dziewczyna będzie potrafiła
przezwyciężyć strach i być tak stanowczą, gdy chodziło o ratowanie życia
drugiego człowieka. Na Cristiana – miała go wcześniej za zwykłego błazna, ale
on ją zadziwił, wdzierając się w jej życie i zajmując w nim, może nie
najważniejsze, ale na pewno bardzo ważne miejsce. Na Notta – dziewczyna nie
znała go za dobrze, ale od zawsze imponowali jej ludzie stanowczy i waleczni.
Czasami miała wrażenie, że byli do siebie bardziej podobni niż chciałaby to
przyznać. Na pewno dobrze go rozumiała. I na końcu na Julesa… którego kochała i
– gdyby mogła – to z chęcią ukryłaby go gdzieś, by przeczekał to wszystko w
bezpiecznym miejscu. Ale wiedziała, że nigdy by jej na to nie pozwolił…
– To tutaj – powiedział Albert, stając przed podwójnymi,
ciemnymi drzwiami.
– Idziemy. – Albus ruszył przed siebie, nie oglądając się
na nich.
Weszli do pomieszczenia, a tam…
– O. W końcu jesteście – przemówiła na ich widok piękna
kobieta, znajdująca się w głębi sali.
– Tamaro!!! – krzyknął Al, gdy spostrzegł swoją
dziewczynę trzymaną przez jakiegoś ciemnowłosego chłopaka.
Roxie z szokiem rozpoznała w nim Łowcę, który pomógł jej
w Rezerwacie. Białe pasmo we włosach… Wszystko się zgadzało. Ale wtedy
towarzyszył mu jakiś blondyn…
Z trudem udało jej się ogarnąć, co działo się w sali.
Widziała tylko dwoje ubranych elegancko dorosłych, przed którymi stali
uzbrojeni strażnicy, a także klatkę, gdzie zauważyła dziewczyny z Rezerwatu. A
w głębi pomieszczenia… sylwetkę Nory, leżącej w kręgu światłości, wokół którego
krążyły cztery staruszki.
Ruszyli biegiem, ściskając w dłoniach różdżki. James jako
pierwszy rzucił zaklęcie, ale odbiło się ono od niewidzialnej ściany, dzielącej
salę na pół. Dobiegli do niej. Roxie próbowała przebić ją kopnięciem, ale
spowodowało to tylko, że odrzuciło ją i poraziło prądem.
– Co do cholery…? – mruknęła nieprzytomnie, gdy Jules
pomógł jej wstać.
– Myśleliście, że tak łatwo się do nas dostaniecie? –
Kobieta podeszła do dzielącej ich bariery, uśmiechając się okrutnie. – Naiwni…
Bardzo cenię sobie prywatność. Ale za to będziecie mogli obserwować ten
historyczny moment. Gdy wasza przyjaciółeczka użyczy swojego ciała Morganie…
Scorpius wciąż
rzucał tylko sobie znane zaklęcia w barierę, uchylając się przed nimi, gdy się
odbijały i przeklinając pod nosem. A reszta z nich… nic nie mogli zrobić.
– Nie możemy na to pozwolić. To nie może się tak skończyć
– wykrztusił Fred, ściskając mocno dłoń przerażonej Joss.
– Widzicie… dokładnie za pięć minut Morgana będzie już z
nami. A wtedy świat, jaki znacie, przestanie istnieć. – Kobieta bawiła się
doskonale, śmiejąc się z ich bezradności.
– Tylko… nie rób nic Tamarze. Błagam – powiedział
rozpaczliwie Al, nie spuszczając z oczu sylwetki swojej dziewczyny.
– Wy naprawdę jesteście idiotami. Wszyscy zginiecie. Tak
trudno to zrozumieć? – Uśmiechnęła się do nich perfidnie i odwróciła się, by
obserwować to, co działo się w kręgu.
Roxie miała wrażenie, że śni. Albo że ogląda zdjęcia,
powolnie zmieniające się z każdym mrugnięciem powiek. Odszukała dłoni Julesa i
razem patrzyli…
~~*~~*~~*~~
Czas do przebudzenia Morgany: teraz.
Czekała
na to od stuleci. Potrafiła być cierpliwa. A wiedziała, że kiedyś na pewno to
nastąpi…
Jej
duch zmaterializował się w kręgu. Stanęła nad ciałem dziewczyny, patrząc na nie
z podekscytowaniem. Już niedługo… Krótka chwila dzieliła ją przed wejściem w
nie… A wtedy… nareszcie! Znów będzie żyła!
Proces
łączenia się duszy z nowym ciałem nie należał do przyjemnych. Musieli jej
wybrać silną osobę; ciało, które wytrzyma jej moc.
Z
sykiem wniknęła w dziewczynę. I poczuła, że żyje.
Minęło
kilka sekund. Czymże one dla niej były? Niczym w obliczu jej dawnego stanu.
Powoli
podniosła się, patrząc na swoich wiernych zwolenników – zapewne nimi właśnie
byli ludzie wokół niej.
Otworzyła
usta, by przemówić, ale wtedy… poczuła, że coś poszło nie tak. Szarpnięcie w
piersi.
– Morgano!
– Usłyszała głośny krzyk, ale nie mogła na niego odpowiedzieć…
Ciało
upadło, a ona wróciła tam, skąd przybyła…
~~*~~*~~*~~
Cisza.
Po wszystkim.
Ale co się wydarzyło?
Widzieli ducha kobiety. Widzieli, jak wniknął on w Norę.
Widzieli, jak ich przyjaciółka podniosła się, nie będąc już sobą. I widzieli,
jak nagle… padła. Krąg przestał lśnić. Skończyło się.
Eve Queen ostrożnie podeszła do ciała Nory, pochylając
się i sprawdzając jej puls. Nikt nie śmiał nawet drgnąć. Staruszka podniosła
się i spojrzała na nich.
– Martwa – zawyrokowała.
– Nie!!! – zbiorowy wrzask rozległ się w sali.
Krzyczeli wszyscy. Roxie, cała ekipa z Hogwartu, Tamara –
w ich krzyku była rozpacz. Wiedźmy – odrobinę ciszej, z przerażeniem.
Eleganckie małżeństwo – z wściekłości, poczucia porażki, sprzeciwu.
Roxanne poczuła, jak z jej oczu wypływają łzy. Nie mogła
się zmusić, by spojrzeć na ciało Nory – dziewczyny, która dla nich wszystkich znaczyła
tak wiele. Albus opadł na kolana, szlochając w dłonie. James głośno dyszał,
gryząc z rozpaczy swoją pięść. Joss wtuliła się w Freda, który płakał w jej
włosy. Lucy odwróciła się do nich plecami, by nie widzieli jej łez. Scorpius
wciąż walił zaklęciami w barierę – głos mu zachrypł od wrzasku. Elena, Jules i
Cristian jakby się zmówili – stanęli obok Roxie, wspierając ją. A Nott… płakał
równie mocno jak cała reszta. Wyglądał jak mały, bezbronny chłopiec.
– Jakim cudem…? To nie może być prawda! Miała to przeżyć!
Przecież przepowiednia… – Kobieta miotała się wściekle po drugiej stronie
bariery.
– Cassandro… – Jej mąż wyciągnął do niej rękę.
– Nie, Gordonie! Nie rozumiesz! Co my teraz zrobimy?! Przepowiednia-
Nigdy nie dokończyła swoich słów. Wtedy bowiem stała się
rzecz przedziwna. Tamara, o dziwo już wolna i z różdżką w dłoni, krzyknęła
zaklęcie, które sprawiło, że Cassadra, Gordon i dwójka Łowców zostali spętani
węzłami. W tym samym czasie Kastiel rzucił jakąś rzeczą w wiedźmy, co
spowodowało, że padły one nieprzytomne – a może martwe? – na ziemię. W dodatku
jakiś brązowowłosy chłopak, którego Roxie dopiero w tym momencie zauważyła,
uwolnił dziewczyny z Rezerwatu ze szklanej klatki.
– Co na Merlina…? – wymamrotał Al, wciąż będąc na
kolanach.
Tamara, nie zważając na krzyki eleganckiego małżeństwa,
wraz z czarnowłosym chłopakiem, skierowała się w ich stronę. Na szyi Rosjanki
lśniła krwawa linia, włosy miała w kompletnym bałaganie i Roxie z szokiem
zarejestrowała, że dziewczyna szlochała; płakała tak mocno, że jej towarzysz –
z którego oczu także płynęły łzy – musiał ją przytrzymywać.
Chłopak dotknął dłonią bariery, a ta od razu opadła.
Momentalnie Albus rzucił się, by wziąć w ramiona Tamarę, a James, Nott i
Scorpius dopadli do przyjaciela Rosjanki, okładając go pięściami.
– Nie! To nie wina Kastiela! – krzyknęła Łukiniczna,
próbując rozdzielić chłopaków. Spojrzała błagalnie na Ala. – Proszę! Zaraz
wszystko wytłumaczę!
Albus skinął głową i z pomocą Cristiana i Julesa
powstrzymali ich przed zmasakrowaniem Kastiela.
Chłopak, o czarnych włosach z białym pasmem, spojrzał na
nich zrezygnowany.
– Zasłużyłem na to – mruknął, siadając na ziemi, gdzie
został powalony. – Zasłużyłem nawet na śmierć. Pozwoliłem, by on…
– On? – powtórzyła zaciekawiona Joss, która
wciąż obejmowała Freda. – Jaki on?
Elena podeszła do chłopaka i zaczęła oglądać jego
zranioną twarz. Pokręciła ze współczuciem głową i wyjęła różdżkę, by rzucić
zaklęcie uzdrawiające. Chłopak złapał ją za dłoń.
– Nie trzeba – szepnął. – Mogłabyś mi bardziej zaszkodzić
niż pomóc. Tak jakby nie toleruję magii.
Zatkało ich. Roxie zerknęła na Elenę z uniesionymi
brwiami. Jak można być czarodziejem i nie tolerować magii…?
– Jaki on? –
powtórzyła już trochę zniecierpliwiona Joss.
– Spójrzcie.
Kastiel machnął ręką w miejsce, gdzie znajdowało się ciało
Nory. Z niechęcią skierowali tam spojrzenia… I z szokiem zarejestrowali, że
osobą leżącą wcale nie była Eleonora, ale ktoś zupełnie inny…
– Kto to jest? Gdzie jest Nora? – Scorpius zacisnął
pięści, zadając pytania, które wszyscy mieli w głowach.
– Christopher? Czy to jest Chris? – Fred zrobił krok do
przodu, rozpoznając swojego przyjaciela z dzieciństwa.
– To nie może być on – mruknął James, który jako pierwszy
ruszył do jego ciała. Odgarnął z twarzy chłopaka blond włosy i rozpłakał się,
zdając sobie sprawę, że to naprawdę Cormac. – To on…
– Ale jak? – Lucy upuściła papierosa, którego próbowała
od kilku sekund zapalić, na co nie pozwalały jej drżące dłonie.
– I dlaczego? – spytał Albus, patrząc trochę nieufnie na
płaczącą Tamarę. – Oszukałaś mnie?
– Al… – Dziewczyna wyciągnęła do niego dłoń, ale on ją
odepchnął.
– Nawet nie wiesz, jak się martwiłem! Umierałem z
niepokoju – syknął, patrząc na nią ze złością.
– Wiem – mruknęła, robiąc krok do przodu. – Wiem, Al.
Mimo tego, że drżał z wściekłości, objął ją mocno i
wtulił twarz w jej włosy.
– Nigdy… nigdy więcej mi tego nie rób.
Dziewczyna mocno go do siebie przygarnęła, zastygając w
takiej pozycji. Roxie miała wrażenie, że szybko go nie puści…
– Co z Norą? – spytała, odwracając się do Kastiela. – O
co w tym wszystkim chodzi?
– Zaprowadzę was do niej. A później wszystko opowiem. To
długa historia.
~~*~~*~~*~~
Nora miała bardzo niejasne sny. Pojawili się w nich
Blaise, Hugo, Albus i pozostali jej przyjaciele. Ale przez większość czasu
miała wrażenie, że leci… Unosi się… Skacze… Szybuje…
Nagle ktoś w gwałtowny sposób to przerwał.
Siadła z jękiem i od razu została porwana przez kogoś w
ramiona. Nie rozumiała słów, które wiele osób do niej krzyczało. Ze zdumieniem
zdała sobie sprawę, że przytulał ją Scorpius. Później ją puścił, a jego miejsce
zajął Albus, następnie Tamara, James, Fred, Joss, Lucy, Roxie, Nott, a nawet
Elena, Jules i Cristian. Gdy w końcu ją zostawili, dziewczyna miała mętlik w
głowie.
– Co wy tutaj robicie? – zapytała sennie, próbując coś
sobie przypomnieć. – Nie powinno was tutaj być! Jesteśmy w kwaterze Łowców!
Zwariowaliście?!
– Gdybyś umarła, tak bardzo byśmy za tobą tęsknili –
powiedział Fred i poczochrał jej czule włosy.
– Umarła…? Co ty wygadujesz…? – spytała, marszcząc brwi. Nagle
wszystko sobie przypomniała. Sapnęła z oburzenia. – Kastiel! On mnie uśpił!
Dlaczego-
– By ciebie chronić – rzekła Tamara, uśmiechając się
smutno.
Wtedy właśnie Nora zauważyła Rosiera – stał w sporej
odległości od nich. Dziewczyna rzuciła się i chciała mu przywalić, ale wtedy
zauważyła jego twarz. Serce podeszło jej do gardła. Zatrzymała się przed nim,
patrząc mu w oczy.
– Co się stało? – spytała szeptem, delikatnie dotykając
jego opuchniętej twarzy. – Jestem wściekła, że mnie uśpiłeś, ale nie
spodziewałam się, że od razu wpakujesz się w kłopoty. – Skrzywiła się
równocześnie z chłopakiem.
Kastiel złapał ją za dłoń, splatając ich palce ze sobą.
– Muszę ci wiele wytłumaczyć…
Nora zarumieniła się, czując palące spojrzenia swoich
przyjaciół na swoich plecach.
– To wszystko, co mi powiedziałeś, zanim mnie uśpiłeś…
Czy to o to chodzi? – Mimo że nie miała powodów, by mu ufać, jej zdradliwe
serce wciąż coś do niego czuło… i tak łatwo nie przekona go, że nie powinno.
– Jest tego o wiele, wiele więcej…
Gdy przyjaciele streścili jej, co wydarzyło się, odkąd
została uśpiona, nie mogła w to uwierzyć. Najpierw słuchała o tym, jak włamali
się do siedziby Łowców, uwolnili dziewczyny z Rezerwatu, Tamara została
zraniona w rękę (teraz było już o wiele lepiej, zapewniła ją Rosjanka), o powrocie
do Hogwartu, zdradzie Eve Queen, Hermionie, którą wiedźma kontrolowała, jak
zostali uśpieni, a dyrektorka prawie zabita i o tym, jak Wiesław (odważny super
agent) przyprowadził do nich Lily, która ich obudziła. Dalej opowiadali, jak
ponownie znaleźli się w kwaterze Łowców i o tym, jak myśleli, że ją stracili… I
gdy dowiedzieli się, że to Chris zginął, a nie ona… Później przybył Harry
Potter wraz ze swoimi ludźmi i to oni zajęli się Łowcami, wiedźmami i
Rosierami, a także ciałem Cormaca… W tym momencie do opowieści włączył się
Kastiel…
– Na wstępie powinniście wiedzieć, że jestem charłakiem.
To dość ważna, może najważniejsza, kwestia – powiedział i spuścił wzrok, by nie
widzieć ich zdumionych spojrzeń. Rozpoczął swoją historię…
~~*~~*~~*~~
Może was to zdziwi, ale znamy się z Tamarą od
dzieciństwa. Tak samo z Chrisem… Byliśmy najlepszymi przyjaciółmi. Poznaliśmy
się na jednym z obozów letnich. Tych, gdzie bogaci czarodzieje wysyłają swoje
dzieci, by obcy ludzie nauczyli ich czytać, pisać przed wyjazdem do szkoły
magii. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że nigdy tam nie trafię… Po raz pierwszy pojechałem
tam, gdy miałem sześć lat. Tamara była w moim wieku, Chris o rok starszy. Na
początku ani trochę za sobą nie przepadaliśmy. Ja – największy odludek, wciąż siedzący
w książkach. Oni – osoby z problemami, których rodzice zostali zamordowani. Starsze
dzieciaki często mi dokuczały; śmiały się z moich okularów – zazwyczaj je
niszczyli – a także z tego, że moja magia jeszcze się nie objawiła. Pewnego
dnia Chris i Tamara stanęli w mojej obronie. Tak zaczęła się nasza przyjaźń.
Nauczyłem ich czytać. Mara od zawsze miała problemy z
nauką. (Nie patrz tak na mnie. Taka prawda!). A Chris bardzo szybko się
dekoncentrował i – jeśli choć trochę go znacie, to wiecie – był największym
pesymistą na świecie. Wciąż się buntował, mówił, że literki nie mają sensu. Ale
w końcu się udało.
Co roku spotykaliśmy się na obozie. Aż do czasu, gdy Chris
wyjechał do Hogwartu, a ciotka Tamary zatrzymała ją w LOCHu, a – gdy ta miała
dwanaście lat – posłała ją do szkoły w Rezerwacie.
Ale kontakt nam się nie urwał. Wciąż pisaliśmy do siebie
listy, spotykaliśmy się w wakacje, w czasie przerw świątecznych. Później, gdy
mieliśmy czternaście, a Chris piętnaście lat, nasz przyjaciel… miał jakiś kryzys.
Przestał się do nas odzywać.
Dalej było już coraz gorzej. Moim rodzicom coś odbiło; od
zawsze uważali, że hańbą dla nich jest fakt, że mają syna charłaka. Zaczęli
wmawiać mi, że świat czarodziei źle mnie traktuje, że oni mogą to zmienić. A
chodziło im tylko o władzę… Dopiero po czasie poinformowali mnie o tym, że
istnieje taka organizacja jak Łowcy – do której dołączyli i szybko stali się
przywódcami – i że moje talenty mogą im się bardzo przydać. Od zawsze dużo
czytałem i tworzyłem urządzenia, gdzie mieszałem magię z nowoczesną
technologią, a nawet odkryłem, jak neutralizować działanie różdżek… Moi rodzice
postanowili to wykorzystać. A z łatwością mogli mnie szantażować. Moją młodszą
siostrą – Catheriną – dzieckiem, które zostawiła ojcu jego kochanka.
Powiedziałem o tym tylko Tamarze, a ta poinformowała
mnie, gdy w szeregach LOCHu pojawiła się Eve Queen. Podejrzewaliśmy, co się
dzieje. Ale nie mieliśmy stu procentowej pewności.
Nagle znikąd pojawił się Blaise Zabini, który powiedział
Eve o tobie, Noro – dziewczynie z przepowiedni. Ale wszystkie szczegóły podał
tylko Tamarze, która została wysłana do Hogwartu wraz ze swoim kuzynem, Nottem.
– Wtedy
skontaktowałam się z Chrisem. Beznadziejnie zakochanym. Dopiero co porzuconym…
Nidy nie widziałam go w takim stanie. Naprawdę ciebie kochał – powiedziała Tamara, zwracając się do Nory. – Nawet nie wyobrażasz sobie jak mocno… Miał
trudny charakter. Wiele przeszedł w życiu. Ale kochał cię całym sobą i, gdy
zrozumiał, że ty nigdy go nie pokochasz w ten sam sposób, postanowił zrezygnować…
Chciał, byś była szczęśliwa. Ale cały czas nad tobą czuwał. Zmusiłam go do
odnowienia naszej wspólnej przyjaźni. Zbyt wielkiego wyboru nie miał…
Tak właśnie było. Gadał o tobie bez przerwy. To czasami
robiło się irytujące. Choć nakreślił całkiem interesujący twój obraz i… miałem
wrażenie, że chce nas ze sobą zeswatać, ale chyba nie powinienem o tym mówić… I
gdy spotkaliśmy się na balu, już trochę o tobie słyszałem…
*Wspomnienie*
– Co zrobiłeś?! – wykrzyknął Chris, patrząc na swojego
najlepszego przyjaciela z niedowierzeniem.
– Eeem… Powiedziałem, by pocałowała chłopaka, który jej
się podoba? To chyba nienajgorsza rada. – Kastiel przesunął okulary na czubek
głowy i oderwał wzrok od swojej książki.
Znajdowali się w mugolskiej kawiarni w Londynie. Postanowili
się spotkać, korzystając z przerwy świątecznej i odrobiny wolnego czasu. Siedzieli
na wygodnych fotelach, na stoliku między nimi znajdowały się dwie filiżanki z
kawą, z których unosiły się smużki pary, a także cztery książki należące do
Kastiela.
Chris z jękiem ukrył twarz w dłoniach, mamrocząc coś o
idiotach, molach książkowych i odludkach w jednej osobie.
– A tym chłopakiem jest Potter! Gratuluję, Rosier.
Niszczysz moje plany – powiedział, patrząc na niego groźnie zza palców. – A to
niby ja jestem tym aspołecznym…
– Z chęcią usłyszałbym więcej o twoich planach… Zwłaszcza
o tym związanym z Morganą… – Ściszył głos, próbując wyczytać coś ze skrzywionej
twarzy Christophera.
– Dowiesz się, gdy nadejdzie czas. – Westchnął i zamyślił
się. – Ale wracając: idioto! Czy
muszę ci to powiedzieć prosto w twarz: ty i Nora idealnie do siebie pasujecie.
Bylibyście ze sobą szczęśliwi.
Kastiel zakrztusił się kawą, którą w nieodpowiednim
momencie zaczął pić. Pozwolił się poklepać w plecy i odetchnął. A później
wytrzeszczył oczy na Chrisa.
– Myślałem, że ją kochasz! Dlaczego, więc-
– Bo ona nie kocha mnie. To chyba proste, prawda? –
Chłopak odchylił się w fotelu i wpatrzył w sufit. – Ale mogłaby pokochać
ciebie. I zrozumiałaby, że jesteś zdecydowanie więcej wart niż Potter.
– A ty znowu o tym… – Kastiel pokręcił głową, ale
uśmiechnął się z rozbawieniem. Czasami miał wrażenie, że Chrisa nikt nie
potrafił zrozumieć. Był tak specyficzny, dziwny w swoich uczuciach. Ale przy
tym naprawdę dobry. Tak szczerze, jak rzadko się to zdarzało w dzisiejszych
czasach… – Czyli wszystko zepsułem, mówiąc jej, że powinna pocałować tego
chłopaka?
– Schrzaniłeś sprawę, stary. Ale może jeszcze zdołamy to
naprawić…
I Chris znów zaczął opowiadać o Eleonorze Zabini, która
skradła mu serce, lecz go nie chciała… A on potrafił to zrozumieć i
zaakceptować. Czasami zdarzała się taka miłość…
*Koniec wspomnienia*
Tak… Teraz już trochę więcej wiecie. Ale to nie koniec…
Chris dowiedział się, że jego rodzice zostali
przemienieni w wampiry. Długo zastanawiał się, czy do nich dołączyć. Przez
znajomość z Tamarą miał dostęp do LOCHu, ale stwierdził, że naprawdę sprawę ułatwiłoby
nam, gdyby znalazł się po mojej stronie. W siedzibie Łowców. Jeszcze nie
wiedzieliśmy, że powoli realizuje już swój plan. A gdy nam o tym powiedział…
Nie chcieliśmy się zgodzić. Naprawdę. Błagaliśmy go.
Przekonywaliśmy. Mówiliśmy, że znajdziemy inny sposób. Ale on był nieugięty.
Jako prawdziwy Gryfon chciał uratować nas i oczywiście Norę…
Wpadł na pomysł, że ściągniemy Eleonorę do siedzimy
Łowców, gdzie mieliśmy ją uśpić, a wtedy Chris wypiłby Eliksir Wielosokowy i
przemieniłby się w Norę… Resztę jego planu już znacie. Tamara próbowała jeszcze,
razem z wami, wykraść zaklęcie ożywiające – mnie rodzice wciąż mieli na oku –
by Christopher nie musiał się poświęcać… Ale przechytrzyli nas; zmienili
miejsce ukrycia zaklęcia. Chris wciąż przekonywał, że on chce to zrobić, że
musi to zrobić. To jedyny sposób, by nic się nie stało mojej siostrze i Norze…
A ja… jako charłak nie mogłem wypić Eliksiru Wielosokowego. To mogłoby mnie
zabić. Jak już mówiłem – mój organizm nie toleruje magii.
Do końca życia będę się za to obwiniał. Powinniśmy
znaleźć inny sposób… Inną opcję… To powinienem być ja…
Chris słusznie przewidział, że jego ciało nie zniesie obecności
ducha Morgany w sobie i to ją zniszczy… i on przypłacił za to życiem. Bo tak
nas wszystkich kochał…
~~*~~*~~*~~
Nora nie mogła w to uwierzyć. Przytuliła Kastiela, gdy
ten zaczął płakać – jej samej zbierało się na płacz. Chris… On naprawdę… On ją
kochał? Jak przez mgłę zarejestrowała to, że, po ich zerwaniu, chłopak więcej
się do niej nie zbliżał. Ale czy to prawda…? Czy w swoich wspomnieniach nie
widziała go wciąż obok siebie, ale nauczyła się go ignorować? A on…
Nie mogła już powstrzymać łez; ukryła twarz w piersi
Kastiela i płakała za przyjacielem, którego tak zawiodła i którego obydwoje,
już na zawsze, stracili…
– To na nic – wykrztusiła w pewnym momencie. –
Niepotrzebnie zginął. Bo ja i tak muszę umrzeć.
Poczuła, jak Kastiel zastyga; skierował na nią spojrzenie
– zapłakała, widząc rozpacz w jego niebieskich oczach.
– O czym ty gadasz, Pisklaku? Czy ty nie rozumiesz-
– Muszę oddać Hugona! – wrzasnęła, przerywając Tamarze i
odwracając się do swoich przyjaciół. Nie potrafiła spojrzeć im w twarz.
Spuściła oczy na swoje drżące dłonie. – Muszę oddać wam Hugona… Jego dusza jest
we mnie. Żyję dzięki niemu. Jeżeli nie umrę, on nigdy się nie obudzi.
Lucy była tą, która do niej podeszła. Położyła dłoń na
jej ramieniu i mocno ścisnęła. Nora spojrzała na nią ze zdumieniem.
– Nie możesz się
poddawać. Nie teraz. Przeszliśmy razem tak wiele. Znajdziemy sposób, by obudzić
Hugona. I przeżyjecie oboje. Zobaczysz. Kastiel nam pomoże, prawda? – Zerknęła
na chłopaka, stojącego za Norą i uśmiechnęła się, gdy jej przytaknął. – Zobaczysz,
wszystko będzie dob-
W tym momencie Eleonora zemdlała, padając na Lucy.
Zszokowana dziewczyna przytrzymała ją razem z Kastielem. Nora dostała drgawek.
– Co się dzieje? – krzyknął przerażony Al, obserwując
swoją najlepszą przyjaciółkę, do której biegła już Elena.
– Ona umiera – powiedziała Joss, obserwując miotającą się
po ziemi dziewczynę.
A w tym samym czasie pewien dwunastoletni chłopiec się
obudził…
~~*~~*~~*~~
Ron Weasley poprawił się na krześle i uśmiechnął na widok
siedzącej obok niego siostrzenicy. Lily usnęła z głową na łóżku Hugona – w jej
włosach spał mały kameleon. Wiele przeszła dzisiejszego wieczoru. Mężczyzna nie
znał szczegółów; wiedział tylko, że Rose zawiadomiła o wszystkim Harry’ego i
kazała udać mu się wraz z aurorami do wskazanego przez nią miejsca, by
uratował, jak to powiedziała, bandę
kretynów, którym zachciało się zbawiać świat.
– Na pewno nie chcesz mi o tym opowiedzieć? – spytał, gdy
córka podeszła do niego i położyła rękę na jego ramieniu.
– Później, tatusiu. Nie potrafię… nie mogę teraz… – Głos
jej się załamał.
Chwycił ją za dłoń i pocałował.
– Dobrze. Co z mamą?
Ron dopiero przed chwilą dowiedział się, że życie
Hermiony było zagrożone. Oczywiście, Rose uspokoiła go, że nic jej już nie
grozi. Już… Czasami żałował, że
posiada tak mądre dzieci i żonę, którzy zawsze próbują go chronić.
Hermiona właśnie pojawiła się w drzwiach, gdy zdarzył się
cud. Hugo, jego syn pogrążony od kilku miesięcy w śpiące, otworzył oczy i
usiadł na łóżku – tak jakby budził się zwyczajnie jak co poranek – i spojrzał
na nich czule.
– Jesteście wszyscy – powiedział, strasząc ich
niesamowicie.
Lily gwałtownie się obudziła i wytrzeszczyła oczy na
kuzyna. Hermiona dopadła do łóżka swojego syna i wzięła go w ramionach. On i
Rose także się rzucili, by go wyściskać.
– Już dobrze, już dobrze… – Hugo roześmiał się.
W oczach Rona pojawiły się łzy. Tak dawno nie słyszał
jego śmiechu…
– Hugo, ty...
– Nic nie mówcie. Mamy mało czasu.
Spojrzeli na siebie zdumieni, uśmiechy na ich ustach
lekko opadły. Hermiona otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale Hugo jej
przerwał:
– Mamo… – powiedział karcąco.
Kobieta zacisnęła usta i chwyciła go mocno za dłoń.
Chłopiec zaczął mówić:
– Muszę odejść.
– Co ty wygadujesz…? – Lily sapnęła z oburzenia.
– Dajcie mi skończyć. – Dwunastolatek patrzył na nich
tak, jakby próbował na zawsze zapamiętać rysy ich twarzy. Mówił dalej: – Jeżeli
będę żył, Eleonora Zabini umrze.
I opowiedział im o łączącym go powiązaniu z Norą. Nie
mogli w to uwierzyć. Ron jak przez mgłę kojarzył dziewczynę, z którą
przyjaźniła się Rose i Albus. Ale jego córka, Lily i Hermiona były
wstrząśnięte. Rose zaczęła płakać.
– Ale znalazłem trzecią opcję. Nie muszę być uwięziony w
ciele Nory. Mogę pójść dalej. Zostawię jej moją energię życiową, a moja dusza
spokojnie odejdzie. Proszę. Nie zatrzymujcie mnie. Im dłużej z wami jestem, tym
ona jest słabsza.
– Nie możemy na to pozwolić… Jesteś naszym synem… Musi
być inne rozwiązanie… – Hermiona
objęła swojego syna, zalewając się łzami. – To przeze mnie poszliście wtedy do
lasu. To ja was zmusiłam. Nie możesz umrzeć…
– Mamusiu… To nie była twoja wina. Ani twoja, ani Lily,
ani Nory. Nikogo z was. Tylko Łowców i Eve Queen. A oni już swoją karę otrzymają.
Nie zatrzymujcie mnie…
Ron także objął syna, milcząc. Nie wiedział co powiedzieć.
Nie wiedział…
– To nie jest sprawiedliwe… – wyszlochała Rose. – Nie
możemy decydować…
– Wy nie decydujecie, ja zdecydowałem. Kochajcie ją jak
mnie, dobrze? Jak własną siostrę, córkę. I nie miejcie do niej żalu. To moja
decyzja. Kocham was wszystkich. – Nachylił się i każdego z nich przytulił i
pocałował po raz ostatni.
Później Hugon Weasley odszedł na zawsze… A Eleonora
Zabini otworzyła oczy i wzięła głęboki oddech.
KONIEC
Nora i Chris - gdyby mogli się pożegnać...
Rysunek należy do Burdge bug!
A tutaj trochę mniej poważny koniec… Trochę na poprawę humoru…
Lily Potter siedziała w szpitalnej poczekalni z Wiesławem
na kolanach. Płakała.
– Nie mogę uwierzyć, że on odszedł… Go już nie ma… Mój
Hugo…
A wtedy w głowie dziewczynki rozległ się męski głos:
Pocałuj
mnie… Pocałuj…
Podskoczyła jak oparzona, rozglądając się. Kto mógł to powiedzieć…?
Jej wzrok spoczął na kameleonie…
– Wiesławie? Czy to ty? – spytała szeptem, bojąc się
odpowiedzi.
Spojrzała w wyłupiaste oczka zwierzęcia i wzdrygnęła się,
gdy skóra kameleona ukazała czerwony napis: TAK!
Zastanawiając się, czy do końca już zwariowała, nachyliła
się i pocałowała go w maleńkie ustka. A wtedy stał się cud. Kameleon zmienił
się w przystojnego, blondwłosego młodzieńca, który stanął przed Lily i
powiedział:
– Zdjęłaś ze mnie klątwę, cna niewiasto! Okrutna profesor
McGonagall zrzuciła na mnie urok, gdy eksperymentowała transmutacją na
ludziach. A ty mnie uratowałaś. A tak naprawdę jestem super tajnym agentem.
Znanym też jako Wiesław. – Uklęknął na jedno kolano, ujął rękę dziewczynki i
wyjął wielki pierścionek zaręczynowy z kieszeni. – Czy uczynnisz mi ten
zaszczyt i zostaniesz moją żoną?
Lily spojrzała na niego jak na skończonego idiotę. Ale
wzruszyła ramionami – przecież nie miała nic do stracenia, a z Wiesiem
wielokrotnie już spała… To było najlepsze rozwiązanie…
– TAK!!! – wykrzyknęła, rzucając mu się w ramiona.
I żyli długo i szczęśliwie, dorabiając się gromadki
małych potter-kamelonów…
KONIEC-KONIEC!!!
INFO: TO GRZECH NIE SKOMENTOWAĆ TEGO ROZDIZAŁU…
PO RAZ OSTATNI…
Kilka słów wyjaśnienia: w mojej historii charłacy nie
mogą mieć większego do czynienia z magią – ale nie w każdym przypadku; a także
niech was nie zdezorientuje to, że Chris mówił głosem Nory – w książce tak
właśnie było po wypiciu Eliksiru Wielosokowego. Tylko w filmie zmieniono, jeśli
pamiętacie z ,,Komnaty tajemnic”, że Harry i Ron mówili wciąż swoimi głosami,
mimo przemiany.
Jeśli jeszcze jakiś wątków nie wyjaśniłam, coś jest
niejasne – został nam jeszcze epilog. I to pod nim będziemy się bardziej
żegnali i w komentarzach zrobimy sobie księgę pamiątkową :D
Wiem, że nikt nie spodziewał się tego, że to Chris się
poświęci. Ale tak miało być. Planowałam to od zawsze – właśnie dlatego tak
brutalnie urwałam jego wątek i tylko czasami on się ponownie pojawiał.
Specjalnie :P Taki mój mały, diabelny planik. Może to by było dla was bardziej
jasne, gdybyście czytali to jak książkę – bez czekania na rozdziały. Ale taki
urok blogów…
A jeśli chodzi o śmierć Hugona… Sama płakałam na końcu,
pisząc tę scenę. Ale tak właśnie miało być.
Ten rozdział miał pokazywać różne rodzaje miłości – miłości
tak wielkiej, że można za nią oddawać życie. Miłości do rodziny, przyjaciół,
ukochanych.
Dziwaczna jest myśl, że to już koniec… Wciąż nie mogę w
to uwierzyć… Tyle miesięcy pisania, planowania, życia tym opowiadaniem… Nie
spodziewałam się, że koniec będzie dla mnie tak ciężki.
Rozpoczynając pisanie, nigdy nie przypuszczałam, że dojdę
tak daleko – że wytrwam. Nie wiem, czy jest tutaj ktoś jeszcze, kto pamięta
moje początki… Były beznadziejne. Pisałam w narracji 1 os. i ogólnie
planowałam, by był to blog o miłości Nory i Jamesa. Dopiero później coś się
zmieniło. Ta historia, zaskakując mnie samą, zmieniła się w to, czym jest
dzisiaj.
Przeszłam długą drogę – walki z błędami, kształceniem
się, męczeniem nad każdym kolejnym rozdziałem, zarywanie nocek na pisanie.
Stuknęło mi osiemnaście lat (jakiś czas temu, w lutym), a gdy zaczynałam,
miałam zaledwie szesnaście (nie żeby coś, ale dla mnie to szmat czasu!) i
dopiero skończyłam gimnazjum. Gdy wyszedł ostatni film o Harry’m – poczułam
taką tęsknotę, że postanowiłam sama napisać kontynuację. O nowym pokoleniu.
Całe gimnazjum czytałam fanfiki potterowskie – najbardziej lubiłam te właśnie
o nowym pokoleniu. Elita Hogwartu, Brzydula w Hogwarcie, W komitywie ze
Ślizgonem, Licencja na miłość, Albus Severus Potter… I zapragnęłam sama coś
stworzyć. Wiem, że Nowa nie może się mierzyć z tamtymi blogami, ale… jest dla
mnie naprawdę ważna i jestem z niej niesamowicie dumna.
Nigdy nie przypuszczałam, że uda nam się tyle osiągnąć.
Tak, nam. Bo nic nie osiągnęłabym bez was, moich kochanych czytelników.
Potterowych Ludków. Każdy komentarz od was, każdy mail, każdy fanart…
niesamowicie mnie cieszył i sprawiał, że w głowie pojawiała się myśl: może moje pisanie jednak ma sens?
Miałam kilka kryzysów literackich. Chwil, gdy chciałam
już zawieszać Nową, kończyć ją, porzucić. Ale wtedy podnosiliście mnie na duchu
i sprawialiście, że wracałam jeszcze silniejsza. Chyba najgorzej było, gdy
zajęłam drugie miejsce w konkursie na najlepszego bloga miesiąca na jednym
stowarzyszeniu – nie było to dla mnie jakoś bardzo ważne, ale zostałam wtedy mocno
skrytykowana przez pewne osoby i zniknęłam na dłuższy czas, wprowadzając remont.
Katorgą było dla mnie sprawdzanie poprzednich rozdziałów – wciąż dołowałam
siebie samą, mówiąc sobie, że tak kiepsko napisałam te pierwsze rozdziały, że
jestem beznadziejna, że powinnam porzucić pisanie… Ale zacisnęłam zęby i każdy
komentarz – a raz na jakiś czas się pojawiał – był dla mnie jak ratunek.
Marzę o napisaniu własnej książki. Mam pomysł na całą
trylogię – ale nie mogę jej jeszcze napisać. Muszę nauczyć się lepiej pisać.
Jeszcze nie jestem gotowa. Ale jestem gotowa, by wyjść ze świata ff i stworzyć
swój własny… Tym razem będzie to blog o… podróżach w czasie! :D Linka podrzucę
wam przy epilogu.
Jako ciekawostkę mogę wam napisać, że zastanawiałam się
nad napisaniem bloga, gdzie Nora byłaby córką Hermiony i Dracona i przeniosłaby
się do równoległej rzeczywistości, gdzie Hermiona normalnie byłaby z Ronem i
miałaby dzieci, a Malfoy tak samo. I nasza kochana Eleonora musiałaby odnaleźć
się w nowym świecie… Już nigdy nie wykorzystam tego pomysłu. Może ktoś inny napisze
coś podobnego?
Kolejna ciekawostka: mam dysortografię! :D Zdiagnozowana
i, wydaje mi się, pokonana. Wciąż mam problemy z czytaniem i, gdy sprawdzam
rozdziały, często nie wyłapuję literówek, bo moje oczy po prostu ich nie widzą.
Zjadam też litery – sami wiecie XD. Ale nigdy nie chciałam się tym zasłaniać i
podaję to jako ciekawostkę. Można? Można! :>
Aktualny
status bloga: 53 posty, 90 obserwatorów, ponad 103 tysięcy wyświetleń, 1752
komentarzy.
Aktualny
status Wattpada: ok. 10 tysięcy wyświetleń, 937 polubień i 244 komentarzy.
Teraz
nadszedł czas na podziękowania!
Zapewne nie uda mi się wymienić każdego – nie obrażajcie
się, przypomnijcie mi się w komentarzu, a ja napiszę specjalnie podziękowania w
odpowiedzi na komentarz, okej? :D
Dziękuję:
Mania Okumura. Dziękuję mojej pierwszej czytelniczce, która
czepiała się mnie, wypisywała każdy, nawet najmniejszy błąd, radziła – a wcale
o to nie prosiłam i na początku strasznie mnie to irytowało. Ale teraz jestem
wdzięczna. Bo gdyby nie ty, wciąż myślałabym, że piszę niesamowicie (a wcale
tak nie było) i niczego bym się nie nauczyła. Bardzo mi pomogłaś i będę ci za
to wdzięczna do końca moich dni (zabrzmiało poważnie, prawda? XD). Dziękuję!
<3
Kina. Za przyjaźń, która narodziła się dzięki temu
blogowi. W książce, którą Ci wysłałam, zawarłam wszystko – więc wiesz, jak
ważna dla mnie jesteś. Kocham Cię i bardzo dobrze o tym wiesz! <3 A i mam
info! Będę w Krakowie 16 maja na komunii mojej kuzynki. Może chciałabyś się
spotkać po raz pierwszy w życiu? :D Dziękuję za wszystko! Mój kochany kociaku,
co ja bym bez ciebie zrobiła? Jako pierwsza dowiadywałaś się o moich pomysłach
związanych z Nową, wiedziałaś o Kastielu, zanim miał on w ogóle imię XD i był ukochanym Nory, znosiłaś moje
narzekania, pocieszałaś, podnosiłaś na duchu. A twoi bohaterowie naprawdę
zmotywowali mnie na napisania tego rozdziału. Hahaha XD Kocham cię, wysyłam ci
największy kosz owoców na świcie i słoiczek z moimi buziakami! PS Możesz
uwierzyć, że to koniec? :C Dziękuję! <3
Mika Foggy. Zniknęłaś, ale przez bardzo długi czas byłaś
przy mnie i mnie wspierałaś… Czasami wrzasnęłaś, że mam się ogarnąć, czasami
rozbawiłaś tak, że myślałam, że umrę ze śmiechu, broniłaś jak lwica. Tobie jako
pierwszej udzieliłam ślubu w toalecie – i to z moją gumową kaczką, Henrykiem.
Ach… wspomnienia… Uwielbiałam z Tobą pisać – za każdym razem poprawiałaś mi
humor. Jesteś tak zwariowaną, pozytywną osobą… Mam nadzieję, że jesteś
szczęśliwa. Naprawdę. I razem z Kiną stwierdziłyśmy, że jesteś najlepszą
komentatorką ever – masz ten tytuł! :D Kocham cię, mój świrku zboczuszku i
niesamowicie tęsknię. Bussis! <3
Mojej Sky vivre – mam nadzieję, że nadrobisz wszystko i
to w końcu przeczytasz! Hahaha… Ale kocham Cię tak bardzo, moja książkowa
bratnia duszo, że wybaczę Ci wszystko. Pamiętasz naszą miniaturkę? XDXDXD Co to
było? My naprawdę niczego nie brałyśmy? Kiedyś ją skończymy! Kocham Cię! <3
Moim siostrom – że dotrzymywały tajemnicy, wspierały, po
kryjomu czytały (i zapewne też komentowały XD). Wam chyba nie musze mówić, że
Was kocham, co? <3
Gallo Konio Anonim. Już Ci pisałam, że bez Ciebie ten
blog by nie istniał. Byłaś cudowna i zawsze się pojawiałaś, kiedy najbardziej
Ciebie potrzebowałam. Nie bałaś się na mnie nawrzeszczeć i nikt inny nie groził
mi, że zabije mnie na tyle przeróżnych, zadziwiających sposobów. Bardzo
dziękuję za wszystko <3
Puck. Może nasze drogi też się gdzieś rozeszły. Ale byłaś
dla mnie bardzo ważna. Może dlatego trochę mnie bolało, że przestałaś do mnie
pisać? Ale to nieważne teraz. Dziękuję za wspaniałe komentarze, za to, że broniłaś
mnie wtedy, gdy najbardziej tego potrzebowałam, że byłaś bardziej zwariowana
niż ja, ale odrobinę mniej od Miki XD – jej nikt nie potrafił przebić. Dziękuję
i też tak trochę przepraszam… <3
Daughter of Shadow – mówiłam Ci, że Ciebie nie
zapomnę! Uwielbiałam Twoje komentarze. Były długie, często zabawne i zawsze
dobrze mi się na nie odpowiadało, zwłaszcza, jak mogłyśmy razem popisać. Byłaś
pierwszą czytelniczką, z którą prowadziłam tak długie komentarzowe rozmowy XD
Dziękuję! <3
Wszystkim Gabrysiom, Gabrielom – moim imienniczkom.
Kocham każdą z was – i to nie tylko za imię. Przepraszam za takie zbiorowe
podziękowanie, ale wiecie, że uwielbiam Was! Kiedyś pojawiła się jedna Gabi♥.
Później Gabrysia
Szmyd – na początku nieśmiało komentowałaś, ale później się rozkręciłaś.
I byłaś ze mną od tak dawna… I ze mną zostałaś. Kocham cię, wiesz? Dziękuję także
za cudowne fanarty! Gabrielo – dziękuję za komentarze, miłe słowa :*. Gabriela
Szałkowska – agencie jeden. Ładnie to tak ujawniać się po dwóch
miesiącach czytania? Ale cieszę się, że to zrobiłaś <3 I dziękuję za
cudownego fanarta! Dziękuję Wam! <3
Kat(i).
Kochana, cudowna. Byłaś wspaniała. I miałaś mnie do Grecji zabrać! Kiedy
jedziemy? Dziękuję za maile – były dla mnie bardzo ważne. <3
LS, która później zmieniła się w Alister.
Dziękuję za nasze długie komentarzowe dyskusje. Byłaś jedną z moich ulubionych
czytelniczek – zawsze potrafiłyśmy rozpisać się na jakiś temat i naprawdę
uwielbiałam to, że wymieniałyśmy między sobą tyle wiadomości. Fanki Gry o Tron!
I nawet nie wiesz, jak się cieszę, że napisałaś do mnie na gg. Ubóstwiam Twoje sny,
Twoją głowę (wiem… dziwnie to brzmi XD) i całą Ciebie! Mam nadzieję, że kiedyś
odważysz się i zaczniesz pisać… Pomysły masz . Uważam, że talent też. Brakuje
Ci tylko pewności. Dziękuję! <3
Huncwotka,
która później zamieniła się w Eskarynę.
Taktuję Cię jak moją blogową starszą siostrę, wiesz? Bardzo ceniłam każdą Twoją
radę, kochane słowa i także to, że wciąż przy mnie trwałaś. Na dobre i na złe.
Nawet jak ja dawałam klapę, obiecując, że do Ciebie wpadnę… Ale po przeczytaniu
Twojego wcześniejszego bloga, wiem, że jesteś niesamowicie zdolna i dlatego
każdy Twój komentarz był dla mnie tym cenniejszym. Dziękuję! <3
Izi Bels. Moja kochana Izy… Mam nadzieję, że wrócisz do
pisania. Zdolna bestio – bierz się do pracy! :D Kocham cię i dziękuję za
wszystko! <3
Ginny
Kurogane. Moja kochana… Nawet nie wyobrażasz sobie, jak bardzo
kocham Twoje komentarze. Zawsze byłaś dla mnie ogromnym wsparcie, poprawiałaś
mi humor, pomagałaś. Dziękuję Ci za to! <3
Camille
Weasley. Pojawiłaś się nagle i swoimi komentarzami zdecydowanie mnie
kupiłaś. Chyba jesteś jedną z nielicznych czytelniczek, która tak chętnie wypisywała
mi błędy, pomagając mi tym niesamowicie. I te Twoje cytaty rozdziałów :D Dziękuję
<3
Krysia. Żabciu! Moja wariatko kochana! Nigdy nie śmiałam
się tak bardzo, jak przy czytaniu Twoich komentarzy. Jesteś tak cudowną i
unikatową osobą, że wyrażasz to w każdym komentarzu, w każdej scenie. I jaka utalentowana!
Twoje lwy są boskie. Ach! I Wiesiu! Och! I Nora! Uch! Cuuuuudoooowne! Musimy
się kiedyś umówić na jakieś wspólne tańczenie i śpiewnie. I zdecydowanie na
piżama party – powżerałybyśmy jakieś niezdrowe jedzonko i upiły się razem.
Czekam na to! Kocham cię, żabciu! <3
Bianka! Nie mogłabym zapomnieć także o Tobie, kochanie, a
tak dokładnie mój młody padawanie… Nawet nie wiesz, jak cudownie jest patrzeć,
jak z każdym swoim rozdziałem stajesz się coraz lepsza. Jestem z Ciebie
niesamowicie dumna, bo zrobiłaś ogromne postępy <3 Oby tak dalej! I dziękuję
za Twoje kochane, zabawne i naprawdę cudowne komentarze! Dziękuję <3
Puchonka 123
– za Tobą też bardzo tęsknię. Żałuję, że porzuciłaś pisanie… Miałaś ogromny
potencjał. Dziękuję! <3
Antyarktyka
– cenię Cię bardzo jako pisarkę i byłam wdzięczna za każdy Twój komentarz. Zwłaszcza,
że zaczynałyśmy w podobnym czasie pisanie naszych blogów… Dziękuję! <3
Eve Lovsed
– uwielbiałam Twoje komentarze, a zostawiałaś ich niesamowitą ilość.
Praktycznie każdy rozdział skomentowałaś. Dziękuję! <3
AM. Kuzynko Kini Ciebie też pamiętam i dziękuję za
komentarze <3
Condawiramurs.
Kochana! Dziękuję Ci za wszystkie komentarze i rady, które mi dawałaś. Wiesz,
że jestem fanką Twojej twórczości – więc nie bój się; niedługo wszystko
nadrobię. Dziękuję! <3
Cassandra
Haven. Cass! Ty mi też spadłaś jak z nieba! Uwielbiam Twoje
komentarze i bardzo Ci za nie dziękuję <3 Kocham Cię, kochana! I mam
nadzieję, że nie zabijesz mnie za to, co stało się z Hugonem… Pamiętaj, że Ty
też mnie kochasz! Prawda? Dziękuję! <3
Ja-mewa. Mewo, cudowna! Byłam szczęśliwa, że zetknęłam
się z Twoją twórczością (muszę nadrobić zaległości…). Jesteś niesamowicie
utalentowana i podziwiam Cię, że tak dzielnie nadrabiasz u mnie zaległości. To
naprawdę godne podziwu XD. Dziękuję! <3
Rose, Calypso o, Ta co nie może spać, Karina Knab,
Paulina
Szarak – gdzieś na początku byłyście, ale później się zmyłyście.
Może kiedyś to przeczytanie? Ale dziękuję, że byłyście ze mną na samym
początku. Wasze komentarze motywowały mnie do pisania. Moje pierwsze
komentatorki – takie osoby się pamięta…
Jednemu biol-chemowi! Dziękuję, duszko, że wpadłaś i
trochę poczytałaś <3
Mary Weasley!
Kocham Cię, moja zdolna truskaweczko! Dziękuję za wszystkie komentarze, za
maile, za… sama wiesz! Dziękuję! <3
Anutrium.
Pojawiłaś się niedawno, a ja już Ciebie uwielbiam… Za szybko przywiązuję się do
ludzi. Niesamowicie wzruszyłaś mnie swoimi pierwszymi komentarzami. Zawarłaś w
nich wszystko… A ja chyba nigdy nie dostałam tak cudownej pochwały… I
rozumiałaś wszystko! Mam nadzieję, że trafisz także do mnie na nowego bloga, bo
naprawdę jesteś cudowną czytelniczką. Czytelniczką, osobą… Dziękuję <3 PS
Pamiętaj, że jesteśmy umówione na ślub w toalecie!
The Grey Lady.
Kolejna wyjątkowo utalentowana ^^ Życzę Ci powodzenia z pisaniem i bardzo
dziękuję za wszystkie szczere komentarze. Jesteś cudowna! <3
Olgusia25,
Nikita, Chanel, terpsychorka,
Fall Angel,
Ola Sitarz,
Caireann
Devin, Nike Osma,
Lily
Gastrenge, AliceSz,
Rowan – doskonale pamiętam komentarze od Was. Były dla mnie bardzo ważne
i bardzo Wam za nie dziękuję! <3
Potterowa, Krysia Potter, Gewn. Jak to jest, że gdy was
sobie przypomnę, na mojej twarzy od razu pojawia się uśmiech? Dziękuję za to,
dziewczyny! Byłyście cudowne! <3
Emilia J
– bardzo dziękuję za reklamę, kochana! I za wszystko <3
Meg. Dziękuję za komentarze, które zostawiałaś w
ostatnich dniach. Niesamowicie motywowały mnie do pisania. Dziękuję! <3
Malwina
Banach. Mam nadzieję, że będziesz pisała, bo naprawdę się do tego
nadajesz. Powodzenia! <3
Maquarella.
Kochana moja! Pisz, ucz się, rozwijaj! Wierzę w Ciebie i dziękuję, że byłaś ze
mną! <3
Nielicznym panom! :D Chyba pamiętam kilku… Derby. Aleksander
Kopiec. Dariusz
Tychon. Dziękuję!
Magical,
Afra xx, Lilianna
Alexis, xHess ϟ
– dziękuję za pytania zadane moim bohaterom! <3
A także: Lumos Maxima,
pani Malfoy,
IceteaAir, Natalie
Malfoy, Rogata,
Kalipso
Nereid, Kartf, Sparrow,
Mary Jane,
Dor Ka,
Katherina
Malfoy, kkk,
eva, N jak Nicość,
Tetiana xd,
Alicja Ewa,
Akalie
Xanders, Czekoladowy
Budyń, Karolina Lada,
Taka Miłość,
Czarna Dama,
Mrs. Unicorn, psiara111,
Uxi,
houseefly ϟ,
Oliwia :D,
Azrael, Arya, Marika Beilschmidt,
whimsical,
Sovbedlly,
iiida.Lianne.
Dziękuję za Wasze komentarze, obecność na tym blogu. Jestem Wam naprawdę
wdzięczna. Napisałabym każdemu z Was osobne podziękowania, ale tylu Was jest…
Mam nadzieję, że mi to wybaczycie. Kocham Was, Potterowi Ludkowie!
Dziękuję także wszystkim Anonimom, a także czytelnikom,
którzy nigdy nie zostawili komentarzy… A szkoda. Chciałabym móc każdemu z Was
osobiście podziękować. W ogóle chciałabym Was wszystkich uściskać i ucałować.
Kocham Was!
I to koniec…
Przed nami jeszcze epilog – postaram się szybko go dodać
:D
Łapcie ostatnie fanarty:
Roxie autorstwa Gabrysii Szmyd :**
Tamara autorstwa Gabrysii Szałkowskiej <3
Dzięki, dziewczyny! Są cudowne *.*