Meczu, meczu...
Gdzie jesteś?
Scorpius
spojrzał na nią oszołomiony i kilka razy pokręcił głową.
–
Nie. Nie. Nie! – Wstał z kanapy i odsunął się na bezpieczną odległość. – To
niemożliwe… Nie możesz być moją siostrą!
–
Ale jestem. Wiem, że to dla ciebie trudne, ale jakoś sobie poradzimy. – Nora
próbowała powiedzieć to w uspokajający sposób. Scorpius wyglądał jak
przestraszone dziecko lub szaleniec.
–
Nie! Ty nic nie rozumiesz. – Zaczął chodzić po pokoju w kółko, szarpiąc się za
włosy. Zatrzymał się w półkroku i zwrócił na nią umęczone oczy. – Nie możemy
być rodzeństwem, bo ja… kocham cię!
Nora
nie mogła w to uwierzyć. Stał przed nią i wyglądał na zrozpaczonego. Nie
wiedziała, co robić. Przecież to było śmieszne! On ją niby kochał?
–
Co?! – Rose weszła do akcji. – Jak to ją kochasz?! To ja jestem twoją dziewczyną! W co wy się bawicie? Nora! – zwróciła
się do niej z rządzą mordu w oczach. – Macie romans?
Nie!
Chciała
krzyczeć. Chciała się bronić. Ale nie mogła wydobyć z siebie ani słowa. Bo ona
chyba… jednak ten romans ze Scorpiusem miała.
Musiała
głupio wyglądać w tym momencie. Osłupiała mina, otwarte usta i wyłupiaste oczy
jak u ryby… Czysty obraz szoku.
Malfoy
wykazał się wielką odwagą, stając przed Rose i mówiąc:
–
Nigdy ciebie nie kochałem. To była tylko przykrywka, żeby zbliżyć się do
Eleonory. Zresztą jak mógłbym cię kochać? Już Albus jest od ciebie bardziej
atrakcyjny! Ale teraz – Głos zaczął mu się załamywać – co mam począć, gdy ona
jest moją siostrą? Nasza miłość jest z góry osądzona! O okrutny losie! – Rzucił
się na kolana przed Norą i zapłakał. – Nie możemy być razem! O świecie!
Merlinie! O okrutne fata! Czemu nas dotknęłyście tą tragedią? Jesteśmy jak…
Luke i Lea! Jak Clary i Jace! Nie ma wyboru… Któreś z nas musi umrzeć… Bo co to
za życie, gdy nie można być z ukochaną osobą?! Żegnajcie!
Wybiegł
z Pokoju Wspólnego, zanosząc się szlochem i wpadając na każdy napotkany
przedmiot, co odbierało powagi tej sytuacji.
Zapadła
cisza, przerywana tylko głośnym chrapaniem Jamesa i Freda.
Rose
spojrzała na Norę z obrzydzeniem.
–
Nie jesteś już moją przyjaciółką. – Trzasnęła ją w twarz i odbiegła.
A
Eleonora Zabini obudziła się.
Usiadła
na łóżku, dysząc ciężko. Tak strasznego i realistycznego koszmaru jeszcze w
życiu nie miała. Ale był całkiem zabawny. No. Dopiero po przebudzeniu mogła
docenić chore poczucie humoru swojego mózgu. Ona i Scorpius? Pf! Śmieszne…
Reakcja
chłopaka naprawdę była zupełnie inna…
–
Żartujesz, prawda? – spojrzał na nią z powątpieniem. – A w tej bajce były
jeszcze smoki i księżniczki, tak? Przecież to nie trzyma się kupy! Nie możesz
być moją siostrą.
Z
twarzy nie zdradzała za wiele. Chłopak przybrał swoją typową maskę - zamiast
się wkurzać albo po prostu okazać prawdziwe uczucia, będzie negować i wyśmiewać
wszystko. Ale Nora miała wrażenie, że podczas jej opowieści mogła dostrzec
cień, przemykający przez jego twarz… Niedowierzenie, ból, smutek, złość… Te
emocje mignęły jej tylko przed oczami. Po chwili miała przed sobą już pewnego
siebie i opanowanego Ślizgona.
–
Ja też nie mogłam w to uwierzyć, ale taka jest prawda. – Nora unikała wzroku
chłopaka i bawiła się poduszką w barwie swego domu. Wciąż targały nią sprzeczne
emocje. Najchętniej nadal by wszystko ukrywała. Ale nie mogła. Scorpius
zasłużył na prawdę. – Klątwa Havlynga naprawdę istnieje. Wraz z Alem i Rose
staramy się…
–
Chwila. Zaraz. Stop. – Malfoy przetoczył po nich wszystkich wzrokiem,
wykrzywiając usta w naprawdę ślizgoński sposób. – To znaczy, że wiedzieliście o
tym? – W jego głosie dało się słyszeć ból i niedowierzenie, gdy zwrócił się do najlepszych
przyjaciół.
Rose
i Albus wymienili spojrzenia.
–
Tak, ale…
–
Nie chcieliśmy ci mówić, bo…
Scorpius
im przerwał.
–
Wiedzieliście, ale nic mi nie powiedzieliście? I wy się macie za moich
przyjaciół?! – Prychnął pod nosem i kontynuował, nie zważając na ich
oszołomione miny. Wskazał na Jamesa i Freda, którzy do tej pory siedzieli
cicho. Przy każdym kolejnym słowie podnosił głos coraz bardziej, a dłonie
poruszały się, podkreślając jego wypowiedź. – Pewnie Nora… ups!...
to znaczy Kasjopeja was także w to wmieszała? – Wywrócił
oczami. – Macie mnie za idiotę? Myśleliście, że to w porządku, żeby przede mną
ukrywać coś takiego? Bawiliście się mną! A ty, Rose…
–
Przestań! – Nora wstała na równe nogi, podeszła do Scorpiusa i spojrzała na
niego z całym gniewem, jaki w tym momencie się w niej kumulował. – Jeżeli
chcesz kogoś winić to tylko mnie. To ja nie chciałam ci powiedzieć… I bardzo
cię za to przepraszam… Mój świat został wywrócony do góry nogami… Straciłam
swoją tożsamość… Człowiek, którego kochałam, okazał się zdrajcą… Zabroniłam
Albusowi i Rose mówienia ci czegokolwiek, a oni to uszanowali. To moja wina.
Znasz ich… Chcieli ci już dawno powiedzieć, ale ja… nie chciałam niszczyć ci
życia. – Dziewczyna nie mogła znieść widoku tęczówek swojego brata, tak bardzo
podobnych do jej własnych, więc odwróciła się do okna i wpatrzyła w noc. Jej
głos stał się odległy. – Możesz mi nie wierzyć. Możesz żyć jak dotychczas.
Możesz udawać, że nic ci nie powiedziałam. Twój wybór. Nie musisz się czuć do
niczego zobowiązany. Ale nie obwiniaj swoich przyjaciół. Ta sytuacja jest
zwariowana, ale ja… nie jestem Kasjopeją Malfoy. Nigdy nie będę ani nie chcę
być częścią twojej rodziny. Jestem, byłam i już na zawszę pozostanę tylko
Eleonorą Zabini.
Zapadła
cisza.
Widać
było, że Scorpius toczy ze sobą jakąś wewnętrzną walkę.
–
No dobra. – Westchnął głośno i przeczesał włosy. Na jego twarzy nadal malowała
się niepewność, ale gniew z niego uleciał. – Ale jedna sprawa nie daje mi
spokoju. Dlaczego nigdy o tobie nie słyszałem? Rozumiem, że ta klątwa ciebie
kryła, ale chodzi mi o to, że rodzice nigdy nie wspominali, że miałem siostrę…
–
Pewnie było to dla nich zbyt bolesne. – O dziwo te słowa wypowiedział Fred,
który siedział nienaturalnie spokojnie od kilku minut. – W głowie mi się nie
mieści, że Blaise coś takiego zrobił.
–
No… A mi się w głowie nie mieści, że nam o tym nie powiedziałaś… Nie chodzi mi
teraz o to, żeby robić ci wyrzuty, bo rozumiem, dlaczego miałaś obawy itd… ale
mogliśmy ci pomóc. Nie musiałaś tego przed nami ukrywać.
Wszyscy
spojrzeli na Jamesa, jakby był szalony.
–
Co?
Rose
kilka razy pokręciła głową i wskazała oskarżycielsko palcem na chłopaka.
–
Kim jesteś i co zrobiłeś mojemu kuzynowi? Dlaczego się nie gniewasz? Nie robisz
żadnych scen lub czegoś bardziej potterowatego? Czy ty… okazujesz nam
wyrozumiałość? Dajcie mi aparat! Muszę uwiecznić tę chwilę! James chyba
dojrzał!
–
Ha ha ha. Bardzo śmieszne. – Zrobił naburmuszoną minę, ale kąciki ust uniosły
się odrobinę. – Zamiast wychwalać moją wspaniała osobę, to może zajmiemy się
ważniejszymi sprawami? Dochodzi trzecia, a o jedenastej mamy bardzo ważny mecz…
–
James ma rację. – Albus ziewnął przeciągle, zakrywając rękawem usta. Później
sięgnął po swoją różdżkę i wyczarował białą tablicę i markery. – Spiszemy
kluczowe problemy i je omówimy.
–
Co to jest? – Scorpius spojrzał ze zdziwieniem i fascynacją na przyrządy w
rękach Pottera. – Ekranik?
Rose
potargała mu włosy, czując, że jego atak minął i znów jest jej wspaniałym
chłopakiem.
–
Nie znasz tablicy? Scor, na święta kupię ci przewodnik po mugolsikm świecie.
–
Nie bądź śmieszna! Znam tablicę. Na każdej lekcji przecież ją widzę. – Wywrócił
oczami z irytacji. Nie podobały mu się miny jego towarzyszy. Ledwo dusili
śmiech, a on nie lubił być obiektem kpin. – Ale to na pewno nią nie
jest! Ma zły kolor! Jest za mała! I nigdzie nie widzę kredy.
–
Posłuchaj. Zaraz ci to wyjaśnię… – James nachylił się do Malfoy’a. Jego uśmiech
mówił, że raczej nic mu nie objaśni, tylko się z niego ponabija.
Nora
postanowiła to przerwać.
–
Hej! Ludzie! Pogadamy o tym kiedy indziej. Macie być grzeczni. – Posłała
chłopakom jedno ze swoich słynnych spojrzeń, po którym każdy zdrowy na umyśle
człowiek ma się na baczności i kontynuowała. – Mecz. Prawda. Priorytety.
Najpierw pierwsza kwestia… List od Blaise’a.
–
A czy ty nie jesteś na niego śmiertelnie obrażona? Przecież okazał się
zbrodniarzem i w ogóle. – Fred nie rozumiał swojej przyjaciółki ani tej
sytuacji, ale próbował być pomocny.
–
To jest… skomplikowane. – Nora skrzywiła się i zamilkła. Nie miała ochoty o tym
mówić. – Po prostu on zasługuje na wysłuchanie. – Tymi słowami
ucięła dyskusję, choć widziała, że jej przyjaciele mają ochotę dowiedzieć się
więcej. – Napisał, że coś mi grozi… ale co?
–
To chyba jasne, prawda? Chodzi o tę starą wiedźmę. Eve Queen. To chyba nie
przypadek, że dostajesz ostrzeżenie o grożącym ci niebezpieczeństwie, a tego
samego dnia ta wariatka cię napastuje. – Dla Freda sprawa była jasna. Nic nie
dzieje się bez przypadku. A coś tutaj zdecydowanie śmierdziało… i to nie
wczorajsze skarpetki Jamesa.
–
To ma sens. – Albus zapisał jej nazwisko na tablicy. – Jej nagłe pojawienie się
w szkole było dziwne. Podobno profesor Gruca nadal się nie odnalazł. To nie może
być przypadek. Od tej kobiety bije dziwna aura.
–
Aura? Serio, Albus? – Rose uniosła brwi i przejęła marker. – Mnie bardziej
ciekawi powiązanie tej ,,nowej” z naszą sprawą. – Szybko im opowiedziała, co
wraz ze Scorpiusem widzieli.
–
Ona też jest zła? A była taka śliczna! – Fred zrobił naburmuszoną minę i
przytulił się do poduszki, jakby ta miała stać się jego wymarzoną ukochaną. –
Życie jest do bani. Zostanę sam do końca świata…
–
Fredy, to przez nią się pokłóciliśmy, pamiętasz? – James się skrzywił i spuścił
wzrok speszony.
–
Tak? A co się stało? – Rose zmrużyła oczy i przyjrzała się im. Już wcześniej
zauważyła napięcie panujące pomiędzy ich dwójką… a raczej trójką jeśli liczyć
Norę...
–
Nic! – Potter próbował ją oczarować swoim najlepszym uśmiechem, ale panna
Weasley pozostała niewzruszona. Była jego kuzynką, więc odporność na jamesowy
urok nabyła wraz z mlekiem matki. – Fred! Wszystko między nami okej, prawda? –
Objął go nieporadnie ramieniem, a oczami przesyłał komunikat Ratuj!
Ratuj!
–
Ta… Jasne. – Mulat się lekko skrzywił, ale solidarność męska zwyciężyła.
Wścibska Rose była najgorszą Rose na świecie… Nikt nie chciał z nią mieć do
czynienia. – Rosie! Skup się lepiej na swoim chłopaku, bo zaraz nam wszystkie
pisaki wypisze.
Scorpius
upuścił markery na podłogę i zaczął się tłumaczyć, ale przerwał mu James, który
jak zwykle próbował go obrazić i się z niego ponabijać… Później Fred zaczął
krzyczeć coś o wolnych prawach kolorowych pisaków, a Rose chichotać pod nosem.
Albus rysował dziwnego jednorożca na swojej tablicy.
Norze
głowa pękała, a ci idioci jej nie pomagali.
Patrzyła
bezradnie na zamieszanie, które przed nią wybuchło.
I
oni mają mi pomóc? – przemknęło jej przez myśl.
Ale
była zbyt zmęczona, żeby próbować ich przekrzyczeć. Zastanawiała się, kiedy
przez dziurę pod obrazem przejdzie jakiś nauczyciel lub inni Gryfoni się
obudzą, ale w tym momencie… miała to głęboko w merliniej du*ie.
Postanowiła
zareagować, gdy Albus dostał dziwnego ataku - pewnie ktoś zmazał jego kucyka -
i zaczął wszystkim grozić swoją różdżką.
Spokojnie
wstała i podeszła do stolika, który stał przed kanapą jej przyjaciół.
Podciągnęła koc, aby nie zawadzał i weszła na niego. Gdy to nic nie dało,
wsadziła dwa palce w usta i gwizdnęła.
Cisza,
która zapadła po jej wystąpieniu, była błogosławieństwem dla uszu i głowy.
Gdy
miała pewność, że skupili na niej swoją uwagę, powiedziała:
–
Mieliście mi pomóc, a wy… wy wolicie się wygłupiać. To poważna sprawa. –
Zgromiła wzrokiem Ala, który otwierał usta, żeby coś powiedzieć. Ona jeszcze
nie skończyła. Zwróciła się do Scorpiusa. – Przepraszam za tę całą sytuację.
Wiem, że za mną nie przepadasz, więc cię do niczego nie zmuszam. Mam zamiar
dowiedzieć się, o co chodzi z naszą nauczycielką. I z Blaise’m… Nie muszę w to
wplątywać twojej rodziny. Te sprawy nie są ze sobą powiązane. A co do
profesorki. Dzisiejszego wieczoru była po prostu przerażająca. – Wzdrygnęła się
na wspomnienie twarzy kobiety. – Ale także… bardzo zaniepokojona i może…
wystraszona? Nie wiem. Tamara może mieć coś z tym wspólnego, ale nikt z nas jej
nie zna. – Zeszła ze stolika i się o niego lekko oparła, patrząc po
kolei każdemu z przyjaciół w oczy. – Jestem zmęczona. Wy pewnie też. Musimy
odpocząć, a później sprawy może same się jakoś potoczą. Ale ja tego tak tego
nie zostawię. Możecie mi pomóc lub dalej się wydurniać. Do niczego was nie
zmuszam. A teraz… dobranoc. – Odwróciła się na pięcie i skierowała w stronę
swojego dormitorium.
Myślała,
że jej przemowa zakończy to spotkanie, ale usłyszała za swoimi plecami ich
głosy… Każdy z nich ją zapewniał, że jest z nią.
Z
uśmiechem na twarzy ruszyła do swojego pokoju, w ramię w ramię z Rose, która ją
dogoniła.
–
Z taką ekipą na sto procent damy radę. Nic ci się nie stanie. – Rudowłosa
pożegnała ją takimi słowami, a Nora weszła do swojego pokoju, gdzie czekały na
nią dwa potwory… zwane też współlokatorkami.
~~*~~*~~*~~
–
Psst! Obudź się!
Roxie
poczuła, że ktoś ją szturcha w ramię. Była zdziwiona, że ktokolwiek miał tyle
odwagi, żeby ją ruszać. Znajdowała się w Smoczej Szkole dopiero od tygodnia, a
i tak już każdy wiedział, że zaspana jest bardziej niebezpieczna niż
jakikolwiek smok… Kto ośmielił się…?
Z
niejasnymi myślami kłębiącymi się w głowie, podniosła się, z zamiarem
zamordowania gościa i powrócenia do snu, ale zamarła.
Zapach.
Las…
Świerki… I ta specyficzna nutka, która zawsze kojarzyła jej się z
ciepłem i rodziną… Jakby cynamonowe ciasteczka babci Molly…
Zaatakowała.
Nikt
nie miał prawa pachnieć w ten sposób! Ostatni raz czuła taką kombinację na
pewnych zajęciach, przy tworzeniu pewnego eliksiru.
Przygniotła
kogoś, spadając z łóżka i przykładając mu ramię pod gardło.
Miała
już zamiar krzyknąć, ale ujrzała pod sobą…
Julesa.
Unikała
go.
A
on teraz bezkarnie siedział - lub leżał, przygnieciony przez nią - w jej
pokoju!
Od
ich rozmowy na zboczu minęło niewiele czasu, ale Roxie starała się omijać go
najlepiej jak potrafiła.
Wspólne
ćwiczenia? - nie. Szybka zamiana.
Siedzenie
przy wspólnym stoliku przy posiłkach? - nie. Przychodzenie zawsze po nim na
obiad i robienie uników.
Rozmowy
w ich klasowym domku? - nie. Chowanie się w pokoju i ukrywanie przed nim i
innymi ludźmi.
Była
taka dumna z siebie! Udawała ninję - Angela zaraziła ją miłością do mugolskiego
kina akcji i komiksów - i ukrywała przed nim swoje uczucia.
A
on teraz śmiał włazić do jej pokoju i ją budzić!
Patrzyła
mu w oczy, ciężko oddychając i to nie ze zmęczenia.
–
Co. Ty. Tutaj. Robisz?! – wykrzyknęła, wzmacniając swój chwyt i przybierając
groźną minę. Nie miało dla niej znaczenia to, że tak cudownie pachniał. Albo
to, że jego oczy były tak bardzo zielone. Albo to, że… Nie. Stop. On ją nic nie
obchodził.
–
Cicho! – syknął, zerkając na łóżko Sam, która nadal spokojnie spała. – Nie chcemy
obudzić całego domku. Możesz – Wskazał na nią głową – bo wiesz, to trochę boli.
Zaraz wyjaśnię, o co chodzi.
Roxie
niechętnie zeszła z chłopaka… Niechętnie, bo mu nie ufała! A nie
dlatego, że był taki przystojny… O Merlinie…
–
Masz minutę na wyjaśnienia, a później zamorduję cię i wrócę do łóżka. –
Odsunęła się od niego i posłała mu swoje najgroźniejsze spojrzenie.
Jules
wstał, otrzepał się i dopiero wtedy na nią spojrzał. Gdy ich oczy się spotkały…
To
była prawdziwa magia.
Tak
wiele mogła z nich wyczytać, a zarazem tak niewiele!
Pragnęła
go poznać. Zaprzyjaźnić się z nim. Pokochać go.
W
tym momencie była pewna, że on także tego pragnie… Ale…
Chłopak
zrobił krok do przodu i wziął głęboki oddech, jakby chciał coś ważnego
powiedzieć, a Roxie…
Stchórzyła.
Odwróciła
się do niego plecami - zdając sobie sprawę, że ma na sobie tylko starą koszulkę
swojego brata, która sięgała jej do połowy ud - i usiadła na łóżku, unikając
jego wzroku.
–
Czego ode mnie chcesz? – warknęła cicho, pamiętając o Sam. – Dlaczego
napastujesz mnie o – Spojrzała na zegarek i jęknęła głośno – trzeciej w nocy!?
Jules
wyglądał na odrobinę zdezorientowanego, ale potrząsnął kilka razy głową, jakby
mówiąc sobie, że musi się rozbudzić i mruknął:
–
Pamiętasz wczorajsze zajęcia z badań nad smokami?
Roxie
spojrzała na niego, jakby był idiotą. Co miała różdżka do kociołka?
–
No… Pamiętam, ale…
–
A pamiętasz tę smoczycę? Tę w ciąży? Mówiłaś, że dałabyś wszystko, żeby
obejrzeć jak jej dziecko przychodzi na świat, a ja dzisiaj miałem przy niej
dyżur i…
–
…zaczęła rodzić?! – zapytała przytłumionym głosem. Cała wrogość z niej
uleciała. Od zawsze marzyła, żeby zobaczyć smoczy poród. Taka okazja…
–
Dlaczego mi to mówisz? – Początkowa radość z niej uleciała, zastąpiona
podejrzliwością. To chyba dziwne, że dopiero co poznany i zajęty facet zaprasza
ją na bardzo nietypową i obrzydliwą randkę.
–
Mogę cię tam przemycić. Reszta naszej grupy mówiła, że to okropne i w ogóle. A
ty byłaś taka zachwycona… – Na jego twarzy zagościł delikatny uśmiech. – To
jedyna okazja. Wiesz, że smoki zachodzą w ciążę raz na dziesięć lat, a Czarny
Hebrydzki…
–
…tylko raz w życiu. – Teraz Roxie zrozumiała. Z jakichś powodów ten dziwny
chłopak chciał jej sprawić przyjemność i pokazać najbardziej niesamowity poród
świata. – A Elena i Cristian? Twoja dziewczyna i najlepszy przyjaciel nie chcą
tego ujrzeć?
Jules
się trochę zmieszał, co według Roxie było bardzo urocze… Merlinie!
Wcale nie!
–
Oni nie przepadają za takimi rzeczami. Eli specjalizuje się w botanice. Lubi
opiekować się smoczymi roślinami i tworzyć z nich różne maści i mikstury… A
Cristian… – Po uśmiechu chłopaka i sposobie w jaki mówił o nich, Roxanne zdała
sobie sprawę, że on traktuje tę dwójkę jak rodzinę. – …jest strasznym śpiochem.
–
Ja też jestem. Ale niektóre rzeczy wymagają poświęceń. – Roxie wstała z łóżka,
dyskretnie obciągając koszulkę. – Poczekaj na korytarzu. Za pięć minut będę
gotowa.
–
Jak mówisz ,,pięć minut”, to tak naprawdę masz na myśli godzinę? – Zaczął tyłem
kierować się do drzwi. – Masz osiem minut, a później sobie idę.
Poród już się zaczął i może trwać kilka godzin, ale ja chcę zobaczyć
wszystko. – Zniknął za drzwiami, chichocząc pod nosem. Roxie pożegnała go
butem, który uderzając w drzwi, zamknął je i wypchnął pewnego idiotę na
korytarz.
~~*~~*~~*~~
–
Zapytam jeszcze raz. Gdzie byłaś?
Nora
bardzo się zdziwiła. Nie sądziła, że Amy i Andy zauważą jej nieobecność. Zazwyczaj
się nią nie przejmowały, zajęte własnymi problemami. A tutaj tak niespodzianka.
Nie dość, że zwróciły na nią uwagę, to twierdziły, że się o nią martwiły. Śmieszne.
–
Hm… – Zabini przeszła koło nich i zaczęła szukać swojej pidżamy. Była zmęczona
i nie miała ochoty na kłótnie i gierki dziewczyn.
Ale
one tak łatwo się nie dały. Podeszły do jej łóżka, na które Nora się rzuciła i
stanęły nad nią.
–
Jeszcze raz się zapytam: Gdzieś ty była!? – Amy skrzywiła się na twarzy, co chyba
miało oznaczać, że sią o nią zamartwiała, ale z taką ilością makijażu, wyglądała
raczej jak mroczny klaun. – Chciałyśmy już nawet iść do Neville, ale…
–
Dajcie mi spokój! Siedziałam z Rose w Pokoju Wspólnym, okej? A teraz chcę iść
spać! A w ogóle… co was to obchodzi? – Nie ufała im i na pewno nie dała się
nabrać na ich bajeczkę. One coś knuły, a intrygi popularnych dziewczyn nie były
dla Nory interesujące o trzeciej w nocy. Rano o tym pomyśli…
–
Mamy do ciebie sprawę.
Nora
tylko jęknęła i ukryła się pod kołdrą. Po chwili usłyszała ich przytłumione
głosy i dwie osoby usadowiły się na jej łóżku.
–
Dobra, Zabini. Nie będę już nic kręcić. Nie jestem taka miła jak Amy. I… Nie
wygłupiaj się! Pogadaj z nami! – Andy odkryła ją i spojrzała na nią z
obrzydzeniem wymalowanym na twarzy. No. To było już coś bardziej znajomego…
–
O co chodzi? Czy nikogo w Gryffindorze nie obchodzi, że muszę być wyspana, żeby
móc dobrze zagrać w meczu...? Nie? Super. – Usiadła powoli i spojrzała na swoje
współlokatorki spod łba. – Czego?
Amy
i Andy w końcu pokazały swoje prawdziwe twarzy. Wymieniły spojrzenia i zaczęły
jej wyjaśniać, jaki interes do niej mają…
A
Nora od razu się zgodziła.
~~*~~*~~*~~
Roxie
musiała być bardzo cicho. Nie bez powodu nikt nie mógł być przy smoczycy przy
porodzie… Można było tylko czuwać wcześniej, ale gdy się rozpocznie wycofać,
aby smok nie czuł się źle. Jules i Roxanne łamali zasady.
Ześlizgnęli
się ze zbocza i zakradli pod jaskinię. Chłopak kilka razy musiał ją zatrzymywać
albo wskazywać jej dobry kierunek, więc muskał jej dłoń palcami albo dotykał
jej pleców. Za każdym razem coś się w niej rwało… Z jednej strony było to
strasznie przyjemne, ale z drugiej… za silne.
Roxie
nie mogła pojąć, dlaczego ten idiota tak na nią działa. Miała już wielu
chłopaków przez te wszystkie lata nauki w Hogwarcie, ale nigdy nie czuła się przy
żadnym w ten sposób… No… Może tylko przy jej miłości z zeszłego roku, ale nie
mogła o tym myśleć… To było… zbyt bolesne. Czasami nawet podobali jej się
zajęci chłopcy, ale jak dowiadywała się, że mają dziewczyny to od razu mijało.
Krukoni gardzili zdradami. Inteligentni ludzie w miłości mają swoją klasę.
Zajrzeli
do jaskini.
Leżała
tam.
Na
wczorajszych zajęciach dowiedzieli się, że samica z rasy Czarnych Hebrydzkich
zaszła w ciążę rok temu. Było to dość niesamowite, bo akurat w tym przypadku
samica i samiec musieli mieć ten sam wiek. A takie okazy trudno odnaleźć. Ale
udało się.
Znajdowała
się na środku jaskini. Była to sztucznie zbudowana kryjówka specjalnie przeznaczona
na takie okazje. Coś jak smocza porodówka. Jeśli jakiś smok ją zajmował, inne
wyczuwały, że nie mogą się zbliżać. Matki należały do dość agresywnych
stworzeń. To pewnie przez ten ból; natura nawet smoków nie oszczędziła.
Niesamowicie piękna - nawet jak na smoka. Leżała na boku, jej łuski lśniły jak
miliony gwiazd… Jules wyjaśnił Roxie, że normalny kolor Czarnych Hebrydzkich to
czarny, ale przy porodzie zaczynają się mienić jak nocne niebo.
Roxanne
w życiu nie widziała czegoś bardziej niesamowite. Wraz z Julesem zakradli się
przy prawej ścianie groty na skalną półkę. Idealnie widzieli smoka, ale ona nie
mogła ich dostrzec.
Rozpoczął
się poród.
Roxie
nigdy nie chciałaby być przy normalnym poradzie. Ale smocze wyglądały w
zupełnie inny sposób.
Smoczyca
przez pewien czas nieruchowo leżała - można było tylko dostrzec jej unoszącą
się pierś, która wdychała i wydychała ciepłe powietrze, które ocieplało
jaskinię. Gdy Roxanne miała się już zapytać, czy to normalne, smok się poruszył.
Hestia - bo tak ją nazwano - ostrożnie wstała, uważając na swój wielki brzuch.
Później zaczęła poprawiać sobie legowisko, chuchając na nie ognistym oddechem.
–
Zaraz się zacznie – mruknął jej na ucho chłopak. Siedzieli blisko siebie, ale
zarazem bardzo daleko. Musieli stykać się ramionami, ale Roxie starała się nie
zwracać na to uwagi.
–
Myślałam, że jak mnie obudziłeś, to się zaczęło. – Odsunęła się od
niego odrobinę - na ile jej pozwalała skalna półka - i obserwowała jak smoczyca
zionie ogniem w podłoże jaskini i ponownie się kładzie. – Dlaczego ona…?
–
Potrzebuje wysokiej temperatury, żeby móc urodzić jaja. Zaraz zacznie je
składać, a później wysiadywać, – Odgarnął sobie z czoła spocone kosmyki włosów.
Zaczynało się robić gorąco…
–
Kurcze! Ale fajnie! – Roxie zdjęła z siebie kurtkę. – Muszę też zobaczyć, jak
smoki się wyklują! Na to też mnie zabierzesz? – Spojrzała na niego z nadzieją,
ale później zganiła się w myślach za swoją głupotę. To jasne, że będzie wolał
pójść ze swoją dziewczyną na oglądanie słodkich nowonarodzonych smoczków… Z
przypadkową dziewczyną może co najmniej zobaczyć dla wielu obrzydliwe rodzenie
jaj.
–
Jasne. – Jakby machinalnie złapał ją za dłoń i wskazał głową na sytuację przed
nimi. – Patrz teraz.
Roxanne
była w tamtym momencie najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. Postanowiła
zignorować poczucie winy, które krzyczało On ma dziewczynę! On ma
dziewczynę! i cieszyć się tą najbardziej obrzydliwą nie–randką na
świecie.
~~*~~*~~*~~
Cast
zarządziła, że każdy ma być obecny na śniadaniu. Prefekci chodzili po pokojach
i ogłaszali wolę dyrektorki. Nora została obudzona przez Molly Weasley, która
miała bardzo nieszczęśliwą minę. Powiedziała, że wie co się stało, ale nie może
tego zdradzić… Śmierdziało to jakąś tragedią…
Wielka
Sala huczała od plotek. Każdy miał teorię na temat dziwnego polecenia Cast. A
drużyna Gryfonów i Krukonów bardzo się niecierpliwiła. Mecz powinien
zacząć się za dwadzieścia minut, a oni musieli się jeszcze rozgrzać i trochę
poćwiczyć.
Gdy
pojawiła się dyrektorka, każdy był już pewien, że stało się coś strasznego…
Zazwyczaj
opanowana i elegancja kobieta była teraz obrazem nędzy i rozpaczy. Idealny kok
zastąpiła kupka siana. Zawsze wyprasowane szaty - teraz wymięte jakby profesorka
dopiero z łóżka wstała. A jej oczy… Nora miała wrażenie, że nigdy nie widziała
tak załamanego człowieka.
Dyrektora
stanęła przy mównicy i próbowała przemówić. Ale nie mogła. Zaczęła się jąkać i
po chwili wybuchła płaczem. Uczniowie byli zszokowani. Cast nigdy nie poddawała
się emocjom.
Eve
Queen wstała i podeszła do dyrektorki. Objęła ją ramieniem w iście babciny
sposób i wyprowadziła z sali.
Do
mównicy podszedł bardzo zakłopotany profesor Longbottom.
–
Przepraszam za to zamieszanie i za zachowanie pani dyrektor, ale wydarzyła się
tragedia, która bardzo nią - i całym gronem pedagogicznym - wstrząsnęła.
Dzisiaj w nocy na skraju Zakazanego Lasu zostało odnalezione ciało… Simon
Gruca, nasz wcześniejszy nauczyciel obrony przed czarną magią został
zamordowany. Cisza! Cisza! – Neville próbował przekrzyczeć gwar, który
zapanował na sali. Dopiero po interwencji reszty nauczycieli i prefektów, mógł
kontynuować. – Jest to dla nas wielka strata. Zostanie przeprowadzone
dochodzenie. Złapiemy tego, kto jest za to odpowiedzialny. Dzisiejszy mecz
zostaje odwołany. Jeżeli ktoś posiada jakieś istotne informacje na temat
profesora Grucy, to proszę to do mnie zgłosić. Hogwart zostaje objęty żałobą. –
Machnął różdżką i zmienił kolor flag, wiszących nad stołami, na czarny. –
Uczcijmy minutą ciszy śmieć Simona Grucy.
Nora
wymieniła spojrzenia z Alem, siedzącym przy stole Ślizgonów. Dziewczyna miała
wrażenie, że wczorajsze wydarzenia oraz postać Eve Queen łączyły się ze
śmiercią profesora. I może to właśnie jego mordercy powinna się obawiać. Ale
kto to mógł być…? Nauczycielka…? Nowa uczennica…? Czy ktoś trzeci? Ktoś kto się
nimi bawił…? Nie miała pojęcia, ale miała zamiar się tego dowidzieć. Cieszyła
się, że może liczyć na pomoc swoich przyjaciół. Ale w pierwszej kolejności… musiała
skontaktować się z Blaise’m.
Wychodząc
z Wielkiej Bardzo Cichej W Tym Momencie Sali, wymieniła spojrzenia z Amy White.
Nie wiedziała, czy dobrze robi zgadzając się na współpracę z nimi, ale nie
miała wyboru. Potrzebowała pomocy.
Stojąc
w cieniu, obserwowała jak Amy i Andy witają się z Emmą i Tamarą… i poczuła, że
ktoś całuje ją w szyję.
Podskoczyła
w górę i pisnęła głośno. Za nią stał Chrise, który objął ją i ponownie
pocałował, ale tym razem w policzek.
Cholera.
Znów o nim zapomniałam!
Taka
prawda. Nie pamiętała już, że przecież wciąż są parą. Pogodziła się z
Jamesem, więc on zszedł na drugi plan. Co nie było w porządku… Nie chciała,
żeby to wyglądało tak, że go tylko wykorzystała, żeby dopiec Jamesowi. Ale
wydawało jej się, że Cormac zaczął się w niej zakochiwać… A tego nie chciała.
Traktowała go tylko jak przyjaciela i nie pragnęła, żeby pomiędzy nimi się coś
zmieniło. Trzeba było pomyśleć o tym,
zanim zaczęłaś z nim na niby chodzić.
Odwróciła
się do chłopaka i pozwoliła się objąć. Nie chciała go ranić, a ludzie patrzyli…
–
Gdzie byłaś rano? – mruknął jej w ucho. – Czekałem na ciebie o stałej porze, a
ty nie przeszłaś.
–
Spałam. Miałam ciężki wieczór i jakoś tak wyszło… – Próbowała się od niego
dyskretnie uwolnić, ale to spowodowało tylko, że mocniej do niej przylgnął.
–
Zaspałaś? Serio? Ale z ciebie oferma – powiedział to swoim typowym tonem, ale czuła,
że się tylko z nią droczy.
Nad
jego ramieniem dostrzegła Albusa, który patrzył na nią pytająco. Nora zrobiła
do niego błagalną minę i niesamowicie się ucieszyła, kiedy chłopak zrozumiał, o
co chodzi. Ach… ta przyjacielska telepatia.
–
Hej, Ellie! Miałaś mi pomóc w tym wypracowaniu z transmutacji, pamiętasz? –
Albus podbiegł do nich i zaczął szybko mówić. – Cześć, Chris! Muszę ją niestety
porwać, ale niedługo ci ją oddam, okej? To… na razie!
Złapał
ją za dłoń i pociągnął w kierunku najbliższej klatki schodowej. Gdy mieli
pewność, że Cormac ich nie widzi, zatrzymał się i spojrzał na Norę w uważny
sposób.
–
No, co? – mruknęła, siadając na najniższym schodku. – Dzięki za uratowanie,
–
Hm… – Al usiadł obok niej. – Wydawało mi się, że wy tylko udajecie, a wyglądało
to bardzo na serio. No. Bardzo na serio z jego strony… Co się dzieje?
Nora
jęknęła i położyła mu głowę na ramieniu.
–
Jestem już tym taka zmęczona! Najpierw Chris, potem James, znów Chris i
pogodzenie z Jamesem. Życie jest do bani…
–
Podobasz mu się! – wykrzyknął Albus. Był bardzo z siebie zadowolony, że na to
wpadł, choć od problemów miłosnych swojej przyjaciółki wolał trzymać się z
daleka. – A czy to nie dobrze? Z udawanej pary możecie stać się prawdziwą parą.
Mówiłaś, że go lubisz, więc w czym problem…?
–
Lubię go, ale nie w ten sposób! Al! Co ja mam robić? – wykrzyknęła głośno i
walnęła go w ramię, aby się odrobinę wyżyć.
–
To zerwij wasz udawany związek. Przecież pogodziłaś się już z Jamesem. – Zaczął
ją nieporadnie głaskać po głowie i klepać po ramieniu. Miał tylko nadzieję, że
nie zacznie płakać jak ostatnimi razy.
–
Nie mogę! Twój brat nie może się dowiedzieć, że tylko udawałam, że chodzę z
Chrisem! A jak zerwę z Cormaciem teraz, to on pomyśli, że chciałam go tylko
wykorzystać i powie o wszystkim Jamesowi i…
–
Nie rozumiem ciebie. Nie myśl o ich emocjach. Ty się liczysz najbardziej. Nie
możesz każdemu dogodzić…
–
…mogę spróbować. – Westchnęła przeciągle i podniosła się. – Dzięki, Al –
mruknęła i mocno go uściskała. – Potrzebowałam takiej normalnej rozmowy. A
teraz musimy zająć się poważniejszymi sprawami. Hura, moje popieprzone życie! I
czy ty mnie nazwałeś ,,Ellie”? Co to w ogóle ma być?
W
ramię w ramię zaczęli wspinać się po schodach. Musieli wiele rzeczy do
zrobienia. Nie zdawali sobie sprawy, że dzisiejsza informacja była początkiem
czegoś wielkiego…
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ta... Wiem... Zasłużyłam na każdą groźbę i
karę, którą mi gotujecie... Ale napisałam!
Byłam mega zajęta i praktycznie każdy
wieczór spędzałam poza domem, więc nie mogłam pisać.
O waszej niecierpliwości mogą świadczyć te
ok. 2 000 wejść, które stuknęły od ostatniego rozdziału... Hm... Czyżby
ktoś polubił mojego bloga? :D Ponad 7 tys!!! F*ck jeah!
Zaczyna się nowy rok szkolny
(nieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee!) i nie wiem jak będzie u mnie z pisaniem. Idę do
bardzo dobrej i wymagającej szkoły, więc nie wiem czy znajdę czas. Ale wciąż
będę pisać! Rozdziały będą się pojawiać raz na tydzień lub dwa tygodnie...
Czyli niczego nie zawieszam ani nic, ale daję wam informację (ale jestem pewna,
że i tak będziecie mnie ścigać), że nie będzie to już tak często. Ale mam wiele
nowych pomysłów (i starych do dopracowania), więc raczej umrę jeśli nie będę
mogła czegoś szybko napisać i dodać.
Dziękuję wam za cierpliwość (i za nie
wyśledzenie mojego domu i nie zabicie mnie...) i życzę wam miłego (ha ha ha)
powrotu do szkoły! A 1 września mojemu blogowi stuknie drugi miesiąc, więc
pocieszcie się myślą, że Gabsonenene jest z wami! <3
Jak zawsze świetny rozdział! Tym początkiem to mnie rozwaliłaś. Jak przeczytałam wyznanie Malfoya to zaraz takie : WTF???!!! :D Ale później się zorientowałam, że to sen xD Roxie <3
OdpowiedzUsuńZnalazłam jeden błąd: "Jules się trochę zmieszał, co według Nory było bardzo urocze…" - tu powinno być Roxie zamiast Nory :)
Pozdrawiam i mam nadzieję,że rozdział szybko się pojawi. I tak cię podziwiam, że tak szybko dodajesz nowe rozdziały, bo na niektórych jest rozdział raz na miesiąc lub dwa. :)
Moja siostra, jak jej przeczytałam nowy rozdział (plusy bycia spokrewnionym z autorem bloga XD) także tak zareagowała.
OdpowiedzUsuńZmęczenie dało o sobie znać... Zrobiłam dwa takie błędy, ale je przed opublikowaniem poprawiłam... To musiałam przeoczyć... Za dużo Nory ostatnio w mojej głowie... :D
Staram się... A czytelniczki i tak mi grożą trwałym okaleczeniem... Przykre, nie? Nie? Dobra... Ja nic już nie mówię XD
Początek mnie rozwalił :D
OdpowiedzUsuńPowodzenie w szkole i dużo weny, na nowe rozdziały.
Hahaha to dobrze :D
UsuńTobie także tego życzę (szkoły :D), a wena jak na razie jest obecna i ma cię dobrze. Zobaczymy jak dalej z nią będzie... Miejmy nadzieję, że tak samo pozytywnie :D
Pocztek byl najlepszy. I ta pierwsza reakcja Scorpiusa :D Mocne bylo XD
OdpowiedzUsuńOgolnie fajny rozdzial,super sie czyta ^^
Mam nadzieje, ze pomimo szkoly, nadal bedziesz dodawac rozdzialy systematycznie :)
pozdrawiam, weny i powodzenia w szkole.
~Rose
:D Każdy mnie chwali wow wow wow. Dzięki - serio. Czekam tylko na jakieś hejty, ale że na horyzoncie żadnych jeszcze nie widzę, więc się cieszę... :3
UsuńBędę, będę... Postaram się :D
Myślisz, że nie wyśledziłam Twojego domu? pfff nic bardziej mylnego! nawet nie wiesz jaką miałam ochotę, żeby cię rozszarpać! xd umierałam z ciekawości co się dalej stanie. to się akurat nie zmieniło i dalej umieram ;x co Nora knuje z tymi dziewczynami?!
OdpowiedzUsuńBoże Przenajświętszy - początek! Te wyznania Scorpa, to co wygarną Rose. Żądza mordu pojawiła się w moich oczach, gdy przeczytałam zdanie "A Eleonora Zabini obudziła się.". Co do prawdziwej reakcji Scorpa - właśnie takiej sie spodziewałam. Jestem ciekawa co zrobi z tą wiedzą.. i cały ten rozgardiasz z tym związany był taki uroczy. "gdzie sie podział tamten James?!" XDD jejuu no nie wiem co powiedzieć naprawdę, kocham ten rozdział, kocham to opowiadanie, kocham twoje pisanie, kocham po prostu. teraz gdy nie ma PLL moje życie będzie toczyć się od jednego Twojego rozdziału do następnego XD a no i jeszcze ten Cormac! Przesadza! Zrób coś z tym proooszę, niech Nora będzie z Jamesem, a Roxie z tym swoim chłopakiem, który ma dziewczyne ale to nieważne! Przecież one nie mogą być takie nieszczęśliwe! no i poród smoka. WOW. zazdroszczę wyobraźni!
Walić szkołę, pisz, pisz i jeszcze raz pisz!
Puchonka
Wiedziałam! To ty byłaś tym zamaskowanym gościem, który mnie ostatnio śledził, co? hm... niepokojące...
UsuńHaha cierpiliwości... Ja ci niczego nie zdradzę XD
Tak bardzo kochana... Dzięki :*
No cóż... Jestem złą autorką, która cierpi na brak romantyzmu w życiu, więc moje bohaterki mogą się ze mną pomęczyć... Żartuję no! Schować różdżki, noże, miecze i skarpety! One będą szczęśliwe... Kiedyś... :D
Teraz walę, bo powinna pouczyć się na diagnozę z ang, a dopracowuję super-niespodziankową miniaturkę.... XD Ale to niespodzianka dla was!
Do ciebie wpadnę na #5, kiedy znajdę trochę więcej czasu, ale połowę już przeczytałam!
Trzymaj się i miłego początku roku :*
XD PADŁAM!! XD Ten początek mnie rozwalił. xD
OdpowiedzUsuńRozdział jest świetny! Chyba drugi co do moich ulubionych. :D
A ja tak czekałam na ten mecz...
Na co ta Nora się tak szybko zgodziła? Umrę z ciekawości... znowu. xd
Poród smoka? Genius!
Szczerze? Mam nadzieję, że ten związek z Chrisem jeszcze trochę potrwa i James'a będzie zżerać z zazdrości. :D
Powodzenia w tej szkole i weny ;)) O! I czasu także! :D
~Daughter of Shadow
Mecz jeszcze się pojawi... Tylko muszę go trochę lepiej obmyślić... Żeby znów was zaskoczyć :D
UsuńJak ja lubię trzymać w niepewności...
Jakoś tak znalazł się w mojej porypanej głowie... Na początku zapomniałam, że smoki znoszą jaja i chciałam opisać taki normalny poród, ale w połowie się ogarnęłam i jest jak jest - czyli poprawnie. Matka Natura się cieszy :)
A ja życzę (jak tak wszystkie sobie czegoś życzymy) znośnego (bo inny nie może być) początku szkoły... Dla ciebie, ale także dla wszystkich moich czytelników :*
O Boże, ciesz się, że ten początek był tylko snem bo nie wiem, czy o tej porze byłabyś z nami.Jejku, ale ja chciałam zamordować w pierwszej kolejności Norę, w drugiej ciebie, a w trzeciej Scorpiusa.
OdpowiedzUsuńFajny rozdział. Ale skoro Scorpius nie wiedział jak wygląda mugolska tablica (ta taka biała) to skąd znał Luke'a Skywalkera? I Jace'a i Clary :D Choć w sumie to był sen Nory więc skoro ona miała doczynienia z tymi postaciami, czyli jej mózg we śnie mógł... A zresztą xD
Rozdział świetny, naprawdę, kocham komentarze Nory
Ale ten James jak ja nie znoszę gościa x/ - coś nie za szybko się zmienia?
Czekam na więcej i jak jeszcze raz wywiniesz taki numer jak ten na początku rozdziału to ja zejdę na zawał xD
a ja myślę, że to z racjonalnym myśleniem James'a to było tylko przez tą chwile xD uważam, że wydorośleje, ale jeszcze nie teraz :D xD
UsuńMożliwe, że zachował resztę godności i umiał się zachować xD Jednak jedyną cechą, którą u niego lubię to jego samouwielbienie - fajnie mu z tą cechą xD
UsuńMój Boże! Kolejne groźby! A myślałam, że już wyszłyście z formy... Brakuje tutaj jeszcze pogróżek Gallo Konio Anonima, żeby mnie bardziej zmotywować do pisania :D
UsuńChodziło o mózg Nory, więc te postacie były jej znane - a Scorpiusowi nie.
Ale rozkminiają, ale rozkminiają! I nawet sensownie rozkminiają! Ale mnie to cieszy :D Oby tak dalej!
Hejka!
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do Liebster Award! Więcej informacji tutaj: http://i-just-want-to-love-someone.blogspot.com/2014/08/liebster-award-1.html
Sen był najlepszy i nieco mnie ogłupił :D Ja naprawdę w to uwierzyłam! Tak mnie zmieszałaś, że później gdy doszłaś do kucyka (jednorożca) który namalował Al... naprawdę do tej pory nie mam pojęcia, czy to też był sen, czy nie >.<
OdpowiedzUsuńWspółczuje biednej Roxy, która przeżywa swój własny dramat... ech... miłość, kto ją zrozumie?
Ja naprawdę kibicuje Chrisowi i Norze jako parze, co prawda wychodzi na to, że to mało prawdopodobne, ale może w końcu kochana Norka pokocha słodkiego Chrisa :3
Tyle się dzieje, a ty nagle wyskakujesz z martwym nauczycielem O.o
Na dodatek Nora jeszcze coś planuje z głupimi bliźniaczkami! (Mam na myśli Andy i Amy, bo gdy o nich myślę widzę dwie głupiutkie dziewoje, które są na dodatek bliźniaczkami >.< Moja psychika jest dziwna...).
Uważam również, że Nora jest trochę niesprawiedliwa, bo powinna dać szansę Chrisowi, przecież dobrze się z nim dogaduje, a niekiedy miłość potrzebuje czasu do rozkwitu!
Dawno nie wspominałam jak bardzo ubóstwiam Twoje opowiadanie, więc napiszę jak bardzo je kocham <3 Pozdrawiam i będę dalej czytać ^^
Hahaha Akurat świetnie się bawiłam pisząc ten rozdział. Miałam zamiar namieszać ludziom w głowie i chyba się udało :D
UsuńNo jesteś chyba pierwszą osobą, która widziałaby Norę z Chrisem... Moje przyjaciółki i siostra go nie cierpią.
A ja uwielbiam ciebie, kochana! :*
W poprzedni komentarzu wspomniałam, że czekam na moment w którym wydasz własną książkę. Po tym rozdziale moje marzenia są takie, że ty musisz wydać książkę. Nie ważne jak, ważne że musisz. Największym problemem w twoich opowiadaniach jest fakt, że są zaczerpnięte z pracy twórcy Harrego Pottera, gdybyś wymyśliła własną szkołę, innych ludzi itp, no wiesz odbiegających od Harrego Pottera, miałabyś ogromne szanse na wydanie książki z tymi opowiadaniami. Troszkę szkoda, ale jest ogromna możliwość na twoje książki w przyszłości. Gorąco czekam na ten moment :)
OdpowiedzUsuńhttp://vampireandmillionaire.blogspot.com/
No nie! Początkiem to mnie mocno zaskoczyłaś, wiesz? Czytałam i nie dowierzałam, dopiero odetchnęłam kiedy padły słowa, że Nora się obudziła :) Wszystkiego bym się spodziewała ale nie tego i naawet się przez chwilę zastanawiałam czy aby przypadkiem coś nie umknęło mojej uwadze w relacjach miedzy rodzeństwem. Nie dziwię się, że Scorp był w szoku, takich wieści nie sposób przyjąć na chłodno.
OdpowiedzUsuńJules i Roxie <3 kocham ich osobno, ale razem chyba bardziej. Pasują do siebie. Co ja bym dała, żeby ktoś (czytaj chłopak, który mi się podoba) zabrał mnie na smoczą porodówkę :p
Co te dziewczyny knują? Czy to ma jakiś związek z nową psorką, która niewątpliwie jest jakaś dziwna? Profesor Gruc jednak nie żyje, o nie to już nie są żarty!
http://nauczysz-sie-mnie.blogspot.com/
Haha wiem! :D
UsuńZa każdym razem, jak przypominam sobie, co napisałam na początku tego rozdziału, uśmiecham się, więc to chyba coś świadczy :3
Prawda? Dobrze, że to rozumiesz! Też bym wiele za to dała XD
Możliwe, możliwe :D
Pozdrawiam!