Specjalna dedykacja dla Gallo Konio Anionima, dzięki
której ten blog jakoś jeszcze funkcjonuje i istnieje. Dziękuję za wszystkie
śmiertelne groźby i za dawki motywacji! Ale nie myśl sobie, że ci się nie
odpłacę he he he… Ale tak serio: Uwielbiam cię! :*
Zakazany Las
Marzyła, żeby to wszystko okazało się snem. Przyjemnie by było po
prostu się w tym momencie obudzić. Leżeć w swoim ciepłym łóżku i mieć
świadomość, że jest się bezpiecznym.
Ale to nie był sen.
Nora nawet nie miała jak się uszczypnąć, przez unieruchomione
ręce. Siedziała na zimnej ziemi, czując igły, wbijające się w tyłek, które
tylko sprawiały, że ta chwila wydawała się jeszcze bardziej prawdziwa. Opierała
się placami o Scorpiusa, który został razem z nią związany. Jego obecność
powinna podnieść ją na duchu, ale było na odwrót. Martwiła się jeszcze
bardziej.
Dwóch zbirów przechadzało się tam i z powrotem, rozmawiając ze
sobą stłumionymi głosami. Podobno ich wsparcie miało jakieś opóźnienie i nie
wiadomo, kiedy się zjawią. Nora, jakby nieświadomie, zaczęła im się przyglądać,
analizując każdy szczegół. Nagle coś ją uderzyło.
– Scorp – szepnęła mu na ucho (co nie było łatwe, gdyż musiała nienaturalnie
przechylić głowę) – oni nie mają różdżek.
– Co? – Scorpius na początku nie rozumiał, o co jej chodzi. Ale po
chwili także zauważył tę oczywistą rzecz. – Nie są czarodziejami. Dlatego nie
rozbroili nas różdżkami, a to znaczy…
– … że mogliśmy ich pokonać. – Nora przeklęła pod nosem. Nie mogła
uwierzyć, że wcześniej tego nie zauważyli. – Ale mam pomysł.
Szybko mu streściła na czym jej plan polegał.
Malfoy spojrzał na nią wystraszony.
– Ale… Ja nie wiem, czy dam radę! Tylko naprawdę wielkim
czarodziejom się to udaje, a ja…
– Scorpius. Dasz radę. – Próbowała dodać mu otuchy, mimo że sama
się bała. – Jesteś najlepszą osobą, jaką znam z zaklęć. A jeśli to ci pomoże,
to ja w ciebie wierzę. – Spróbowała się uśmiechnąć, choć wiedziała, że nie może
jej zobaczyć. – Skup się, a ja zajmę ich przez chwilę.
Porywacze, jakby wyczuwając, że coś knują, wybrali ten moment, aby
znów się nimi zainteresować.
– E! Wy! Co tam szepczecie!? – Ernie zbliżył się do nich ciężkim
krokiem.
Nora postanowiła działać.
– Właśnie się zastanawialiśmy, co zrobią nasi nauczyciele, kiedy
nas z wami znajdą. Powinni być za parę minut – skłamała szybko, obracając się w
taki sposób, by zakryć Scorpiusa i patrzeć na zbira. – Nasi rodzice nie będą
zadowoleni…
– Za kilka minut nas już tu nie będzie, paniusiu. – Starał się to
powiedzieć z przekonaniem, ale w jego głosie dało się wyczuć nutkę niepewności.
– Nie wiedziałam, że w Zakazanym Lesie jest zasięg. – Wskazała na
drugiego z mężczyzn, który rozmawiał przez telefon na skraju polany. – Nowa
technologia?
Ernie podrapał się po głowie, jakby zastanawiając się, dlaczego
miałby odpowiadać na jej zaczepki, ale dał się nabrać. Przykucnął przed nią i
odpowiedział:
– A no! Jesteśmy mistrzami w przerabianiu urządzeń, by działały w
waszych warunkach. – To tylko utwierdziło Norę, że nie są czarodziejami.
Pokiwała jednak gorliwie głową.
– Nasi rodzice nam o tym opowiadali! – skłamała gładko. – Wiele
słyszeliśmy o was!
Erni chrząknął z zadowolenia.
– A no! Jesteśmy najlepsi! Choć w waszych czasach już
niewiele osób lęka się Łowców Czarownic. – Nora poczuła, że na te słowa Malfoy
cały się spiął za jej plecami. – Nie jesteśmy już tak potężni. Ale teraz się
wszystko zmieni! Teraz mamy nowy plan! Teraz…
– Erni! Idioto! – Drugi mężczyzna przerwał mu nagle. – Nie
rozmawiaj z tymi dzieciakami. Nie wiadomo, czy czegoś nie knują.
Ernie zrobił bardzo smutną minę i spojrzał na Norę, jakby naprawdę
było mu przykro, że nie mogą już rozmawiać.
Odszedł do swojego wspólnika, ale Nora się tym nie przejmowała.
– Udało się? – spytała cicho Scorpiusa.
– Tak. – W jego głosie słyszała straszne zmęczenie, ale także
zadowolenie. – Mam moją różdżkę.
Nora była pod wielkim wrażeniem. Tak szczerze, to nie miała
pojęcia, czy to zadziała. Słyszała tylko, że czasami czarodziejowi udaje się
przywołać bez niczego własną różdżkę, ale to naprawdę trudna magia.
– Co teraz?
Nora zastanowiła się nad tym pytaniem.
– Najpierw nas uwolnij, ale tak, żeby się nie zorientowali. A
później… – Oblizała swoje spierzchnięte wargi i zmarszczyła czoło. – Zobaczy
się.
~~*~~*~~*~~
Rose przechadzała się po linii mety, wykręcając sobie palce.
Martwiła się o Norę i Scorpiusa. Prawie wszystkie grupy już przybyły, a ich
dalej nie było.
Hermiona uważała, że nie ma powodów do paniki. Mieli jeszcze czas,
ale Rose trawiły złe przeczucia.
Tak bardzo żałowała, że nie pogodziła się z Norą przed
rozpoczęciem gry w terenie! Jeśli coś jej się teraz stanie, nigdy sobie tego
nie wybaczy.
Zauważyła Albusa, który w oddali rozmawiał z jakąś ładną
dziewczyną. Zirytowało ją to strasznie. Ich przyjaciół jeszcze nie było, a ten
flirtuje sobie jakby nigdy nic!
Większość ludzi siedziała w wielkim namiocie, który został
postawiony dla tych, którzy przeszli już przez metę. Ale Rose nie była w stanie
się tam udać, gdy wiedziała, że Scorpius i Nora nadal są w lesie.
– Rosie! – Podbiegł do niej Fred. – Nie martw się. Zaraz się
pojawią.
– Oby. – Dziewczyna objęła się zmarzniętymi rękoma i zamarła, gdy
ujrzała, biegnące przez las postacie. – Czy to…?
Fred spojrzał w tym samym kierunku, ale pokręcił głową.
– Jacyś trzecioklasiści.
Miał rację. To nie byli oni.
– Mają jeszcze półgodziny. – Próbował ją pocieszyć kuzyn. – Chodź…
Ogrzejesz się trochę… – Objął ją ramieniem i zaczął prowadzić w kierunku
namiotu.
Rose chciała mu się wyrwać, ale nie zdążyła, gdyż w ich stronę
ktoś biegł. Dziewczyna z trudem rozpoznała sylwetkę Jamesa, ale nie widziała,
kim były dwie pozostałe osoby. Wszystko wyjaśniło się, gdy podbiegli bliżej.
– Tamara? Nott? – Nie kryła zdumienia. Nie miała pojęcia, co ich
sprowadzało.
– Nora jeszcze nie wróciła? – zapytał pośpiesznie James. Cała
mimika jego twarzy zdradzała, jak bardzo martwił się w tym momencie o ich
przyjaciółkę.
– Nie. Ani ona, ani Scorpius – odpowiedziała, starając się nie
załamać.
– Coś im się stało. – Tamara musiała być bardzo zdenerwowana, bo
jej rosyjski akcent był bardziej słyszalny niż zwykle. – Jestem tego pewna.
– Idziemy – powiedział pewnie Nott i zaciągnął ich na skraj
Zakazanego Lasu, z dala od wzroku innych, zgarniając po drodze Albusa.
– Chwila. A co oni was w ogóle obchodzą? – Fred zadał dobre
pytanie. Rose także tego nie rozumiała.
Tamara i Albert wymienili się spojrzeniami.
– Ona jest pod naszą ochroną – przełamała się Rosjanka i zaczęła
im wszystko opowiadać. – Już od lat należymy do Ligii Ochrony Czarodziei
Honorowych. Praktycznie od dziecka. To wszystko jest trochę zbyt skomplikowane,
by o tym teraz opowiadać, ale musicie wiedzieć, że LOCH jest po waszej stronie.
Teraz naszą przywódczynią jest Eve Queen i to ona zleciła nam ochronę Nory.
Miała jakąś wizję z nią związaną i była pewna, że musimy się o nią troszczyć. I
tak dobrze nam to wychodziło! Nie miała o nas pojęcia, a my nad nią czuwaliśmy!
Myślicie, że nie wyczułam waszej niechęci do mnie? To także było trochę zamierzone.
Miała żyć w niewiedzy. W zamku jest ktoś, kto za nią naprawdę nie przepada… Ale
to teraz nieważne. Musimy działać. – Podczas przemowy dziewczyna wyglądała
zarazem na sfrustrowaną, rozgniewaną, pewną siebie i zmartwioną. Rose nie miała
pojęcia, że Rosjanka może mieć tyle różnych oblicz. Była idealnym materiałem na
szpiega.
– A czemu mielibyśmy w to uwierzyć i wam zaufać? – Albus zadał
pytanie, o którym każdy z nich myślał.
Tamara spojrzała na niego z irytacją.
– Nie zmyśliłabym czegoś takiego, idioto! Musimy działać, żeby im
pomóc!
– A jesteś pewna, że coś im się stało, bo…? – Albus dalej drążył,
czym zasłużył sobie na gniewne spojrzenie Tamary. Pewnie zaczęłaby się z nim
kłócić, ale przerwał im Nott.
– To jedna z specjalnych umiejętności mojej kuzynki –
powiedział szybko i nie czekając, skierował się w stronę Zakazanego Lasu. –
Idziecie? – Uniósł brwi i przepuścił przed sobą wciąż wściekłą ciemnowłosą
dziewczynę.
Rose, Albus, Fred i James wymienili się spojrzeniami i jak jeden
mąż ruszyli za nimi. Mieli przyjaciół do uratowania.
~~*~~*~~*~~
– …nie wiedzieliśmy, co się dzieje! Ale to było niesamowite!
Musisz mi dokładnie powiedzieć, co usłyszałaś. Roxie? Roxie, słuchasz mnie?
Roxanne spojrzała nieprzytomnie na Charliego. Zabrał ją rano ze
Szpitala i męczył monologiem, z którego do docierało do niej może co drugie
słowo. Nie chciała być niegrzeczna, ale miała teraz za dużo na głowie. Wciąż
wspominała rozmowę z Julesem, która trwała aż do rana. Zastanawiała się, jak
powinna się teraz w stosunku do niego zachowywać. Tak jak wcześniej, czy może
pokazać, że jednak coś się zmieniło?
– Roxanne Weasley jest proszona o powrót na ziemię! – Wujek
pomachał jej ręką przed twarzą, co ją do końca wybudziło.
– Mówiłeś coś, wujaszku? – zapytała go zadziornie z uśmiechem na
twarzy.
– Przez dziesięć minut bez przerwy. Dzięki, że zauważyłaś. –
Westchnął zrezygnowany i usiadł koło niej na kanapie. Na kilka minut zapadła
cisza.
Siedzieli u Chrliego w domku, w którym panował mały burdel.
Zdziwiło to Roxie, gdyż jej wujek należał raczej do porządnych osób. To chyba
obrazowało, jak bardzo się o nią martwił, gdy pozostawała nieprzytomna. Był
pierwszą osobą, która ją rano odwiedziła. Cierpliwie zaczekał, aż uzdrowiciele
ją zbadają i od razu stamtąd zabrał, za co była mu z jednej strony wdzięczna -
nikt nie lubił szpitali - ale z drugiej odrobinę zawiedziona, gdyż musiała się
rozstać z Julesem…
Wujek okazał swoją miłość jeszcze w inny sposób. Przyniósł jej
ulubioną bluzę i wygodne dżinsy, w które przebrała się z największą
przyjemnością. Już się bała, że będzie musiała przejść przez teren szkoły w tej
śmiesznej, naprawdę kiczowatej, szpitalnej pidżamie w latające smoki. Była
pewna, że wyglądała w niej na nie więcej niż dwanaście lat.
Została porządnie nakarmiona swoimi ulubionymi potrawami, a wujek
przez cały czas mówił. Dziwiło to Roxie, ale nie narzekała. Lubiła być
rozpieszczana.
Pod wpływem wielkiej wdzięczności, nachyliła się i pocałowała go w
policzek.
– O. A to za co? – Złapał się za to miejsce i spojrzał na nią znad
uniesionych brwi.
– Za nic. – Nigdy nie umiała dziękować, ale miała nadzieję, że kto
jak kto, ale Charlie to zrozumie. – Będę lecieć – Zeskoczyła z kanapy i zaczęła
zakładać buty.
– Ale… – Mina Charlesa była bezcenna. Roxie musiała się roześmiać.
– Wrócę w czasie przerwy obiadowej!
Nie czekając na odpowiedź, wypadła na świeże powietrze. Zaczęła
schodzić po stromej ścieżce, pogwizdując pod nosem. Nie wiedziała, dlaczego ma
tak dobry humor, ale nie za bardzo ją to obchodziło. Miała tylko nadzieję, że
nikt jej go nie popsuje…
Jak to zazwyczaj w życiu bywa, gdy ty się cieszysz, to nagle cały
świat zaczyna knuć, jakby ci tu zniszczyć dzień. Oczywiście, ta zasada musiała sprawdzić
się w przypadku Roxie.
Problemy zaczęły się, gdy przekroczyła próg klasowego domku.
Zaniepokoiła ją cisza. Przystanęła i zaczęła się rozglądać. Zazwyczaj o tej
porze ludzie albo przepychali się w kolejce do toalety, albo kłócili o
ostatniego gofra na śniadaniu. Zdezorientowana dziewczyna zajrzała do kuchni -
pustka. Do jadalni - także pusto. Nawet na schodach nikogo nie było. W końcu
skierowała swoje kroki do salonu. A tam…
– Nareszcie przybyłaś – przywitał ją chłodno Hektor.
Roxie nie rozumiała tej sytuacji. Czuła się, jakby stała przed
plutonem egzekucyjnym, składającym się z jej kolegów z rocznika i jakiegoś
dziwnego mężczyzny, którego po raz pierwszy w życiu widziała.
Miny jej znajomych były różne: poprzez wściekłość, która o dziwo
zagościła na twarzy Sam, do zadowolenia u Maelys - zły znak - i zakłopotania u
reszty.
Na środku stał Jules i Cristian, którzy wyglądali na tak samo
niezorientowanych w sytuacji jak ona.
– No, proszę. – Dziwny mężczyzna skinął na nią, by stanęła obok
swoich kolegów.
Roxie miała wrażenie, że już go gdzieś widziała, ale nie miała
pojęcia gdzie. Pewnie był nauczycielem, który jej po prostu nie uczył. Ale co
on tutaj robił?
Zaskakująco młody i przystojny jak na pracownika szkoły. Ciemne
oczy spoglądały na nią srogo, a zaciśnięte usta kazały jej się zastanawiać,
jakby wyglądał z uśmiechem na twarzy. Od razu skarciła się za takie myśli.
Pośpiesznie zajęła wskazane miejsce.
– Możemy zaczynać. – Mężczyzna zatarł dłonie i zmierzył ich
spojrzeniem. – Pewnie zastanawiacie się, o co chodzi. Już wam wyjaśniam. Ale
gdzie moje maniery! – Wyglądał, jakby miał ochotę palnąć się w czoło. – Nazywam
się Aleksander Heal. Jestem opiekunem najstarszych roczników. Dokładniej, prowadzę
dla nich specjalne szkolenie. Przysłano mnie tutaj, jak się już zapewne
domyślacie, ze względu na tę trójkę. – Zwracał się do wszystkich uczniów, ale
to nie zmniejszało zdenerwowania dziewczyny. Roxie nie potrafiła dłużej
zachować milczenia. Nie miała zamiaru wysłuchiwać oskarżeń na swoją osobę,
które miały zapewne zaraz paść.
– Ja nic nie zrobiłam! – wybuchła, strasząc każdego; kilka osób
pisnęło, a Elena nawet spadła z krzesła. Wszyscy byli wsłuchani w wypowiedź
pana Heal’a i nikomu nawet przez myśl nie przeszło, by mu przerwać. – Zawsze
wszystko na mnie! To nie moja wina, że ten głupi smok się na mnie uwziął i
zaczął do mnie gadać! Ja się o to naprawdę nie prosiłam! I jeżeli myślicie
teraz, że mnie wyrzucicie ze szkoły ,to się grubo mylicie! Zostaję i nawet siłą
mnie stąd nie wywleczecie! – Aby nadać swoim słowom jeszcze większej mocy
tupnęła nogą i usiadła, tak jak stała, na ziemi po turecku, krzyżując ramiona i
patrząc na wszystkich gniewnym wzrokiem.
Przez kilka sekund panowała cisza. Wszyscy obecni szesnastolatkowie
wymienili wystraszone i bardzo zdumione spojrzenia. Czekali na reakcję Heal’a.
Mężczyzna spojrzał na nią z góry i wybuchnął szczerym śmiechem.
Roxie oniemiała. Myślała, że zacznie na nią wrzeszczeć, a on
bezczelnie się z niej śmiał!
– Przepraszam. – Otarł łzę z oka i uśmiechnął się do niej
delikatnie. Miała rację. Te wargi były stworzone do uśmiechu. – Niech pani
wstanie. Nikt nie ma zamiaru na panią krzyczeć, a zwłaszcza nikt nie chce pani
wyrzucić ze szkoły! Skąd w ogóle taki pomysł?
Podał jej rękę, ale Roxie nie skorzystała z pomocy.
– Nie? Mam pana słowo? – spytała, unosząc wysoko jedną brew.
Wiedziała, że z tą miną wygląda groźnie. Nie obchodziły ją spojrzenia i reakcje
kolegów. Nie słynęła z przejmowania się tym, co inni ludzie mówią. Teraz
walczyła o swoje i mimo że było jej odrobinę głupio za swoją gwałtowną reakcję,
to nie miała zamiaru tego okazywać.
– Słowo smoka. – Dziwiąc się samej sobie, Roxie postanowiła mu
zaufać. Ujęła jego ciepłą poparzoną dłoń i pozwoliła unieść się do góry. Gdy
stała już przed nim, sięgając mu zaledwie do pasa, poczuła się lekko speszona.
Uniosła hardo głowę i posłała Heal’owi ostre spojrzenie.
– Jeżeli panna Weasley pozwoli mi skończyć, to chciałbym ogłosić,
że dzięki temu głupiemu smokowi jak
to ujęłaś – Posłał jej długie spojrzenie, pod którym dziewczyna mimowolnie się
zarumieniła – pani, pan Flamel i pan Cioran awansujecie.
Zapadła cisza.
– Jak to awansujemy? –
Cristian, któremu ciemnobrązowe włosy wpadły do oczu, zadał pytanie, które miała zamiar
wypowiedzieć.
– A to znaczy, że zostajecie oddani pod moje skrzydła i macie
zapewnione już na stałe miejsce w szkole. Smocza Matka rzadko kogoś wybiera, a
jeśli już to robi, to ma powód. Dostaniecie nowy plan i własną kwaterę.
Spakujcie się i bądźcie gotowi za godzinę. A teraz siadajcie.
Oszołomieni nowymi informacjami zajęli pierwsze lepsze miejsca -
Jules obok Eleny, a Roxie i Cristian na osobnej kanapie.
Aleksander Heal jednak na tym nie skończył.
– Mam jeszcze jedną informację. Trójka z was zostanie w tym
momencie wydalona ze szkoły.
Informacja ta zszokowała każdego. Nie spodziewali się tego.
Zapomnieli już zupełnie, że jest to tylko wymiana - wymiana o dziwnych
zasadach.
– Proszę się uspokoić. I tak… – Mężczyzna rozwinął listę ,
odchrząknął i zaczął czytać. – Pożegnamy się z: panem Fabianem Milano… – Tę
informację każdy przyjął z ulgą; wszyscy go nienawidzili. – Z panem Haroonem
Khanem… – Każdy spojrzał ze smutkiem na małego Hindusa, z którym zdążyli się
już zżyć. Chłopak z trudem powstrzymywał łzy. – I z panną… – Roxie przez małą
sekundę zamarzyła, by powiedział imię Eleny, co tylko sprawiło, że poczuła się
okropnie. – ... Azizą Gesese.
– Ostatnią osobą była jedna z czarnoskórych bliźniaczek, o której obecności
Roxie zdążyła już zupełnie zapomnieć. Po niej na pewno nie będzie płakać. – Wyniki
waszych testów nie były zadowalające, a na treningach także nie radziliście
sobie wystarczająco dobrze. No. To by było na tyle. – Mężczyzna zmierzył ich
surowym wzrokiem. – Za godzinę wasza szóstka ma być spakowana i gotowa do
opuszczenia tego domku – powiedział i teleportował się.
~~*~~*~~*~~
Plan zawiódł praktycznie minutę po jego wprowadzeniu.
Udało im się uwolnić, ale na tym skończyła się ich dobra passa. Na
polanę wpadło pięć nowych osób, z czego troje z nich dzierżyło w dłoniach
różdżki, co nie było dobrym znakiem. Okrywały ich czarne szaty; kaptury
zarzucili na głowy, więc nie dało się ich rozpoznać. Biła od nich dziwna aura.
Nora patrząc na nich, miała wrażenie, że to ostatni ludzie jakich dane jej
będzie oglądać przed śmiercią…
– Erni! Max! Co ta dwójka tutaj robi? – zapytał jeden z mężczyzn,
zatrzymując się przed Norą i Scorpiusem. Nie widzieli jego oczu, ale dziewczyna
mogła się założyć, że był wściekły. – Mówiłem, że potrzebujemy tylko dwójki. Ci
wam nie wystarczyli? – Wskazał na małych rudzielców, przy których kucnęła
jego towarzyszka; wypukłości na szacie wskazywały na jej płeć.
– A. Ci bliźniacy przybiegli za tymi małolatami. Musieliśmy
ich związać. – Erni wyglądał na tak przerażonego, że Norze było go prawie żal.
Prawie.
– Trzeba było ich zabić. – Zamarli na te słowa. Dziewczyna
czuła, że Scorpius chce walczyć. Prawie mu na to pozwoliła, ale wiedziała, że
nie mają szans.
– Ale… – Nie wiedzieć czemu, Erni chciał ich bronić. Nora
wyczuwała, jak trybiki w jego nie za mądrej głowie się obracają. – Ona wciąż
gadała o ich rodzicach! Wydaje mi się, że mogą być kimś ważnym i…
– Ważnym? Zaraz to sprawdzimy. Max, daj mi tu nóż, to się zabawię
z tą ślicznotką. – Spojrzał jej prosto w oczy; Nora w końcu zdołała coś ujrzeć
zza jego kaptura i od razu tego pożałowała. Mężczyzny oczy świeciły czerwienią,
a szeroka twarz była usiana czterema długimi, i naprawdę obrzydliwymi bliznami.
Nigdy wcześniej nie widziała tak przerażającego człowieka. Z jego twarzy biło
takie zimno i okrucieństwo! Dziewczyna czuła, że jest już martwa. Jej wolne
ręce paliły; miała tak wielką ochotę mu porządnie przywalić! Ale musiała się powstrzymać.
Ścisnęła lekko dłoń Scorpiusa, aby go odrobinę uspokoić. Ten znak miał
oznaczać, że ma jakiś plan. Ale… nie miała. – Zabierz także Erniego stąd i
powiedz reszcie, że mogą zaczynać. – Nachylił się nad Norą i skrzywił usta w
imitacji uśmiechu. – To jak się nazywasz, ślicznotko?
Dziewczyna zamarła. Co miała mu powiedzieć? Prawdę czy może
bardziej skomplikowaną prawdę? Przed Ernim i Maxem udawała, że Scorpius jest
jej bratem bliźniakiem, ale teraz… Przedstawić się jako Eleonora Zabini czy
Kasjopeja Malfoy? Zalało ją tak wielkie przerażenie, że traciła zdolność
jasnego myślenia. W lesie było zimno, ale czuła kropelki potu, spływające jej
po plecach. Od odpowiedzi uratował ją Scorpius.
– Malfoy! Jesteśmy Malfoy’ami i nasi rodzice będą naprawdę
wściekli jeśli coś nam zrobicie! – Ruch dłoni mężczyzny był tak szybki, że Nora
nawet nie zdążyła krzyknąć. Scorpius oberwał rękojeścią noża w twarz. Jęknął
głucho i skulił się odrobinę.
– Czy pytałem ciebie, chłopczyku? Nie. Rozmawiam z tą młodą damą.
– Znów przeniósł spojrzenie na Norę. – Może ty będziesz na tyle mądra, by
powiedzieć mi prawdę? Wiem, że Malfoy’e mają tylko jedno dziecko. Chłopca. Nie
bliźniaków.
Dziewczyna miała ochotę pluć sobie w twarz! Jasne, że to wiedział.
A dlaczego by nie? Był członkiem jakiejś dziwnej organizacji i nie wiadomo,
jakie posiadał informacje. Kątem oka dostrzegła, że kobieta przeniosła Hugona i
Lily na skraj polany i coś nad nimi szeptała. Nora miała nadzieję, że im
pomoże, a nie zaszkodzi. Pozostała trójka stała w kręgu - ci, którzy byli
czarodziejami - podając sobie kielich wypełniony ciemną substancją. Wyglądali,
jakby się modlili; Nora była pewna, że to nie oznacza nic dobrego.
Przeniosła spojrzenie na swojego oprawcę. Wiedziała, że słowa,
które teraz wypowie mogą zaważyć na wszystko.
– On jest Malfoy’em. – Jej głos był schrypnięty; musiała
odchrząknąć i powtórzyć. – Scorpius Malfoy. A ja… – Nagle poczuła, że już wie,
co powinna powiedzieć. Nigdy nie należała do grona odważnych ludzi, ale czas
spędzony w Hogwarcie wiele ją nauczył. Dowiedziała się, czym jest prawdziwa
przyjaźń, lojalność, oddanie i… poświęcenie. Zauważyła poruszenie na skraju
polany. – … jestem nikim – szepnęła, zamykając oczy i czekając na koniec.
Nóż wszedł w nią niczym w masło. Zabawne, że właśnie to porównanie
przyszło jej do głowy. Ciało zawsze wydawało jej się mocne, silne, wytrzymałe,
a jednak takie nie było. Poczuła na żebrach zimno stali. A później nastało
piekło.
Nie pamiętała za wiele. Kojarzyła tylko jakieś krzyki, błyski
światła i bladą twarz Scorpiusa pochylającego się nad nią i coś mówiącego.
Dźwięki docierały do niej zniekształcone. Kolory rozmywały jej się przed
oczami, a po chwili… już nic nie widziała.
~~*~~*~~*~~
– Nora! – wrzasnął po raz kolejny i przyłożył różdżkę do jej rany,
która wyglądała naprawdę paskudnie. Jak mógł do tego dopuścić!? Nie spodziewał
się, że dziewczyna zachowa się w ten sposób. Zaczął mówić wszystkie znane mu
zaklęcia lecznicze, z których niestety nie był najlepszy.
Starał się nie zwracać uwagi na zamieszanie, które wybuchło wokół
nich. Fred i James obrzucili ich tylko spojrzeniem i zasłonili, tworząc mur z
własnych ciał, strzelając z różdżek na wszystkie strony. Od razu udało im się
powalić Erniego i Maxa, którzy teraz wydawali mu się naprawdę żałośni. Albus i
Rose… Cholera! Rose?! Nie miał pojęcia, kto ją tutaj
przyprowadził, ale ten ktoś na pewno za to oberwie. Kuzynostwo dostało się do
swojego rodzeństwa. Rose, jako jedyna mądra, posłała w międzyczasie patronusa
po pomoc. Pozostała dwójka, czyli Tamara i Nott, których także tutaj nie
powinno być, zaatakowali trójkę czarodziei. Wszystko działo się bardzo szybko.
Mężczyzna, który zranił Norę zniknął jako pierwszy. Zaraz po nim uciekli jego
towarzysze.
Na polanie zaległa cisza.
James i Fred jako pierwsi do nich dotarli.
– Co z nią? – Scorpius nigdy nie sądził, że ujrzy tak przerażonego
Pottera. Nachylił się nad swoją przyjaciółką, delikatnie odgarniając jej włosy
z czoła.
– Nie wiem. – Próbował powstrzymać łzy napływające do oczu i dalej
rzucać uzdrawiające zaklęcia, które nie chciały działać.
Rose podbiegła do niego i zamarła, gdy ujrzała Norę.
– O Merlinie… Jak to się stało?
To pytanie zawisło w powietrzu. Scorpius jakoś nie czuł się na
sile, aby odpowiedzieć. Nie wiedział, co się działo z Norą, ale krwotok nie chciał
ustać. Rana nie wyglądała groźnie, ale mężczyzna musiał uszkodzić jakiś narząd
wewnętrzny, bo słabe zaklęcia nic nie pomagały. Oddech dziewczyny zrobił się
płytki.
Tamara i Nott wyglądali na pokonanych. Stali z boku i milczeli,
ale z ich oczu bił wielki smutek.
– Czy ktoś potrafi jej pomóc? – Spojrzał każdemu z nich w oczy,
ale widział w nich to, co pewnie oni ujrzeli w jego: rozpacz.
Miał ochotę krzyczeć! Nie po to odnalazł siostrę, by teraz się
poddawać. Fred siorbną nosem, a Rose otwarcie już płakała. A Scorpius wpadł na
pomysł.
Wiedział, że liczy się każda sekunda. Nie miał pojęcia, jak
dokładnie działa zaklęcie, które miał zamiar wypowiedzieć, ale musiał spróbować.
Nachylił się ponownie nad dziewczyną i powiedział pięć bardzo skomplikowanych
słów. Miał tylko nadzieję, że się nie pomylił.
Z jego różdżki wydobył się niebieski płomyk, który przylgnął do
rany i zaczął ją wypełniać. Siedząca obok Rose, wzięła głęboki oddech.
– Scorp… Co robisz?
Sam nie wiedział. Miał tylko pewność, że nie pozwoli jej umrzeć.
Po chwili na polanie zaczęli pojawiać się nauczyciele, ale
Scorpius nawet w tamtym kierunku nie spojrzał. Wzrok miał utkwiony w twarzy
siostry, która już od kilku sekund nie oddychała. Błagał ją w myślach, by dała
radę. Była silna. Nie mogła umrzeć!
Nagle uniosła klatkę piersiową i wzięła głęboki oddech. Nie
obudziła się, ale to mu wystarczyło. Razem z przyjaciółmi zwrócił się do
dorosłych, by opowiedzieć im, co się wydarzyło.
~~*~~*~~*~~
Nora i Hugo byli w najgorszym stanie. Nie wychodzili ze śpiączki
przez kilka dni, co doprowadzało resztę do czarnej rozpaczy. Hermiona nie
odstępowała nawet na krok łóżka swojego młodszego dziecka. Po dobie przybył do
niej mąż, który wspierał ją w tych trudnych dniach. Lily odzyskała przytomność
już po kilku godzinach, ale ta sytuacja mocno odbiła się na jej psychice.
Obwiniała się za to, co się stało. To była jej wina, że namówiła Hugona na
wymknięcie się do Zakazanego Lasu. Nikt nie miał do niej żalu, ale ona nie
mogła się z tym pogodzić i była strażniczką numer dwa przy łóżku swojego
kuzyna.
Scorpius nie powiedział wszystkiego. Jakoś czuł, że musi zachować
milczenie. Jego wersją dla aurorów i nauczycieli było, że jacyś
niezidentyfikowani osobnicy ich zaatakowali. ,,Po co” lub ,,dlaczego”? Chłopak
tego nie wiedział. Za to opowiedział o wszystkim szczegółowo swoim przyjaciołom
i członkom LOCHu.
Jeśli chodzi o Norę… Codziennie u niej przesiadywał, razem z
resztą przyjaciół. Mieli nadzieję, że szybko się wybudzi. Uzdrowiciele mówili,
że nic jej już nie było i nie znali przyczyny, dlaczego nie odzyskuje
przytomności. Scorpius bał się, że to przez jego zaklęcie… O którym nawet swoim
przyjaciołom nie chciał opowiadać.
Zabawne mu się wydawało, że teraz oprócz Rose i Albusa, mógł
polegać na Jamesie, Fredzie, Albercie i Tamarze. Cała czwórka wcześniej była
dla niego nikim, a po tej przygodzie stali się zespołem, prawie że
rodziną.
A jeśli chodzi o rodzinę…
Minęło cztery dni od tego ataku w lesie. Nauczyciele nadal nie
mieli pojęcia, co dokładnie się stało. Skrzydło szpitalne zostało zamknięte dla
nieproszonych gości - czyli ciekawskich uczniów. Scorpiusowi i jego towarzyszom
nadal pozwolono przesiadywać u Nory, co bardzo często robili.
Ten dzień wyglądał tak jak trzy wcześniejsze.
James i Fred rano zmieniali Albusa, który miał w zwyczaju czuwać
przy dziewczynie całą noc. Po śniadaniu szli na zajęcia. W czasie przerwy
obiadowej odwiedzali ją Tamara i Nott, a po zajęciach, w czasie kolacji
Scorpius i Rose, którzy jakoś przestali się przejmować obecnością Hermiony w
tej samej sali. Po kolacji zbierali się u niej wszyscy.
James i Albus grali właśnie w szachy, a Rose siedziała obok i
usłużnie podpowiadała im na zmianę. Tamara, która okazała się naprawdę w
porządku, zaplatała właśnie włosy Nory w warkocz. Stwierdziła, że dziewczyna
powinna wyglądać porządniem nawet jak jest nieprzytomna. Scorpius siedział w
nogach łóżka i odrobinę przysypiał, gadając od niechcenia z Nottem, który był
tak samo zmęczony jak on.
Tę sielankową scenę przerwało zamieszanie przy drzwiach.
Wszyscy spojrzeli w tamtym kierunku, ale to Scorpius jako pierwszy
zorientował się, kim byli ludzie przy wejściu.
Wstał na równe nogi i pobiegł w tamtym kierunku.
– Mamo! Tato! Co wy tu robicie? – wykrzyknął, gdy znalazł się koło
nich.
Nigdy nie widział swoich rodziców w takiej osłonie. Jego mama była ubrana w
zwykłe dżinsy i elegancką satynową koszulę, choć wychodząc do ludzi, zawsze
ubierała się w tradycyjne szaty. Jego ojciec miał potargane włosy, dzięki
którym wyglądał młodziej i twarz ściągniętą zmartwieniem.
– Witaj, synu. – Draco próbował zachować spokój. – W tym momencie?
Próbujemy dostać się do Skrzydła Szpitalnego.
– Ale po co? Przecież mogę porozmawiać z wami na zewnątrz. –
Chłopak nie rozumiał tej sytuacji.
– Tu nie chodzi o ciebie. – Astoria uśmiechnęła się do niego w
przepraszający sposób.
– A o kogo? – Zaczął już się domyślać, ale potrzebował
potwierdzenia.
Ojciec spojrzał na niego z lekką irytacją, ale posłusznie wyjął z
kieszeni marynarki pogiętą kartkę i podał ją Scorpiusowi. Chłopak wygładził ją
i przeczytał:
– Drogi panie Malfoy! Pozdrawiam pana i pańską małżonkę. Muszę
podzielić się z panem pewną informacją. Pańska córka żyje i w tym momencie
znajduje się w Hogwarcie. Leży nieprzytomna w Skrzydle Szpitalnym i potrzebuje
państwa pomocy. Pozdrawiam. – Scorpiusowi kartka wypadła z ręki. Nie było
podpisu.
Spojrzał przez ramię na łóżko Nory i ujrzał, że dziewczyna wybrała
właśnie ten moment, by otworzyć oczy. Mrugała powiekami parę razy, patrząc po
kolei na rozpromienione twarze przyjaciół, później jej wzrok padł na parę,
stojącą w drzwiach. Malfoy wyczuł, że dziewczyna powoli zaczyna rozumieć tę
sytuację i że jest przerażona. Ale nie mógł już tego przerwać. Osunął na bok
oburzoną pielęgniarkę i przepuścił swoich rodziców.
Nora na to zasłużyła. Zasłużyła, by odzyskać rodzinę, a on jej
obiecał, że będzie dla niej bratem. I miał zamiar dotrzymać tej obietnicy.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tam,
tam, tam, taaaaa!
Uwielbiam
kończyć w takich momentach. :D Już mogę obiecać, że rozdział 17 będzie
bardziej poświęcony Roxie niż Norze. Dziękuję bardzo za motywujące komentarze!
Dzięki nim udało mi się skończyć ten rozdział szybciej niż myślałam. W czasie
przerwy świątecznej postaram się dokończyć szablon i napisać kilka rozdziałów –
więc jest na co czekać!
Pozdrawiam
i życzę miłego ostatniego tygodnia szkoły! :D
* Tak teraz czytam ten rozdział po pewnym czasie, robiąc drobne poprawki i stwierdzam, że to jeden z moich ulubionych rozdziałów. Dlatego jeśli czytasz ten rozdział, nawet jak już minęło dużo czasu od jego publikacji, to zostaw komentarz. Bardzo chcę wiedzieć, co o tym myślicie ;)
* Tak teraz czytam ten rozdział po pewnym czasie, robiąc drobne poprawki i stwierdzam, że to jeden z moich ulubionych rozdziałów. Dlatego jeśli czytasz ten rozdział, nawet jak już minęło dużo czasu od jego publikacji, to zostaw komentarz. Bardzo chcę wiedzieć, co o tym myślicie ;)
Ba boom frajerzy!! Znowu pierwsza! Przeczytam i zaraz dodam komentarz :D
OdpowiedzUsuńNajpierw powiem, ze mnie nie zawiodłaś, i że jesteś głupią idiotką, która przerywa w najlepszych momentach!
UsuńZaczne od poczatku. W zyciu bym nie powiadzial, ze tak to rozwiniesz! Że Nott jest dobry, w to mi łatwo było uwierzyć, ale Tamra? Myślałam, że mi szczeka opadnie aż do ziemii. Kim buli porywacze? I do czego potrzebowali dzieci? Ogólnie świetnie wymyśliłaś t z Łowcami Czarownic. Tak nowoczesny powiew w stosunku do XVIII wiecznego Hogwartu.
Nora wykazałam sie ogrmna odwaga poświecajac sie. Myslałam, ze bede plakac! Oczywiscie Scorpius tez mi bardzo zaimponował swoim zachowanie. Zrzera mnie ciekawosc jakiego zaklecia użył. Bieda Lily, nie wiedziala co robi, a teraz cierpi kruszynka :(
Gdy w skrzydle pojawili sie rodzice domniemanych "bliźniaków" myślałam, że zejdę na zawał! Powaznie! Wyśle Ci rachunek za leki na arytmię!
Fragment z Roxi cudowny! Uwielbiam tą bohaterke i jej zycie. Teraz dopiero, gdy została "wybrana" jestem pewna, ze nas czymś zaskoczysz! Moment, w ktorym zaczeła sie zachwywac jak male dziecko byl nie do powtorzenia. Uwielbiam chwile, gdy ta mała złośnica daje o sobie znać!
Gdy tak patrze na Twoje, a później swoje opowoadanie dopiero zdaję sobie sprawę jak wiele musze sie jesze nauczyc :/
Życze weny i pozdrawiam, puck
Hahahahah oj, puck :* Jesteś moją mistrzynią.
UsuńTakie spaczenie przez boga trollingu Ricka Riordana... Nie mogłam się powstrzymać XD
Już od dłuższego czasu chciałam wprowadzić Łowców Czarownic, ale jakoś nie mogłam znaleźć dobrego momentu. Wszystko się wyjaśni w późniejszych rozdziałach.
Cieszę się, że mój marny rozdział wywołał w tobie takie reakcje. Hahaha wiem... :D z chęcią za nie zapłacę!
Na Roxie mam już cały opracowany plan... Muszę się przyznać, że też ją uwielbiam, ale to nie sprawi, że będzie mieć ze mną łatwo! Oj jakoś utrudnię jej życie... XD
Nie pisz mi tutaj głupot! Bo ja ciebie nazwę idiotką! Twoje opowiadanie jest genialne i na serio je uwielbiam :* Poćwiczysz trochę i będziesz mistrzynią nad mistrzyniami!
Dziękuję i mam nadzieję, że już wkrótce dodasz u siebie rozdział. Będę czekać!
PS I zgadnij kto zasłużył na następną specjalną dedykację...? :)
przeczytałam ! świetny jak zawsze :)
OdpowiedzUsuńdobrze, że Nora i Scorpius wyszli z tego cali, jestem bardzo ciekawa ich relacji z Malfoyami :D
Pozdrawiam !
Dziękuję i się cieszę XD
UsuńMam nadzieję, że kolejne rozdziały Cię nie rozczarują.
Także pozdrawiam!
Super rozdział. Jak Roxi zachowałą się jak dziecko, jak Nora została zraniona nożem, jak przyszli rodzice Scorpiusa. Coś mi się wydaję, że Roxi będzie jakoś powiązana z Norą. Czekam z niecierpliwością na następny rozdział. Życzę dużo weny i pozdrawiam, Nikita
OdpowiedzUsuńCoś mi się wydaje, że dobrze kombinujesz... Ale na razie ciii... :)
UsuńTakże pozdrawiam i dziękuję!
hej,kiedy bedzie kolejny rozdział?
OdpowiedzUsuńPlanuję zająć się pisaniem w ten weekend, ale nie wiem, czy się wyrobię. W pt idę na maraton Hobbita i nie wiem, czy po nieprzespanej nocy powinnam cokolwiek pisać XD Ale do poniedziałku (choć to naprawdę optymistyczna opcja) powinnam dodać.
Usuńosz tyyyy... zdradziecka czarownicoooo... jak mogłaś... taka chwila... siedziałam taka spięta... a tu... KONIECCC!! :'(. Piękny rozdział, cudownie się go czytało, więc przez to, że to taki piękny rozdział... szybciej zacznę cię "molestować" xD, czemu ja zawsze muszę pisać takie krótkie komentarze D:, napisałam co chciałam i więcej nie mam pomysłu... :(. Sorry, że tak późno komentuje ale wcześniej byłam na komórce i nie chciało mi się męczyć ze słowniczkiem xD
OdpowiedzUsuńGallo Konio Anonim
Nawet nie podziękuje za dedykacje :C
UsuńOj wiem, że mnie kochasz (po przyjacielsku, oczywiście) :*
Ja też mam problem z pisaniem długich komentarzy, więc ci wybaczę.
sorry.... przepraszam z całego serca :( BARDZOOOO dziękuję za dedyk :D, zapomniałam o nim napisać bo twój rozdział był taki super, że no... CUDOOOOOO *.* ale oczywiście nie mówię, że dedyk nie był wspaniały :D jak go czytałam to łezka w oku mi się zakręciła :'), tak oczywiście, że cię kocham xD ;* (po przyjacielsku)
UsuńGallo Konio Anonim
a i HOHOHOHOHO... WESOŁYCH I "NORYCH" ŚWIĄT :D XD
UsuńGallo Konio Anonim
Hahaha uwielbiam Cię, dziewczyno i nawet nie wymagałam byś mi dziękowałam. Dedykacja była nieprzymuszona i szczera z całego serca :*
UsuńDziękuję bardzo i nawzajem - he he he najlepsze życzenia świata!
Udało mi się! Jestem na bieżąco!
OdpowiedzUsuńZacznę od końca, bo w końcu cała ta sielanka mnie zaskoczyła. Tak naprawdę świetnie pokazałaś to jak bardzo bezsilny może być czarodziej, bo ja szczerze zawsze sądziłam, ze czary mary i abrakadabry wystarczą, aby w lada moment kogoś uzdrowić. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że niektóre zaklęcia mogą okazać się za słaba ne uleczenie poważnych urazów. Trzeba również oddać hołd Scorpius, że zna tak wiele świetnych zaklęć.
Sądzę, że niedługo z młodego Malfoy'a zrobi się genialny mag-medyk, czy jak to jest nazywane. Jednocześnie również mu współczuje, bo bez wątpienia będzie miał ciężką rozmowę. Pewnie jego rodzice się wściekną, że wcześniej im nie powiedział, ale liczę na Norę, że ona wszystko im wyjaśni i znów nastanie sielanka :3
Reakcja Roxy była genialna :D Po prostu to jak zbuntowała się nauczycielowi, Boże... jakim cudem ty potrafisz pisać z taką łatwością o dwóch różnych osobach? No i wychodzi Ci to fantastycznie! Jestem pod nie lada wrażeniem!
Co do Julesa to mam szczerą nadzieje, że zerwie z Eleną.
Chyba doskonale pamiętasz również jaka byłam anty nastawiona względem Tamary? Cóż nadal jej nie lubię (to pytanie o czarnowłosego pomocnika, chyba zgadałam nie? To był Nott!), chwali się, że jest w tym całym LOCHu (kojarzy mi się z Loch Ness), a nie umiała pomóc Norze w chwili gdzie jej życie było nad krawędzią śmierci!
Toteż nadal jej nie lubię i uważam, że jest fałszywą i wredną osobą! Ota tak!
Notta oczywiście lubię, a przy okazji (jestem dość chaotyczna, nieprawdaż? Czuje się jak moja Maggie opowiadająca coś >w<) mam nadzieje, że Hermiona i Ron (bo wydaje mi się, że jest obecny w Skrzydle Szpitalnym) zaakceptują związek ich młodszej córki. Naprawdę liczę na to, że pokochają Scorpiusa podobnie jak ja! Bo on jest naprawdę uroczy! Tak się poświęcił dla swojej ukochanej i do niedawna nieistniejącej siostry, która naprawdę była zaginiona, choć wszyscy myśleli, że w ogóle nie istniała!
Trochę czuję się jak w jakimś melodramacie >.< Jednak to w tym pozytywnym znaczeniu tego słowa, bo na szczęście pomimo różnych sekretów i tajemnic, nikt jeszcze nie spał z każdym :D (choć co do Tamary mam inną opinię).
Oczywiście tak się wkręciłam w bieg Twojego opowiadania i tak mnie zainspirowało, że w końcu mogłam ukończyć rozdział u siebie, więc naprawdę Ci dziękuje :3 Właściwie to podziękowania należą się bardziej Norze :D
Piszesz oczywiście świetnie i moim zdaniem najważniejsze jest, abyś sama to zrozumiała, bo bycie taką cudowną osobą masz we krwi, niczym czarodziej magię, czy jakoś tak...
Naprawdę i całkowicie szczerze spodobało mi się Twoje opowiadanie, co można naprawdę potwierdzić patrząc na to z jaką szybkością i z uwielbieniem je czytałam, a moja siostra, co chwila się pytała, czemu się uśmiecham :D
Teraz napiszę Ci moje standardowe życzenia: Życzę MORZA weny, GÓRY równie genialnych pomysłów, MASĘ czasu i nieograniczony dostęp do komputera i internetu (to ostatnie przede wszystkim!)
Mam ochotę zatańczyć, choć ostatnim razem jak to robiłam moja mama się załamała... podobnie jak wtedy gdy śpiewam! Właściwie jest ona bardzo krytyczną osobą i mnie rani... właściwie to u nas chyba normalne, jak pomyślę o tyk jakie teksty ma mój tato, ostatnio załamałam ich moją spostrzegawczością, ale serio! Kto by zauważył nowo otwarty sklep (co prawda widziałam, jak go budują i gdzie) jadąc autem obok niego! No proszę cię! Ja nie rozglądałam się chaotycznie wokół i nie wgapiałam się w krajobraz! Jesteś ze mną nie?
Albo to moja wina, ze wjechałam rowerem w ścianę?! Ja się pytam, kto postawił trzydziestoparoletni budynek (a może i starszy) na mojej drodze! Właściwie to wina roweru, bo nie mogłam skręcić... tak to nie moja wina!
Tak sobie trochę ponarzekam, ale to wina późnej godziny, wtedy mi odbija...
Kończę więc mój długaśny komentarz, który jest nie na temat i pozdrawiam ciepło ^^
http://life-of-heros.blogspot.com/
Nareszcie!!! Internet!!!
UsuńPrzepraszam za moją długą nieobecność, ale zupełnie nie miałam dostępu ani do komputera ani do internetów. W końcu się udało złapać wi-fii i mogę nadrobić wszyyyystkie zaległości.
No sielanka sielanką, ale aż tak dobra to ja nie jestem XD Trochę się jeszcze pomęczą.
Scorpius jest moim cichym bohaterem, ale chyba nie odnajdzie się w świecie medycyny... On po prostu jest mistrzem zaklęć i raczej coś z nimi będzie próbować.
Nie pamiętam, czy już to pisałam, ale na początku miałam wielkie problemy, żeby nie pogubić się w problemach dziewczyn. Czasami myliłam ich imiona i ogólnie nie radziłam sobie. Ale potem... Jak bardziej wciągnęłam się... To teraz nie mam z tym najmniejszego problemu. Tak się przywiązałam do swoich bohaterek, że czasami wydaje mi się to aż dziwne, :) Ale kocham te moje dwie wariatki!
Tamara ma swój charakterek. I masz pozwolenie na nielubienie jej XD Znaj łaskę pana!
Masz szczęście, że uwielbiam Maggie i uwierz mi, że twoje komentarze w ogóle nie wydają mi się chaotyczne. Są cudne! A co do Rona i Hermiony... Hm... Nie mogę jeszcze tego zrobić Rose. Dziewczyna nie jest jeszcze na to gotowa.
Hahah naprawdę nie lubisz Tamary! Biedna dziewczyna... Nie będzie mieć z tobą życia.
Właśnie widziałam, że dodałaś nowy rozdział i aż nie mogę się doczekać, by polecieć i go przeczytać. Muszę nadrobić zaległości!
O raju... Dziękuję :* Jestem taka szczęśliwa, że zdobyłam taką wspaniałą czytelniczkę! Uważam, że wiele bym straciła nie poznając Ciebie. Na pocieszenie mogę Ci napisać, że moja siostra uważa mnie za wariatkę, bo czytając każdy twój komentarz sama do siebie się szczerzę... :D
Morze, Góry i Masa, tak? XD Dziękuję pięknie. Masa zawsze się przyda!
Mam tak samo! Jestem totalną ofiarą losu jeśli chodzi o tańczenie, śpiewanie, a nawet rysowanie!
Rozumiem Cię w 100%! Jasne, że jestem! Ja kiedyś wpadłam na wielkie drzewo jadąc rowerem, którego także tam nie powinno być! Jak teraz o tym napisałaś to przypomniała mi się przygoda mojej najlepszej przyjaciółki, która także jest niesamowicie spostrzegawcza... Tak spostrzegawcza, że jadąc na rowerze nie zauważyła krawężnika - bo kto normalny stawia krawężnik przed wjazdem na chodnik, co? - i pięknie zaryła w niego brodą. Później chodziła z raną w kształcie konia i ludzie się z niej śmiali XD Tak naprawdę to ja śmiałam się najmocniej, ale ciii... Mam zdjęcie na pamiątkę!
Dziękuję Ci bardzo, że przebrnęłaś przez moje długaśne opowiadanie i w dodatku wszystko skomentowałaś! Nie myśl, że o Tobie zapomniałam! Już lecę do Ciebie czytać,a później siadam i sama coś piszę, bo coś czuję, że jak szybko czegoś nie dodam to moje krwiożercze czytelniczki zaraz mnie zaatakują!
Rozdział super i ciekawy. Już nie mogę się doczekać następnego! Biedny Hugo i Nora :(
OdpowiedzUsuńKocham Scorpiusa ♡♡♡
Rose! Wreszcie Rose zmądrzała!
James i Fred taaaaaacy słooooooodcy ♡♡♡
Roxy 👍 - Jak ja uwielbiam jej charakter!
U Ciebie wszyscy bohaterowie są tacy prawdziwi. To jest po prostu niesamowite...
Już się nie umiem doczekać rozmowy rodzinki Malfoyów =D
Pozdrawiam i życzę weny ;)
Następny rozdział powoli, powoli będzie powstawać :) Święta zupełnie mnie wyczerpały...
UsuńCzasami mnie przeraża jak bardzo moi ludkowie są wredni i nieidealni, ale miło widzieć, że komuś to odpowiada.
Uwierz mi - ja też! XD
Dziękuję bardzo i wesołych świąt!
Kiedy pojawi sie nastepny rozdzial? Nie moge sie doczekac :)
OdpowiedzUsuńPracuję nad nim, ale - pod wpływem wielkiego przypływu weny - piszę sylwestrowy dodatek, którym jak na razie jestem zachwycona! Ta skromność XD Jutro mam zamiar go skończyć i zarwać nockę, by napisać 17 rozdział, więc jest na co czekać!
UsuńPozdrawiam!
Nie moge sie doczekac :)
UsuńWow, super. Dziś przeczytałam całego bloga i powiem szczerze: kiedy zaczynała, nie myślałam, że to mnie aż tak wciągnie! A za takie zakończenie... Mam ochotę... och, lepiej nawet nie będę pisać. Czekam z niecierpliwością na następny rozdział.
OdpowiedzUsuńeva
Uwielbiam najbardziej na świecie takie komentarze. Dają mi nadzieję, że może jeszcze jakoś zdobędę czytelników, których zawsze brak :)
UsuńProszę bardzo, nie krępuj się. Tyle gróźb przewinęło się już przez mojego bloga, że zdążyłam przywyknąć. A zawsze bardzo pomagają mi w zmotywowaniu się!
Pozdrawiam!
Przeczytalam w 1dzien calego bloga. Piszesz po prostu fantastycznie. Nie moge sie doczekac nastepnego rozdzialu pisz szybko bo jak nie to cie zamorduje hahah :) /POTTEROWA
OdpowiedzUsuńWidzę, że od razu wpasowałaś się w rolę idealnej czytelniczki Nowej, która grozi śmiercią autorce, co? XD Brawo dla ciebie! Już lecę pisać!
UsuńDziękuję za komentarz.
No i jak ja mam teraz inne książki czytać jak się będę o Norę zamartwiać ;P
OdpowiedzUsuńJak zwykle genialnie <3
Nie wiem, czy mam się cieszyć, że moje opowiadanie ci się spodobało, czy raczej się bać, że pozwiesz mnie do sądu ...? :D
UsuńNorze nic nie będzie - jak na razie!
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńSorki się pomyliłam >.<
UsuńPrzepraszam, za to!
Pozdrawiam ^^
Kiedy nowy rozdział?!?!?!?!?!? Bo nie mogę się doczekać. Nie każ mi dłużej czekać błagam cię =D , nietrzymaj nas dłużej w niepewności :(
OdpowiedzUsuńZniecierpliwiona czytelniczka :*
Będzie za kilka minut. Robię ostatnie poprawki ;)
UsuńNo ciekawy pomysł miała Nora, kurde nie miała 100% pewności, że nie mają różdżek, przecież mogli mieć je schowane pod ubraniami. A jednak zaryzykowali :)
OdpowiedzUsuń' - Co teraz?
Nora zastanowiła się nad tym pytaniem.
- Najpierw nas uwolnij, ale tak, żeby się nie zorientowali. A później… - Oblizała swoje spierzchnięte wargi i zmarszczyła czoło. – Zobaczy się.' - genialne, aż ze śmiechu nie wyrobiłam :)
No ciekawy rozdział, nie powiem :D
http://vampireandmillionaire.blogspot.com/
Czy ja wiem, czy do było do śmiechu? XD Ale ok!
UsuńNo dziękuję, nie powiem ;)
Przez ciebie mam dylemat, sama nie wiem czy bardziej wolę Norę czy Rox :) trudny wybór jak między lodami a żelkami :)
OdpowiedzUsuńRozdział przewspaniały, naprawdę jestem pełna podziwu, bałam się, że coś im się stanie, ale ryzyko popłacało. No i największe zaskoczenie Nott i Tamara należą do LOCHU? Matko Bosko :p
Dziś więcej nie dam rady, jestem po dwunastu godzinach pracy i mimo najszczerszych chęci padam na pyszczek. Wpadnę znów w weekend :)
A teraz korzystając z okazji zapraszam do siebie na najświeższy rozdział :)
http://nauczysz-sie-mnie.blogspot.com/